• [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    dostałem zadyszki, a w prawej nodze poczułem pulsowanie  ale nie skarżyłem się. Wdzięczny byłem Joy, że
    utrzymywała wolniejsze tempo niż wczoraj.
    Nie rozmawiając dobiegliśmy do końca niższej ścieżki. Oddychałem z trudem, nie miałem już więcej sił.
    Zacząłem zawracać, kiedy Joy zawołała:
     Kto pierwszy ten lepszy!  i pobiegła w górę łącznika.
     Nie!"  krzyknął mój umysł.  Zdecydowanie nie"  powiedziały moje zmęczone mięśnie. Wtedy spojrzałem
    na Joy biegnącą lekko w górę zbocza, jakby to była równa płaszczyzna.
    Z okrzykiem buntu przypuściłem szturm na wzgórze. Wyglądałem jak pijany goryl, pochylony do przodu,
    jęczący, sapiący, wspinający się na oślep pod górę  dwa kroki do przodu, jeden z poślizgiem do tyłu.
    Dotarłem na szczyt. Joy stała tam, wdychając zapach wilgotnych igieł sosnowych. Wyglądała spokojnie i
    radośnie jak Bambi z kreskówek Disneya. Moje płuca błagały o więcej powietrza.
     Mam pomysł  powiedziałem dysząc.  Resztę drogi pójdzmy spacerem, albo nie, lepiej czołgajmy się,
    będziemy mieli więcej czasu na rozmowę. Co ty na to?
     Ruszajmy  zawołała Joy wesoło.
    Mój żal zmienił się we wściekłość. Będę ją gonił choćby na koniec świata! Trafiłem nogą w kałużę,
    poślizgnąłem się na błocie, wpadłem na sterczącą gałąz i omal nie potoczyłem się w dół zbocza.
     Cholera! Do diabła! A niech to szlag!  wyszeptałem ochrypłym głosem. Nie miałem już sił, żeby mówić.
    Z trudem wdrapałem się na mały pagórek, który dla mnie wyglądał jak Góry Kolorado, i zobaczyłem Joy,
    siedzącą w kucki, bawiącą się z kilkoma dzikimi królikami skaczącymi po ścieżce. Gdy dowlokłem się do niej,
    króliki umknęły w krzaki. Joy spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
     Och, jesteś już  powiedziała.
    Jakimś nadludzkim wysiłkiem zdołałem przyspieszyć i minąć ją, ale ona poderwała się, wyprzedziła mnie i
    zniknęła w oddali.
    Wspięliśmy się prawie czterysta metrów. Byłem teraz wysoko ponad Zatoką i mogłem oglądać budynki
    Uniwersytetu poniżej. Nie miałem jednak sił, aby podziwiać ten widok. Byłem bliski omdlenia. Przez moment
    miałem wizję siebie pogrzebanego na wzgórzu, w mokrej ziemi. Na mogile widniał napis:  Dan tu leży. Równy
    był z niego gość. Wysoko mierzył."
    Deszcz wzmógł się jeszcze bardziej. Biegłem jak w transie, pochylając się do przodu, potykając się,
    wlokąc się noga za nogą. Buty ciążyły mi jakby były z betonu. Za zakrętem zobaczyłem ostatnie wzgórze,
    70
    które wznosiło się niemal pionowo. Ponownie mój umysł zbuntował się. Ciało samo zatrzymało się, ale tam, w
    górze, na samym szczycie stała Joy w rękami wyzywająco wspartymi na biodrach. Jakoś zdołałem pochylić
    się do przodu i ponownie uruchomić nogi. Brnąłem z trudem, wytężałem siły i jęczałem, wspinając się po nie
    kończących się stopniach, aż w końcu potykając się wpadłem prosto na Joy.
     Hola, mój drogi, hola  roześmiała się.  Trening skończony. To wszystko na dziś.
    Dysząc ciężko, pochylony do przodu, wysapałem:
     Powiedz... mi... to... jeszcze... raz.
    Schodziliśmy ze wzgórza wolnym krokiem. Miałem dzięki temu czas na odpoczynek i rozmowę.
     Joy, wydaje mi się, że taki wysiłek i takie tempo nie jest naturalne. Nie byłem przygotowany na taki bieg.
    Myślę, że nie jest to zbyt dobre dla ciała.
     Zgadza się  powiedziała.  Nie była to próba dla twojego ciała, lecz dla ducha. Sprawdzian, czy dasz
    sobie radę  nie tylko ze wzgórzem, ale z całym twoim treningiem. Gdybyś się zatrzymał, to byłby koniec. Ale
    zdałeś ten test, Danny, zdałeś celująco.
    Zaczął wiać silny wiatr, lunął ulewny deszcz nie zostawiając na nas suchej nitki. Joy przystanęła i wzięła
    moją głowę w swoje dłonie. Woda kapała z naszych przemoczonych włosów i spływała nam po policzkach.
    Objąłem ją ramieniem i pogrążyłem się w jej błyszczących oczach. Pocałowaliśmy się.
    Poczułem przypływ energii. Nasz widok rozśmieszył mnie  wyglądaliśmy jak gąbki wymagające wyżęcia.
     Będę pierwszy na dole!  zawołałem i pomknąłem do przodu. Niech to licho, pomyślałem, mógłbym
    potoczyć się na sam dół tych cholernych ścieżek! Oczywiście Joy wygrała.
    Nieco pózniej tego popołudnia razem z Sidem, Garym, Scottem i Herbem rozciągałem się leniwie na sali.
    Ciepła sala gimnastyczna była przyjemnym schronieniem przed ulewą na zewnątrz. Pomimo wyczerpującego
    biegu wciąż miałem zapas energii.
    Ale kiedy wieczorem wszedłem do kantoru stacji i zdjąłem buty, zapas ten wyczerpał się zupełnie. Chciało
    mi się rzucić swoje obolałe ciało na sofę i zdrzemnąć dziesięć albo dwanaście godzin. Opierając się temu
    pragnieniu, usiadłem z gracją na sofie i spojrzałem na Sokratesa.
    Z rozbawieniem zauważyłem, że zmienił wystrój biura. Na ścianach wisiały zdjęcia mistrzów golfa,
    narciarzy, tenisistów i gimnastyków. Na jego biurku leżała rękawica baseballowa i piłka futbolowa. Sokrates
    nawet miał na sobie koszulkę z napisem  Zespół trenerski Stanu Ohio". Wyglądało na to, że wkroczyliśmy w
    sportowy etap mojego treningu.
    Gdy Sokrates przyrządzał dla nas swoją specjalną herbatę  na przebudzenie", którą nazywał  Grzmiące
    przekleństwo", ja opowiadałem o swoich postępach w gimnastyce. Słuchał i kiwał głową z wyrazną aprobatą.
    Następnie wypowiedział słowa, które mnie zaintrygowały.
     Gimnastyka może być czymś więcej niż ci się wydaje. Aby to zrozumieć, musisz dokładnie zobaczyć,
    dlaczego tak bardzo ją lubisz.
     Możesz to wyjaśnić?
    Sięgnął do szuflady i wyjął z niej trzy groznie wyglądające noże do rzucania.
     Mniejsza o to, Sokratesie  powiedziałem.  Właściwie to już nie potrzebuję wyjaśnień.
     Wstań  rozkazał.
    Kiedy to zrobiłem, Sokrates niedbale rzucił od dołu nożem, prosto w kierunku mojej klatki piersiowej.
    Odskoczyłem na bok, przewracając się na sofę, a nóż bezdzwięcznie upadł na dywan. Leżałem oszołomiony
    z walącym sercem.
     Dobrze  powiedział.  Reagujesz trochę za nerwowo, ale jest niezle. Teraz wstań i złap następny.
    W tym momencie zagwizdał czajnik dając mi chwilę wytchnienia.
     Dobra  powiedziałem, wycierając spocone dłonie  czas na herbatę.
    Herbata poczeka  powiedział Sokrates.  Obserwuj mnie uważnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl