-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dochodziła pierwsza. "
Słyszała głos Connora, nakładający się na dzwięki
z telewizora:
- Czy nie można by poczekać z tym do jutra? Nie?
Rozumiem. Masz rację, wygląda na to, że trzeba.
W porządku, będę za pół godziny.
Rozłączył się i wrócił do Maggie.
- Przepraszam - powiedział, całując jej włosy.
- Obowiązki wzywają. To nie powinno potrwać długo.
Maggie wyłączyła telewizor.
- Pojedziemy razem.
- Nie ma potrzeby. Chodzi o zwykłą wymianę
zamka. Raczej nie zajmie mi to dłużej niż godzinę.
- Wolałabym zostać z tobą.
- Nie chcesz zobaczyć, jak się skończy film?
- Podejrzewam, że będą żyli długo i szczęśliwie.
Jak dla mnie wystarczy.
- W porządku. Bierz płaszcz. Powinienem cię jednak
ostrzec, że nie będzie to zbyt efektowna wyprawa.
Już w furgonie wyjaśnił, co miał na myśli:
- Dzwoniła kobieta z Roxbury. Właśnie wyrzuciła
męża z mieszkania, oszczędzę ci epitetów na jego
temat, od których zaczęła. W każdym razie boi się, że
110 KLUCZ DO MIAOZCI
mąż wróci i ciężko ją pobije. Bez wątpienia robił to
już przedtem. Kobieta ma zamiar postarać się o nakaz
zatrzymania, ale tymczasem policja poradziła jej, że
najrozsądniej będzie zmienić zamki.
Connor prowadził furgon przez dzielnice Bostonu,
które bardzo różniły się od czystych, wysadzanych
drzewami ulic Wellesley.
- Przypomina mi się dzieciństwo - powiedziała
Maggie, gdy mijali rzędy domów, z których już
dawno poodłaziła farba. - Właśnie w takim otoczeniu
dorastałam.
Wspomnienie jej dawnego sąsiedztwa okazało się
nieoczekiwanie przygnębiające. Connorowi otworzyła
kobieta o pociągłej twarzy. Maggie zaniepokoił
oczywisty lęk widoczny w jej oczach. Pamiętała to
uczucie zbyt dobrze. Od dzieciństwa w Newark odeszła
bardzo daleko, ale nigdy na tyle, by zapomnieć lęk
i desperację, rodzące się z biedy.
Usiłowała sobie poradzić z przykrymi wspomnieniami,
kiedy podjechał zardzewiały samochód i zaparkował
za wozem Connora. Wysiadł z niego barczysty
mężczyzna. Kroczył niepewnie, ale wojowniczo, jak
ktoś, kto wypił wystarczająco dużo, żeby wywołać
awanturę.
Przez moment się wahała, potem wzięła pokazny
klucz, który z grubsza nadawał się na broń. Zciskając
go w dłoni, wysunęła się z szoferki i skierowała ku
domowi.
Weszła do słabo oświetlonego holu i usłyszała
Connora. Sądząc po głosie, próbował zachować spokój
i rozwagę wobec rzucanych pod jego adresem pogróżek.
- Mówię ci, że to moje cholerne mieszkanie. Lepiej
wpuść mnie do środka, bo pożałujesz. - Barczystego
mężczyznę było słychać w całym domu.
- Przepraszam, przyjacielu - odrzekł Connor
obojętnie - ale ja muszę skończyć pracę.
KLUCZ DO MIAOZCI
111
Maggie wspięła się po schodach na pierwszy podest
i zobaczyła, jak Connor wyjmuje z drzwi część zamka.
Jego twarz była w cieniu, w świetle padającym z holu
widoczne były za to rysy drugiego mężczyzny. Agresja,
którą Maggie w nich dostrzegła, przyprawiła ją o skurcz
żołądka.
- Maureen! - mężczyzna podniósł głos do krzyku
i łupnął pięścią w drzwi, przy których pracował
Connor. - Maureen, wyjdz tutaj! Nie możesz mi tego
zrobić.
Pospiesz się, błagała Maggie w myślach, widząc,
jak Connor obojętnie zaczyna zakładać nową część,
zupełnie jakby górujący nad nim mężczyzna nie
istniał.
- Niedobrze chłopie. Moja żona jest w środku,
a ja mam prawo wejść.
- Policja uważała, zdaje się, że to ona ma prawo
trzymać cię na zewnątrz, jeśli tak chce. - Nadal
mówił dosyć spokojnie, ale po błysku w ciemnych
oczach zorientowała się, że mężczyzna go irytuje.
- Policja lubi wciskać nos w nie swoje sprawy,
wiesz? Maureen, masz dwie sekundy na przyjście tutaj!
Potężnie kopnął w drzwi i Connor podniósł głowę.
- Czy byłbyś uprzejmy tego nie robić? Utrudniasz
mi pracę.
Mężczyzna zawahał się przez chwilę i Connor mógł
dokończyć zakładanie nowego zamka. Delikatnie
zapukał do drzwi:
- Pani Babbit, wsunę nowe klucze pod drzwi.
Wtedy właśnie mąż przestał nad sobą panować.
- Gówno wsuniesz - wrzasnął. - Zamykasz przede
mną mój dom!
Odbił się i skoczył do Connora. Cios był niezbyt
precyzyjny, lecz miał swą moc. Maggie wstrzymała
oddech. Connor został uderzony w chwili, gdy stał
nachylony przed świeżo zainstalowanym zamkiem.
112 KLUCZ DO MIAOZCI
Odrzuciło go do tyłu. Rąbnął w ścianę z siłą, którą
Maggie poczuła z odległości paru metrów.
- Przestań! - krzyknęła i biegiem pokonała pozostałe
schody dzielące ją od piętra.
Connor wstawał krzywiąc się.
- Maggie, uciekaj stąd. Dam sobie radę.
- Naprawdę? - mężczyzna spoglądał na nich
rozwścieczony, zupełnie już nie kontrolując swoich
poczynań. - No to wstawaj, supermanie.
Zamachnął się znowu, ale Connor zrobił unik
i pięść mężczyzny rozkruszyła tynk na ścianie. Napastnik
wydał z siebie przejmujący dzwięk, którego nie
powstydziłby się łoś na rykowisku, i chciał uderzyć
jeszcze raz.
Connor był jednak szybszy. Ulokował na szczęce
mężczyzny czysty prawy sierpowy. Ale kiedy tylko się
poruszył, Maggie zobaczyła na jego twarzy grymas
bólu. Przypomniała sobie jego zderzenie ze ścianą
i zorientowała się, że nie pozostało ono bez przykrych
następstw.
- Wystarczy! - powiedziała, szybko wkraczając
pomiędzy obu mężczyzn. Jej nozdrza wypełnił nieświeży
odór piwa, bijący od agresora. Przez moment w szparze
uchylonych drzwi mignęła twarz jego żony.
- Zdaje się, że tej nocy baby chcą rozkazywać
wszystkim dookoła - mężczyzna złośliwie łypnął okiem.
Maggie zważyła w dłoni klucz, czując, że ponosi ją
temperament.
- Owszem, i masz zrobić dokładnie to, co ci kazała
żona. Wynoś się stąd, i to szybko!
Coś w jej twarzy działało na niego hamująco.
Maggie ogarnęła desperacka nadzieja, że facet należy
do gatunku, który bardziej szczeka niż gryzie.
- Coś ty taka narwana?
- Zaraz zobaczysz.
- Tego już za wiele - wyciągnął rękę do klamki
KLUCZ DO MIAOZCI
113
i w tym momencie zawył z bólu. Maggie opuściła mu
ciężki klucz na przegub ręki. - O ty...
Maggie nie dała mu szansy na obdarzenie jej
jakimkolwiek epitetem. Budził się w niej instynkt
walki. Sama zaskoczona, puściła wiązankę słów, które
przez piętnaście lat nawet nie przemknęły jej przez
myśl. Zaczęła od bydlaka" i z dużą płynnością
odświeżyła pamięć, czerpiąc ze skarbca zapełnionego
w czasach bójek ulicznych. Jeszcze zanim urwała, pan
Babbit zaczął się wycofywać po schodach, jakby nie
mógł się doczekać, kiedy Maggie się od niego odczepi.
- Dobra, dobra - pojękiwał, wyraznie próbując [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl