-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale postanowiłam to zignorować i ruszyłam do bramy. Koła, tocząc się po
suchych klonowych liściach na chodniku, wydawały szeleszczący
dzwięk. Nagle coś mnie pociągnęło z tyłu. Złapałaś gumę". To jego głos.
Wszystko jedno" powiedziałam, nie odwracając głowy. Nie chciałam
zsiadać z roweru. Odwróciłam się. Uśmiechnął się z wysiłkiem.
Powiedz miło do widzenia" zaproponował. Spojrzałam w bok.
Ludzie na nas patrzą, ohydne, sprośne świnie" oznajmił.
Cierpiałam. Nie umiałam sobie pomóc. Znów zaczęłam pedałować.
Puścił rower i powiedział: Chcę, żebyś się ze mną spotkała w Parku
Spokoju dziś wieczorem o siódmej trzydzieści".
Usiadłam przy oknie, moje myśli błądziły. Nie słyszałam matki wołającej
mnie na kolację. Nie słyszałam niczego, z wyjątkiem pełzającego odgłosu
własnych myśli. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam szybko pióro i
zeszyt. Wyrwałam z zeszytu kartkę. Nie udało mi się napisać tego, co
chciałam. Przyszła matka. Wzięła mnie za ręce. Jesteś rozgrzana"
zauważyła. Zaproponowała, żebym zdjęła sweter. Zdjęłam. Spojrzałam
na matkę i nagle uświadomiłam sobie, że jestem do niej bardzo podobna.
Po niej odziedziczyłam upór. Po niej odziedziczyłam pasję. W moich
żyłach płynie prawdziwa krew. Muszę żyć dla siebie, choćby był to tylko
sen. Niech się stanie.
Park Spokoju mieścił się przy Krematorium Smoczego Widoku. Nie był
to zbyt uczęszczany park. Przychodzili tu na ogół żałobnicy, krewni
zmarłego. W ciemności czułam się bezpiecznie. Wysiadłam z autobusu i
rozejrzałam się. Owionął mnie zapach kadzidełek z pobliskiego
cmentarza. Upewniłam się, że nikt za mną nie idzie. Zapłaciłam przy
wejściu i weszłam do parku. Cisza panowała niezwykła. Drzewa i liście
przypominały grube mury. Wędrowałam alejkami, nie odrywając oczu od
wejścia. Zobaczyłam go o ósmej. Podszedł do mnie od tyłu, ubrany na
czarno. Weszliśmy w cień drzew, gdzie światła wydawały się oczami
smoka. Zatrzymaliśmy się, stanęliśmy twarzą w twarz przy grubym pniu.
Powiedział, że jest tu od siódmej. Cieszy się, że przyszłam. Odparłam, że
ja też się cieszę. Zabrakło nam słów. Szliśmy między drzewami, a ja
słyszałam bicie własnego serca.
Spakowałeś się?" wyszukiwałam słowa. Tak" odparł. Głos miał
nienaturalny. O której odjeżdża pociąg?" O czwartej nad ranem".
Dobrze" powiedziałam. Dobrze" potwierdził. W Pekinie na
pewno prowadzisz ekscytujące życie" prowokowałam nie wiedzieć
czemu. Ekscytujące, rzeczywiście, gdzie każdy każdego utopiłby w
łyżce wody, a wszystko za czarującymi uśmiechami" odrzekł kręcąc
głową. Zwolnił kroku i dodał: Nie zrozumiałabyś tej części mnie. Nikt
by nie zrozumiał". Zapytałam: Nawet twoja żona?" Ach, moja żona"
westchnął. Moja żona to osoba o niezwykłym uroku. Nie byłaby dla
mnie taka miła, gdyby znała różnicę między ja publicznym, a ja
prywatnym, gdyby znała naturę moich pragnień i ambicji. Ty natomiast...
chcę, żebyś ty mnie poznała". Wziął mnie za ręce i dokończył: Myślę, że
poznasz". Patrzył na mnie uporczywie. Nie widziałam jego oczu.
Widziałam cień głowy. Stałam przodem do światła, a on krył się w cieniu.
Patrząc na mnie, otoczył mnie ramionami i obrócił dookoła tak, że sam
znalazł się w świetle, a ja w cieniu. Spojrzałam na niego śmiało, bo
wiedziałam, że nie widzi teraz moich oczu. Patrzyłam na niego, na jego
twarz. Starzał się z sekundy na sekundę. Przenikał go smutek. Rysy
twarzy obwisły. Jestem samotnym człowiekiem" powiedział.
Zdawało mi się, że się do tego przyzwyczaiłem, ale nie. Widzisz?"
Moje ramiona objęły go. Dotykając jego skóry, poczułam skórę Yan.
Pogłaskałam go i powiedziałam: Jestem twoim sługą". Zadrżał jak
młode drzewko podczas burzy. Przytulił mnie. Daj mi to, daj mi siebie"
poprosił miękko.
Wargi miał delikatne jak miąższ owocu liczi. Sercem piłam jego lepki
sok. Chcesz znać moje imię?" Nie" odparłam. Nie chcę znać
twojego imienia, bo nie zamierzamy spotkać się już nigdy".
Zwilżył mi policzki. W jego mocnych ramionach odnalazłam swoje
pragnienie. Staliśmy pod rozrośniętym krzewem osmanii, okryci jego
słodkim zapachem. Z oddali dobiegł hałas. Grupa ludzi z latarkami
podążała w naszym kierunku. Strażnicy miejskiego patrolu
antyprze-stępczego. Rozdzieliliśmy się i schroniliśmy w cień. Oparłam
się o pień drzewa. Omiotło mnie światło latarki. Ku mojemu zaskoczeniu,
kiedy wzrokiem podążyłam za strumieniem światła, zobaczyłam ludzkie
postacie w krzakach. Nie kilka, lecz wiele. Głowy przylepione do siebie,
szepczące w ciemności. Zwierzchnik i ja chodziliśmy po parku
ukradkiem jak poszukiwani kryminaliści. Po przejściu patrolu stanęliśmy
za parkową tablicą informacyjną. Tablicę wypełniały zdjęcia
przestępców, złodziei, mężczyzn i kobiet przyłapanych na akcie
niewierności. Wokół zdjęć umieszczono artykuły publicznie krytykujące
winnych. Szedł za mną i trzymał się kilka metrów ode mnie. Chcieliśmy
znalezć jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy usiąść. Wszystkie ławki pod
drzewami, przy krzakach, w cieniu, gdzie nie docierał blask oczu
duchów, były zajęte przez pary. Na każdej siedziały trzy pary, zwrócone
w rozbieżnych kierunkach. Nikt nikomu nie przeszkadzał. Byli zajęci
własnymi uniesieniami, szepcząc i przytulając się.
Wreszcie znalezliśmy spokojne miejsce, za publiczną toaletą. Wpeł-
zliśmy w krzaki i położyliśmy się na wznak na trawie. Ciemność
przyzywała. Poprosiłam, żeby zaśpiewał ulubiony fragment opery.
Zanucił mi do ucha:
Stojąc przy płocie,
Kobieta drobniejsza jest niż więdnący kwiat. Utkała swoją miłość w
materię, Zrobiła szal, który znosił ktoś obcy. Była starą kobieta, a jej
miłość była młoda.
Nagle powiedział, że wyczuwa, iż miałam kochanka. Zapytał, czy
mogłabym go opisać. Usiadłam, osłupiała. Widząc moje zakłopotanie,
zaczął zapewniać: Wszystko w porządku". Tłumaczył, że dla niego [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl