• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Musimy odzyskać lampę - oświadczyłem.
    - Odzyskamy! - Teresa rozpromieniła się. - Jak tylko Dorka z Olafem wrócą z
    Czech, bo lampa jest w bagażniku ferrari.
    - Jak to? To znaczy, że bandyci jej nie zabrali?
    - Przecież nie powiedziałam, że zabrali. Stwierdziłam tylko, że nie podoba mi
    się ta cała historia, bo jest niebezpieczna dla dzieci.
    - Rzeczywiście.
    Opuściłem dom, żeby zapalić papierosa.
    ROZDZIAA ÓSMY
    PERU - PACSTWO KONTRASTÓW * ZBIORY ZAOTA *
    ZABYTKI LIMY * DOKUCZLIWA PRZYPADAOZ I
    KONTROWERSYJNE ANTIDOTUM * DROGOWSKAZ DO
    ELDORADO I JEGO WAAZCICIELE * ZAODZIEJE
    WYKOPALISK * CEVICHE * AMERYKACSKI KOMANDOS *
    LISTA AKCESORIÓW POTRZEBNYCH W D%7Å‚UNGLI *
    ANTICUCHOS * LECIMY DO CUZCO * ILE CZASU MO%7Å‚NA
    BRA PRYSZNIC? * NATYCHMIAST WRACAJMY DO KRAJU!
    * A JEDNAK JEDZIEMY DO MACHU PICCHU * TWIERDZA *
    PODBÓJ PERU
    Peru jest państwem barw i kontrastów. Na terytorium kilkakrotnie większym
    od Polski sąsiadują ze sobą tropikalne lasy, skaliste góry, jeziora ciemne jak atrament
    i inne o wodzie zupełnie bezbarwnej. Wieżowce ze szkła i stali dzielą terytorium
    kraju z indiańskimi szałasami. Nowoczesność wciąż bije się z duchami przeszłości.
    Obrzędy chrześcijańskie współistnieją ze zwyczajami kultury inkaskiej. Nawet
    kuchnia jest mieszanką tradycji i wpływów hiszpańskich. Bogactwo różnorodności
    fascynuje i zadziwia, zwłaszcza gdy widzi się dzikie plemię Indian w koszulkach
     made in China .
    Do Limy dolecieliśmy prywatnym samolotem... Victorii! Ona, podobnie jak
    Manuel, o czym nie wspomniał stryj, również miała na koncie bankowym miliony. W
    każdym razie przestałam się martwić o to, jak opłacimy pobyt w Peru. Victorii
    zależało na naszym udziale w wyprawie. Nie wiedziałam, czy miała dług
    wdzięczności wobec stryja czy zależało jej na pomocy słynnego Pana Samochodzika,
    nawet jeśli pomoc miałaby być udzielana na odległość i za pośrednictwem
    siostrzeńców. Nie myślałam o tym teraz, raczej cieszyłam się otaczającymi nas
    wygodami.
    Prywatny samolot, szybka odprawa w strefie dla VIP - ów i nastrojowy hotel
    urządzony w dawnej kolonialnej posiadłości. Jacek z Maksem zdawali się nie
    dostrzegać komfortowych warunków, w jakich mieliśmy spędzić następne dnie,
    albowiem zajmował ich jeden temat: krągłości pani Cassidy.
    - Plan zajęć na dzisiaj jest następujący - powiedziała, bez pukania
    wtargnąwszy do naszego pokoju. - Najpierw dwie godziny odpoczynku, pózniej
    zwiedzanie Muzeum Złota. Oniemiejecie, jak zobaczycie zbiór eksponatów!
    yle się czułam - to przez chorobę wysokościową, która jest powszechna wśród
    turystów odwiedzających Limę. Przespałam czas przeznaczony na odpoczynek.
    Wstałam i wzięłam lodowaty prysznic, licząc, że mnie orzezwi. Tak się nie stało,
    zamiast tego dostałam zawrotów głowy. Nie przyznałam się jednak do tego i bez
    szemrania pojechałam oglądać cenne zbiory Museo de Oro.
    Zawiodłam się bardzo, gdy przewodniczka, wyzutym z emocji głosem,
    powiedziała:
    - Jeszcze w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku sądzono, że
    wyroby złotnicze pochodzą sprzed czasów konkwisty. Dziś wiadomo, że niektóre
    eksponaty są prawie doskonałymi kopiami albo podróbkami. Stąd odradzam państwu
    zakupy prekolumbijskich wyrobów ze złota, których nie brak w tutejszych sklepach, a
    nawet na bazarach, bo choć trudno na pierwszy rzut oka rozpoznać, że to współczesne
    falsyfikaty, nie są one oryginalne. Przejdzmy do następnej sali...
    Czy muszę uzasadniać rozczarowanie po wizycie w Muzeum Złota?
    - Zaprowadzę was jeszcze do Museo Rafael Larco Herrera - wymyśliła
    Victoria.
    Maks dyskretnie odciągnął mnie na bok i zaproponował obiad i zwiedzanie
    zabytków.
    Zgodziłam się. Jacek pognał z Victorią do następnego muzeum, my złapaliśmy
    taksówkę. Posługując się łamaną angielszczyzną i pojedynczymi słówkami z
    rozmówek polsko - hiszpańskich uzgodniliśmy cenę przejazdu, bo tutejsze taksówki
    nie miały zamontowanych żadnych taksometrów i ruszyliśmy w drogę. Rozklekotane
    auto mknęło spowitymi mgłą ulicami z zawrotną prędkością.
    Zawrotną zarówno jeśli wziąć pod uwagę stan techniczny pojazdu, jak i
    warunki atmosferyczne. Mimo uprawianego przez kierowcÄ™ piractwa drogowego, bez
    szwanku przejechaliśmy ze wschodniej części miasta do centrum.
    Znowu zakręciło mi się w głowie. Tym razem nie udało mi się tego ukryć
    przed Maksem. Usiedliśmy na kamiennej ławeczce. Oddychałam z trudem, miałam
    wrażenie, że jakiś ogromny głaz uciska mi żebra. Po chwili objawy ustąpiły. Mogłam
    cieszyć się pięknym widokiem.
    Znajdowaliśmy się na Plaza Mayor, najbardziej reprezentacyjnej części Limy.
    O tym, że miejsce to jest wartościowym elementem dla historii architektury i kultury
    świadczył fakt, że centrum stolicy Peru znalazło się na Liście Zwiatowego
    Dziedzictwa UNESCO. Plaza Mayor z równo przystrzyżonymi trawnikami i
    klombami wypełnionymi cyniami oraz strzelistymi palmami robiła wrażenie na
    turystach. Otaczające ją budynki miały żółty kolor, z niektórych okien powiewały
    granatowe proporce przypominające obcym o tym, że oto znajdują się w Limie.
    Zrobiliśmy sobie zdjęcie na tle wysokiej fontanny, z której spoglądał aniołek.
    Mgła stopniowo przerzedzała się, wilgoć lgnęła do wszystkiego, na czym
    mogła osiąść lub co było w stanie wchłonąć choćby odrobinę wody. Przy tym na
    dworze było ciepło, wręcz parno. Spacerowało się bardzo przyjemnie. Tylko te
    prześladujące mnie zawroty głowy... Maks też nie wyglądał najlepiej. Był blady i
    milczÄ…cy.
    Wstąpiliśmy do kafejki niedaleko deptaku. Klientami byli głównie
    obcokrajowcy - Francuzi, Amerykanie i para Rosjan. Na szczęście dysponowaliśmy
    niewielką ilością gotówki, bo Maks jeszcze w hotelu wymienił walutę.
    - Mam chorobę wysokościową - powiedział. - Ty też? - zapytał, jakby czytając
    w moich myślach.
    Przytaknęłam głową. Znowu dostałam ataku duszności.
    - Lima położona jest wysoko nad poziomem morza i stąd nieprzyjemne
    objawy. Organizm musi się przyzwyczaić do rozrzedzonego powietrza. Jutro
    wszystko wróci do normy. Na razie pomoże nam pewien miejscowy specyfik -
    powiedział, równocześnie wskazując kelnerce coś w karcie i na palcach pokazując, że
    prosimy o dwie porcje.
    - Mate de coca - powiedziała zachrypniętym głosem kelnerka i zapisała w
    notesiku.
    - Zamówiłeś coca colę? - zainteresowałam się.
    - Niezupełnie. Napar z koki. Koka ma w Europie niepochlebną opinię,
    ponieważ wytwarza się z niej proszek kokainowy - czysty narkotyk. Zanim w XIX
    wieku naukowcy opracowali procedurę pozyskiwania narkotyku, koka była
    powszechnie znana i używana w Ameryce Południowej, ale nie w postaci proszku
    kokainowego, a rodzaju herbaty. %7łuto także liście koki, co łagodziło objawy choroby
    wysokościowej i hamowało uczucie głodu. Kokę uprawia się tu zupełnie legalnie i
    legalnie się ją spożywa. Przy czym należy zaznaczyć, że Indianom nie przyszłoby do
    głowy produkować z koki kokainy, bo uważają to za występek godny potępienia.
    Mimo to sądzi się, że w Ameryce Południowej jak nigdzie na świecie kwitnie biznes
    narkotykowy. Kokaina jest stąd przemycana nawet do Europy, gdzie ma sławę białej
    śmierci. Nikt nie wie, ilu ludzi zabiła, a ilu cierpi z powodu uzależnień.
    - Paskudztwo! I ty każesz mi to pić? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl