• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Szkoda - mruknęła. - Tradycja zaginęła..
    - Och, niezupełnie - zaprotestowałem. - W latach międzywojennych urządzono tu
    liceum imienia Stefana Czarnieckiego. Liceum miało bardzo ciekawe zbiory dydaktyczne,
    które po drugiej wojnie światowej przekształcono w oddział muzeum regionalnego...
    - Zapewne zainteresowały też naszych przeciwników - zauważyła Malwina. - Bo
    zaparkowali tu swój samochód.
    Wskazała z ukłonem kawałek chodnika.
    - To dziwne... - zafrasowałem się. - Ale chodzmy, zobaczymy, może pracownicy
    powiedzÄ… nam, czym siÄ™ interesowali.
    Ruszyliśmy, ale spotkało nas rozczarowanie. Na drzwiach przybytku sztuk i nauk
    wisiała kartka informująca, że z powodu remontu zbiory nie będą udostępniane aż do
    września.
    - Czyli i oni nie skorzystali - westchnąłem. - Gdzie w takim razie mogli się udać?
    - Pewnie do muzeum miejskiego - podsunęła patrząc na plan miasta. - Jest zaledwie
    kilkaset metrów stąd...
    Ruszyliśmy w dół ulicy i niebawem znalezliśmy się przed muzeum. Weszliśmy przez
    bramę na nieduży brukowany dziedziniec.
    - Tu są sale wystawowe - wskazałem drzwi - a tam pracownie archeologów -
    pokazałem schodki wiodące na pierwsze piętro. - Zajrzymy i tam. Chyba pracuje tu pewien
    mój znajomy...
    Weszliśmy do muzeum. Moja legitymacja pracownika centralnego zarządu muzeów
    wywarła na bileterce duże wrażenie.
    - Ależ, panie inspektorze - powiedziała z uśmiechem, wskazując przejście do dalszych
    sal. - Proszę sobie zwiedzać...
    Ruszyliśmy obejrzeć ekspozycję. Zbiory zajmowały kilka sal, ułożonych w
    amfiladzie. Nie były szczególnie bogate, ale bardzo ładnie wyeksponowane. Na każdym
    kroku widać było talent twórcy wystawy. Obejrzeliśmy broń i mundury z różnych epok,
    powoli docierając do ostatniej sali, w której znajdowały się pamiątki z czasów ostatniej wojny
    i okresu władzy ludowej. Zawróciliśmy do wyjścia.
    - Czy mają państwo jakieś pamiątki po wojewodzie Pawle Orzechowskim? -
    zapytałem bileterkę.
    - Wie pan, to zabawne, ale z półtorej godziny temu pytał już o to taki młody z
    wÄ…sikiem...
     Jerzy Batura! A więc instynkt nas nie zawiódł - pomyślałem.
    - Był w towarzystwie kobiety? - zagadnąłem.
    - Właśnie. Gadali między sobą po zagranicznemu - wyjaśniła bileterka. - Ale pamiątek
    po Orzechowskim mamy niewiele. Tylko jeden list... Poprosił o pozwolenie i sfotografował
    sobie... A o, w gablotce leży...
    Podeszliśmy. Faktycznie, pod szkłem leżało kilka papierów, w tym list wojewody.
    Pisany był po polsku. Nachyliłem się nad gablotą i, uzbrojony w lupę, wczytałem w jego
    treść. Nie zawierał nic ciekawego. Ot, dyspozycje, zapewne do ekonoma nazwiskiem
    Oksiewicz, by przyspieszyć budowę magazynu na ziarno, żeby już tegoroczne plony można
    było zabezpieczyć przed zimą...
    - Tamci jeszcze obejrzeli zabytki archeologiczne - powiedziała kobieta. - To w sali w
    piwnicy, zaraz światło zapalę.
    Zeszliśmy po schodach w dół. Zabytki istotnie były ciekawe. Kamienne i brązowe
    siekierki, garnki kilku różnych kultur pradziejowych, garść niebieskich fajansowych
    paciorków pochodzących z Egiptu.
    - Skąd mieli takie ładne koraliki? - zdziwiła się Malwina. - Tu pisze, że pochodzą z
    okolic Hrubieszowa...
    - W Masłomęczu od wielu lat bada się cmentarzysko Gotów - wyjaśniłem. - Paciorki
    nabywali drogą wymiany, produkowano je w basenie Morza Zródziemnego... Goci mieli
    bardzo ciekawe, choć obrzydliwe zwyczaje. Na przykład składali ofiary z niewolników, a na
    cmentarzach urządzali uczty, podczas których odurzali się halucynogennymi wywarami...
    Po jej minie poznałem, że chce poznać szczegóły...
    - W jednym miejscu na krawędzi cmentarza zespół doktora Kokoskiego znalazł na
    powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych znaczną liczbę uszkodzonych klamer od
    pasów lub zapinek do szat. Przypuszcza się, że w tym właśnie miejscu zdzierali z siebie
    ubrania...
    - W jakim celu? - zapytała Malwina.
    - Zgłoś się, kiedy skończysz osiemnaście lat, to opowiem - zażartowałem. - Uczty
    musiały być bardzo wesołe, wszędzie bowiem walają się potłuczone naczynia, z których coś
    pito... Być może znany licznym ludom pierwotnym wywar z odpowiednio dobranych
    gatunków trujących grzybów. Ciała w grobach są często rozkawałkowane. Przypuszcza się,
    że części zwłok  drogich krewnych trzymano w domach. Podczas imprez na cmentarzach
    wykopywano trupy przodków z grobów i świętowano w ich towarzystwie... Znaleziono też
    ofiary dla bogów lub duchów... Niewolnikom kazano wziąć w dłoń kamień i odrąbywano
    rękę. Skurcz mięśni powodował zaciśnięcie palców... Ale może wystarczy już tej archeologii
    - zauważyłem, że twarz Malwiny przybrała nieco zielonkawy odcień. - Chodzmy do
    archeologów.
    Niestety na drzwiach pracowni wisiała kartka informująca, że wrócą dopiero
    wieczorem.
    - No, to pora na seans łączności - westchnąłem.
    Budka telefoniczna znajdowała się opodal muzeum. Wystarczyło zaledwie kilka
    minut.
    - Są niedaleko - powiedziała - odległość około czterech kilometrów na zachód.
    - Wezmy taksówkę - zaproponowałem.
    - Dobry pomysł - przyznała.
    Taksówka stała na parkingu koło muzeum.
    - Dokąd sobie państwo życzą? - zapytał kierowca, gdy ulokowaliśmy się w pojezdzie.
    - Na zachód - powiedziałem poważnie.
    - Tak jest, klient nasz pan - taryfiarz uśmiechnął się szeroko. - Na osiedle XXX-lecia?
    - Na początek niech będzie, potem pokierujemy - wyjaśniłem.
    Malwina uruchomiła ponownie GPS.
    - Jedziemy w dobrą stronę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl