-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Teraz zrozumiała, że powody owej ucieczki mogły być zupełnie inne.
Agent Rose opisywał jej po kolei cenne przedmioty, obrazy i meble, które zginęły z domów,
gdzie Jason Arnott bywał gościem. Z przykrością potwierdziła, że większość tych rzeczy znajduje się
w domu. Owszem, mała błękitna ramka ze zdjęciem brunetki także. Stoi na nocnym stoliku.
- Wiem, że on zaraz tu będzie, proszę pani. Teraz proszę pojechać z nami. Nic pani nie wiedziała
o jego przestępstwach, więc proszę się nie obawiać żadnych kłopotów. Musimy jednak zdobyć nakaz
rewizji; by przeszukać dom i aresztować pana Arnotta.
Agent Rose uprzejmie zaprowadził oszołomioną Maddie do oczekującego w pobliżu samochodu.
- Nie mogę w to uwierzyć! - krzyknęła. - Ja o niczym nie wiedziałam.
89
Wpół do pierwszej przestraszona Martha Luce, od dwudziestu lat księgowa Jamesa Forresta
Weeksa, mnąc ze zdenerwowania wilgotną chusteczkę, siedziała w biurze prokuratora Brandona
Royce a. Właśnie odczytał głośno jej własne zeznanie sprzed miesiąca.
- Potwierdza pani te fakty? - spytał, stukając palcem w dokument.
- Mówiłam tylko to, co wtedy wydawało mi się prawdą - zduszonym szeptem wyjąkała Martha
Luce. Rzuciła nerwowe spojrzenie na stenografistkę, a potem na swego siostrzeńca, młodego
adwokata, do którego zrozpaczona zadzwoniła po odkryciu w domu Haskella.
Royce pochylił się ku niej.
- Panno Luce, chciałem podkreślić, że pani sytuacja jest poważna. Jeśli będzie pani zeznawać
nieprawdę pod przysięgą, może się to dla pani osobiście zle skończyć. Na Jimmy ego Weeksa mamy
już dosyć obciążającego materiału. Zagrajmy w otwarte karty. Po nagłej śmierci Barneya Haskella
byłoby nam wygodnie mieć po swojej stronie panią jako świadka oskarżenia. %7ływego świadka -
podkreślił - który mógłby pomóc nam w analizie znalezionych dokumentów. Jeśli się pani nie zgodzi,
i tak wsadzimy Weeksa za kratki, a następnie zajmiemy się pani osobą. Krzywoprzysięstwo to
poważny zarzut. Współudział w przestępstwach podatkowych również.
Twarz Marthy Luce wykrzywił spazm szlochu. Azy jak groch popłynęły z jasnoniebieskich oczu.
- Ale pan Weeks płacił rachunki naszego lekarza, gdy mama tak długo chorowała.
- Moja klientka ma prawo do odmowy zeznań - powiedział siostrzeniec obsadzony w roli
adwokata.
- Wiemy o tym, panie mecenasie. - Royce rzucił mu zabójcze spojrzenie. - Proszę jednak
uprzytomnić swojej klientce, że przyzwoitej damy w średnim wieku, będącej ofiarą zle pojętej
lojalności, bynajmniej nie chcemy za wszelką cenę wsadzić do więzienia. Jesteśmy gotowi zapewnić
pana klientce objęcie rządowym programem ochrony świadków. Warunkiem pełnego bezpieczeństwa
jest pełna współpraca. Po procesie będzie wolna. Proszę także przypomnieć swojej klientce -
dorzucił z ironią - że Barney Haskell tak długo się targował o warunki, iż nigdy nie został koronnym
świadkiem.
- Pełna ochrona? - spytał młody prawnik.
- Pełna, i to od zaraz. Prokuratura nie chce, by panią Luce spotkało coś złego.
- Ciociu Martho... - zaczął łamiącym się głosem siostrzeniec.
- Wiem, kochanie, wiem - powiedziała spokojnie. - A więc, panie Royce, zacznijmy od tego, że
zawsze podejrzewałam pana Weeksa o...
90
Wiadomości o tajnym sejfie w domu Barneya Haskella pozbawiły Boba Kinellena wszelkiej
nadziei, że uda mu się i tym razem oczyścić Jimmy ego Weeksa z zarzutów. Nawet niewzruszony jak
skała teść Kinellena, Anthony Bartlett, zaczynał przyzwyczajać się do myśli o nieuchronnej klęsce.
We wtorek rano oskarżyciel Royce poprosił o przedłużenie na godzinę przerwy obiadowej.
Prośba została przyjęta. Bob wiedział, czemu ma posłużyć ten manewr. Prokuratura chciała podkupić
głównego świadka obrony, uczciwą i robiącą doskonałe wrażenie na przysięgłych Marthę Luce.
Skoro Haskell miał kopie prawdziwych ksiąg rachunkowych, zeznanie panny Luce o wiarygodności
interesów Weeksa stało się bronią przeciw niej samej. Jeśli zaszantażowana Martha Luce zostanie
koronnym świadkiem, to sprawę z góry można uznać za przegraną.
Bob Kinellen siedział w milczeniu, unikając patrzenia w stronę swego klienta. Czuł się słaby,
jakby wszystko zaraz miało w nim pęknąć. Zastanawiał się, co jest przyczyną tego dziwnego, nowego
dlań stanu. Zrozumiał, że zaczęło się to po wiadomości, iż ktoś zagraża jego córce. Przez jedenaście
lat udawało mu się działać w granicach prawa. Jimmy Weeks miał wszakże, jak każdy obywatel,
prawo do obrony, a Bob bronił go przed sądem, bo na tym polega zawód adwokata. Bronił najlepiej,
jak umiał, zgodnie z literą kodeksu. Nie wiedział i nie chciał wiedzieć, czy jego klient posługuje się
dodatkowo innymi środkami.
Ale tym razem było inaczej. Obrona została wciągnięta w obchodzenie prawa. Weeks powiedział
Bobowi, dlaczego zgodził się na kandydaturę pani Wagner. Zasiadła na ławie przysięgłych, mimo że
jej ojciec odsiadywał wyrok w Kalifornii. Przed trzydziestu laty zamordował w ataku szału całą
rodzinę turystów w Yosemite Park. Zatajona informacja o sytuacji rodzinnej przysięgłej Wagner
miała wypłynąć podczas przewidywanej apelacji Weeksa. Było to całkowicie wbrew etyce. Koniec
z ostrożnym stąpaniem po cienkim lodzie. Granica została przekroczona. Boba do dziś palił wstyd na
wspomnienie płaczu Robin, która zobaczyła jego szarpaninę z Kerry. Ciekawe, co Kerry jej po tym
wszystkim powiedziała? Twój ojciec zlekceważył fakt, że jego klient ci groził. To klient twojego
ojca nasłał na ciebie zbirów w zeszłym tygodniu .
Jimmy Weeks bał się więzienia. Nie mógł znieść myśli, że mógłby znalezć się pod kluczem.
Gotów był na wszystko, by tego uniknąć. Teraz zdawał się wyraznie podłamany. Jedli obiad w
wydzielonym gabinecie restauracyjnym, dość daleko od gmachu sądu. Gdy kelner zebrał zamówienia,
Jimmy odezwał się nagle:
- Tylko ani słowa o koronnych świadkach. Czy to dla was jasne?
Bartlett i Kinellen bez słowa czekali na dalszy ciąg.
- Myślę, że nie mogę liczyć na lojalność tego mięczaka z chorą żoną.
Gdybyś wcześniej zapytał, powiedziałbym ci to samo, pomyślał Bob. Nie chciał teraz rozmawiać
o przysięgłych. Jeśli Weeks próbował przekupić kogoś z nich, działo się to poza wiedzą obrony. A
Haskell padł przecież ofiarą gangsterskich porachunków, przekonywał Bob sam siebie.
- Bobby, ptaszki na dachu ćwierkają, że wozny sądowy, wprowadzający przysięgłych, jest twoim
dłużnikiem.
- Nie wiem, o czym mówisz, Jimmy. - Kinellen bawił się widelcem.
- Dobrze wiesz. Wyciągnąłeś jego dzieciaka z szamba. Jest ci za to wdzięczny.
- I co z tego? [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl