-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wartości i w związku z tym, nie powinnam marnować swojego
czasu i energii. Czasami próbowałam ich słuchać, naprawdę
próbowałam. Lecz jeżeli kiedykolwiek patrzyłeś prosto w okrągłe
oczy dziecięcego zmieniacza, zrozumiałbyś to co ja. Mogli zrodzić
się z potwora, lecz sami jeszcze nimi nie są. Jeszcze nie.
Wpadłam przez drzwi, wspinałam się, co dwa stopnie do góry.
Chciałam wyciągnąć swoją broń, ale wiedziałam że byłby to zły
pomysł, więc w zamian wyciągnęłam swój miecz. Na szczycie
schodów, stał kolejny strażnik.
- Cześć Sean, co się dzieje? Wystarczający z ciebie facet by ich
związać, ale patrzeć już nie możesz, co? spytałam ze złością.
Wypuścił powietrze z przesadą.
- Co mnie to obchodzi, Lex? Wiesz, że wykonuję tylko rozkazy.
odpowiedział.
- Taa, idealny mały żołnierzyk. Zejdz mi kurwa z drogi. Przez
moment myślałam, że będzie ze mną walczyć. Posłał mi oceniające
spojrzenie. Jednakże, Sean i ja zmierzyliśmy się już kiedyś, jak się
okazało nie był fanem bólu. Przeszedł obok mnie, zeszedł
schodami w dół unosząc swoją krótkofalówkę do ust.
Obserwowałam go dopóki nie zamknęły się za nim drzwi.
Wzięłam głęboki oddech, weszłam twardym krokiem do środka.
Pierwszą rzeczą jaką zauważyłam była krew. Było jej pełno, a w
samym jej środku stał Jack, nagi od pasa w górę. Jego pierś i
ramiona pokryte były czerwoną posoką, zanurzył w niej swoje
ciało i próbował się w niej wykąpać. Na ten widok oraz zapach
mój żołądek zaprotestował, zamarłam w pół kroku. Jack miał w
dłoni bicz, który gdy zaczynał swoją zabawę był czarny, teraz
jednak był szkarłatno czerwony i spływała z niego krew.
- Mój Boże& Ty skurwielu. wyszeptałam.
Jack mnie usłyszał i podniósł głowę, jego uśmiech zniknął.
- Co ty tu do cholery robisz, Lex? Jest za wcześnie na twoją zmianę.
powiedział spokojnie.
- Znasz mnie przecież, nieustannie skwapliwa do pracy.
Spojrzałam na masę u jego stóp i było to jedyne słowo jakim
mogłam to nazwać, masa. Nie przypominało już nic co
kiedykolwiek żyło, ani człowieka, ani zwierzęcia. Więzy wciąż
były na jego rekach, ale już dawno spadł z tego do czegokolwiek
Jack go przywiązał. Już się nawet nie ruszał.
- Jack, coś ty zrobił? spytałam, nie mogąc powstrzymać drżenia
w swoim głosie.
- Zrobił? Ha ha, zrobiłem to co ty umiesz najlepiej, Alexio. Zabiłem
to. Zabiłem to, a to krzyczało dla mnie do swojego ostatniego tchu.
Na początku brzmiało jak człowiek, ale pod koniec& Pod koniec
brzmiało jak kot.
Zaczął się śmiać. Zmiał się, aż łzy pociekły mu po twarzy,
oczyszczając ślady po krwi, a jedyne co mogłam zrobić, to stać i się
na niego gapić. Wciąż się śmiał, gdy pojawił się Lance z tuzinem
ludzi. Pozwolił się aresztować, wciąż jednak nie przerywając
szaleńczego chichotu.
Nie wiedziałam czego oczekiwać, kiedy poszłam złożyć raport pod
koniec swojej zmiany. Gdy weszłam do biura nie było nikogo, choć
papiery czekały na mnie na biurku dowódcy. Wypełniłam luki,
złożyłam konieczne podpisy i patrzyłam na to wszystko przez
kilka minut. We krwi, przy stopach Jacka leżał mały chłopiec. Był
czyimś synem. Ważność tego faktu uderzyła we mnie z całą siłą,
zgięłam się w pół z bólu i żalu. Miałam wrażenie, że zaraz stracę
przytomność. Położyłam głowę na kolanach i zamknęłam oczy.
- Co się ze mną dzieje? spytałam pustego pokoju.
Rzeczy tego typu nie powinny się zdarzyć. Walczenie z ludzmi nie
było moim zadaniem. W przeciągu trzech dni, poznałam kim byli
moi wrogowie, gdy zginął mój mąż i syn, zabici przez zwierzęta,
które żyły pośród nas. Dlaczego akurat teraz uczyłam się nowych
zasad? Wkurwiało mnie to, że Jack był takim sadystycznym
skurwielem. Wkurzało mnie to, iż Andor tak mnie cholernie
pociągał.
Zacisnęłam wokół siebie ramiona, próbowałam złapać oddech.
Dzwięk zbliżający się kroków wyrwał mnie z mojej zadumy.
- Alexia?
Usiadłam powoli, pocierając dłonią oczy i spojrzałam w twarz
Roberta T. Wayne a, naszego dowódcy. Był dużym mężczyzną pod
sześćdziesiątkę. Jego rdzawe włosy siwiały z gracją, nadając mu
wygląd człowieka z doświadczeniem, czym niewielu mężczyzn
mogło się poszczycić w jego wieku. Był jedynym facetem, z którym
pracowałam, posiadający prawdziwy brzuch piwny wiszący mu na
pasku. Widziałam, jednak jak walczy i te dodatkowe kilogramy
zamiast spowalniać jedynie powiększały jego siłę.
- Tak, to ja, sir. Właśnie skończyłam swój raport z ostatniej nocy.
Mój głos brzmiał na o wiele bardziej spokojny, niż się w
rzeczywistości czułam. Przytaknął i zajął swoje miejsce,
nieświadom moich wewnętrznych rozterek.
- Zostałem w skrócie poinformowany o tym, co się stało [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl