• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    zamienia siÄ™ w...
    Kątem oka zobaczył na drodze mercedesa Juliany. Jednak wracała. Niewiele myśląc,
    skoczył przez krawędz nasypu i ześlizgnął się ze zbocza, by ją powitać.
    Kiedy Ben wyskoczył na drogę, Juliana nacisnęła hamulce. Wyglądał jak dzikus 
    kawałki liści zaplątały mu się w rozwichrzone włosy, podarta koszula była poplamiona ziemią
    i krwią. Ramiona miał podrapane do krwi, a w twarzy jakąś barbarzyńską dzikość.
    Otworzyła gwałtownie drzwiczki i wyskoczyła z samochodu, szczęśliwa, ale i
    zaniepokojona. Czekała drżąca, aż Ben podejdzie do niej.
    Chwycił ją w ramiona i utkwił niebieskie oczy w jej twarzy.
     Kocham cię  powiedział chrapliwie.  Nie zostawiaj mnie już nigdy.
    Przyciągnął ją gwałtownie do siebie, tak mocno, że wyczuwała każdą wypukłość i
    zagłębienie na jego smukłej postaci. Odnalazł gorącymi ustami jej wargi. Niemal brutalnie
    wsunął w nie język, jakby chciał ją w ten sposób naznaczyć.
    W końcu uniósł głowę. Ujął jej twarz w dłonie i patrzył na nią. Peruka Juliany ześliznęła
    się. Pogładził ją po głowie, wplątując palce w krótkie, brązowe włosy.
     Wróciłaś  powiedział szorstkim od wzruszenia głosem.  Potrzebuję cię, Juliano, i
    kocham ciÄ™. Wyjdz za mnie.
    Wsunęła mu dłonie pod koszulę i zacisnęła konwulsyjnie palce na skórze. Nie ośmielała
    się wierzyć w szczęście, które ogarnęło ją niczym przeogromna fala.
     Co... co powiedziałeś?
     Doskonale wiesz, co powiedziałem.  Pocałował ją gwałtownie.  Powiedz tak, Juliano.
    Nie zastanawiaj się, nie rozważaj, jak to wpłynie na twoje interesy, nie analizuj tego bez
    końca. Po prostu powiedz tak.
     Tak.  Odgarnęła mu czułym gestem włosy z oczu.
     Naprawdę?  Zaczerpnął gwałtownie tchu. Zdawało się, że nie wierzy w to, co usłyszał.
     Naprawdę, Ben. Kocham cię.  Stanęła na palcach i zachłannie całowała jego twarz.
    Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek odczuwała takie szczęście, i poddała mu się
    całkowicie.  Wyjdę za ciebie, Ben, kiedy zechcesz i gdzie zechcesz.
    Czuła, jak mężczyzna drży. Objęła go mocno ramionami i trzymała, aż drżenie ustało.
    Teraz wszystko się ułoży. Kiedy się pobiorą, Ben będzie miał pieniądze, potrzebne by
    utrzymać ziemię. Razem będą żyć w szczęściu i miłości.
    Jutro, po balu, powie mu o wszystkim.
    %7łwirowany podjazd przy Summerhill Elks Lodge chrzęścił pod ich stopami. Właśnie w
    tym klubie odbywał się doroczny bal pośredników. Juliana przywarła do ramienia Bena.
     Bez peruki mam zawroty głowy  szepnęła, gdy zmierzali do wejścia.  Czy jesteś
    pewien, że dobrze wyglądam?
    Dobrze? Ben uśmiechnął się do niej. Przepełniała go taka miłość i duma, że aż go to
    przerażało. Juliana przeplotła srebrny sznur przez krótkie, brązowe włosy, wijące się na
    policzkach i czole w jedwabistych loczkach. Wyglądała fantastycznie w szarej sukience z
    gazy, którą kupili tamtego pamiętnego dnia. Szarpała dłonią długi sznur pereł, nie zwracając
    uwagi na ich kruchość.
     Do diabła, nie  powiedział.  Nie wyglądasz dobrze, wyglądasz wspaniale.  Szybko
    pochylił się i pocałował jej usta.
    Odsunęła się zarumieniona, ale przedtem oddała pocałunek.
     Nie rób tego  zawołała.  Co ludzie pomyślą?
     %7łe szaleję za tobą. Może pomyślą, że między nami coś jest. Kilkoro sprytniejszych
    dojdzie do wniosku, że jesteśmy zaręczeni.
     Czy zauważyłeś, że nieistotne szczegóły przesłaniają mi ważne sprawy?
     Teraz, kiedy o tym wspomniałaś...  Uniósł brwi i wprowadził ją do rzęsiście
    oświetlonego foyer. To prawdopodobnie dlatego, że pierwszy raz pojawiła się publicznie bez
    peruki, pomyślał. Wkrótce wszystko będzie w porządku.
     Wspaniale wyglÄ…dasz, Miano.
    Odwróciła się, by zamienić parę słów z siwowłosą kobietą, która pochylała się, by ją
    uściskać. Było tak przez cały wieczór. Wszyscy cieszyli się na jej widok. Zciskano ją,
    całowano i poklepywano od wejścia do budynku.
     Naprawdę nie widać, że chorowałaś  zawołała kobieta.  Prawdę mówiąc,
    promieniejesz. Krótkie włosy są teraz bardzo modne.
    Uśmiech Juliany znikł. Po przeciwnej stronie sali zauważyła Barbarę Snell w
    towarzystwie Cary ego Goddarda. Zcisnęła ramię Bena.
    Oczywiście wiadomo było, że tu będzie, uświadomiła sobie Juliana. Otrzyma dziś z
    pewnością wiele nagród. Ale czy musiała przychodzić z Carym? Czy musiała się tym
    afiszować?
    Spojrzenia obu kobiet spotkały się. Po długim wahaniu Barbara uśmiechnęła się i
    pomachała jej. Powiedziała coś Cary emu, który również popatrzył na Julianę i skinął głową.
    W twarzy Barbary pod maską uśmiechu Juliana ujrzała coś, co ją zaniepokoiło.
    Nagle ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się gwałtownie. Za nią stał kelner z tacą z
    kieliszkami szampana.
     Pani Robinson?  spytał.  Pani Juliana Robinson?
     Tak?
     Telefon do pani.  Wskazał w kierunku wyjścia. Juliana przeprosiła towarzystwo,
    starając się nie pokazywać po sobie niepokoju. Kto mógłby jej tu szukać? Pete.
     Cieszę cię, że cię odnalazłem  zawołał.
     Co się stało?  Ogarnęło ją przerażenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl