• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Allach akbar!
    Allach akbar!
    Allach akbar!
    Głos muzułmanina był drżący, błagalny. Trudno jednak było się domyślić, o co prosił
    Boga. Podniósł się do pozycji klęczącej. Usiadł na piętach i znów uniósł ręce i głowę do góry,
    szepcząc słowa modlitwy.
    Michał nie uczył się tych słów na pamięć, ale słysząc je wielokrotnie, zapamiętał sobie.
    Wiedział, że znaczą:  Nie masz Boga jeno Allach, a Mahomet prorok jego . Strażnik znów
    się pochylił i tak trwał. Nic nie widzi i nie słyszy. Jednocząc się z Bogiem, nie wie, co się
    dookoła niego dzieje. %7łycie na tym padole przestaje dla niego istnieć. Michał wiedział, że o
    tej porze modlą się wszyscy muzułmanie świata, nawet ci, którzy siedzą w okopach, nawet ci,
    do których strzelają ich wrogowie.
    Trzymając przerażoną Astrid za rękę i niosąc dwie torby, chłopiec ominął leżącą na
    ścieżce broń. Wrócił. Wziął karabin, zarzucił sobie na ramię i obładowany niczym pustynny
    wielbłąd biegł w stronę rybaka, ciągnąc za sobą dziewczynkę.
    Nagle usłyszał krzyk muzułmanina, który skończywszy modlitwę zauważył brak karabinu.
    Gonił uciekające dzieci. Michał wiedział, że daleko nie pobiegnie ze słabą dziewczynką, więc
    odwrócił się i skierował lufę karabinu w stronę strażnika. Nie bacząc na niebezpieczeństwo,
    muzułmanin biegnie grzęznąc w piasku. Od strony morza słychać głos rybaka, ale dzieci nie
    rozumieją go. Michał daje karabin Astrid, postanawia walczyć z Kalambańczykiem na pięści.
    Muzułmanin, ujrzawszy broń w rękach dziewczynki, przewraca się nagle. Specjalnie upadł? 
    zastanawia się Michał.  Tak, muzułmanin nie boi się śmierci, ale nie może zginąć z rąk
    kobiety. Taka śmierć nie tylko hańbi. Nie będzie zbawiony.
    Michał i Astrid wsiadają do stojącej w płytkiej wodzie łódki, chłopiec rzuca bagaż i
    karabin na mokre dno dłubanki, pokazuje rybakowi, żeby płynął. Rybak ma jakieś opory,
    chłopiec pokazuje mu zegarek, zdejmuje go z ręki, ale rybak pokazuje na spodenki. Michał
    wyraża zgodę. Rybak nie spiesząc się wynosi zza szopy dwa wiosła i kij, którym spycha
    dłubankę z piasku. Nagle Michał złapał karabin i wyskoczył z łódki. Na brzegu wyjął z lufy i
    z magazynka naboje i wrzucił do wody. Położył karabin na piasku. Gonił dłubankę płynąc
    crawlem. Przerażona Astrid trzymała rybaka za rękę, żeby nie uciekł. Rybak, śmiejąc się,
    27
    pomógł Michałowi wejść do łódki, a potem zażądał zapłaty w postaci mokrych spodenek
    chłopca.
     Zapłacę ci, nie bój się  tłumaczył Michał.  Płyńmy szybciej.  Wziął drugie wiosło,
    żeby pomóc. Patrzył na strażnika, czy nie woła ratunku. Porywacze mają automaty, mogą
    strzelać. Muzułmanin na razie oglądał  swój karabin. Utrata broni groziła mu karą śmierci.
    Dziewczynka, dygocąc ze strachu, patrzyła ukradkiem na rybaka, czy nie zamierza
    przewrócić łódki albo czy nie płynie z powrotem do brzegu. Patrzyła także na strażnika
    wycierającego  swój karabin. Bała się, że zaalarmuje porywaczy, nadsłuchiwała, czy z
    drugiej strony nie goni ich motorówka. Strażnik pewnie jest tak zadowolony z odzyskania
    karabinu, że przestały go interesować uciekające dzieci. Musi pilnować tych, które pozostały.
     Daj mu spodenki  prosiła Michała.  Zdejmij i daj mu, jeżeli chce... Włóż żółte 
    odwróciła głowę czekając, że chłopiec zacznie się rozbierać.
    Rybaka opuściła złość, nie pokazuje już na spodenki, śmieje się z Michała, że tak się
    męczy pomagając mu wiosłować.
     Kalamba  rybak wskazał na granatowy zarys wyspy, do której płynęli.
    Kalamba  pomyślał Michał i nagle przypomniał sobie, że gdzieś już o tej wyspie słyszał.
    W Jakarcie. W czasie przyjęcia w ich domu pierwszy sekretarz ambasady radzieckiej
    rozmawiał o tym z attache kulturalnym Czechosłowacji. Kalamba, jak Samoa, chce uzyskać
    niepodlegość. To archipelag. Należy do Oceanii... A może zle usłyszałem?  powiedział do
    siebie.  Może nie o te wyspy chodzi? Dlaczego porywacze nie uprowadzili boeinga na
    Kalamba? Pewnie benzyny zabrakło. A może tam nie ma lotniska?
    Nagle mocniejsza fala uderzyła jak kupa gruzu w bok łódki, która zachrobotała, zakołysała
    się, a na pasażerów i rybaka posypały się twarde niczym grad krople wody.
     W co ty wierzysz?  Michał zwrócił się po malajsku do wiosłującego.  W ryby?... W
    słońce?...
     Rybak we wszystko wierzy  odpowiedział tamten, wiosłując teraz ze zdwojoną siłą,
    żeby pokonać kilka większych fal.
    Astrid wycierała dłonią oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl