-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dy bezsensownie: zerwała się i natychmiast usiadła, zaczęła wyrzucać z torebki masę kru-
chych, brzęczących, tombakowych, bursztynowych, szklanych i metalowych przedmiotów, po
to tylko, aby jednym ruchem dłoni dłoni w pierścieniach o najzawilszych rysunkach, roz-
dzwonionej kółeczkami srebrnej bransolety zgarnąć to wszystko, wrzucić do torebki.
Siedziała potem nieruchomo w głębokim, czerwonym fotelu (import z Węgier), w swoich
nutriach, coraz mniejsza, ginąca w przedmiotach, i Zapalenic pomyślał, że powinien coś zro-
bić, i natychmiast: że cokolwiek zrobi, postąpi, w jej mniemaniu, jak ostatni dureń. Miał taką
swoją teorię: od lat nosił w sobie przeświadczenie, iż kiedyś w przyszłości, jutro czy za rok,
czy za dziesięć lat, wszystko jedno, gdy stanie w obliczu katastrofy, a nigdy nie przyszło mu
na myśl, iż katastrofa może go ominąć, nie będzie umiał swojej klęski przyjąć w sposób
jaki? godny? rozsądny? najbardziej właściwy. W sposób najbardziej właściwy. I wedle tej
teorii pierwszym człowiekiem, który mu to powie, tak go o c e n i, albo da do zrozumienia,
że go ocenia tak nisko, będzie jego żona.
Teraz, kiedy spadła na nich grom z jasnego nieba! ta& wiadomość, ta& rzecz, wy-
mięta kartka, przybrudzona, z odciskami brudnych palców, które nieznany nadawca pozosta-
wił był nieopatrznie, a potem usiłował wymazać gumką, wypełniona koślawymi literami w
czarnej obwódce; czarny tusz; w środku koślawy krzyż naszkicowany grubą redisówką, nie,
chyba zwyczajnym patykiem, ten& nekrolog, ten& tekst:
Zp. Renia Zapalenicówna
lat 22, zamordowa&
on, Zapalenic, pierwsze co uczuł, to był ostry ból kości, jakby ktoś walił w niego siekierą,
zobaczył nawet taką scenę: ciężka, błyszcząca siekiera, ból żeber, potem płomień nad oczami,
wybuch bomby.
A tymczasem żona& Właśnie! Tego nie mógł pojąć. Powinna była krzyczeć: Na co
jeszcze czekasz? Dzwońże, zamów błyskawiczną, wieczór, prędko, nie, lepiej jedz, jedzże,
mówię, wozem, wez służbowy, musisz, pamiętaj, porusz tam niebo i ziemię, dlaczego stoisz
jak ten dureń?!& Słowo w słowo; to powinno było zostać wypowiedziane dokładnie tak,
słowo w słowo, rzucone mu w twarz; Zapalenic nawet, wydawało mu się, znał także dalszy
ciąg tych słów: Dokąd biegniesz? Chcesz jechać? A ja? I zostawiasz mnie samą? Ba!,
wydawało mu się, że wszystko, cokolwiek w ogóle od niej za chwilę usłyszy, dawno przewi-
dział, przeczuł do ostatniego przecinka. Ale ona milczała.
Powietrze w pokoju zabarwiło się nagle srebrnym, rozmiganym światłem; to za jego ple-
cami zapłonął ekran telewizora. %7łona wpatrywała się bez ruchu w jeden punkt przestrzeni ich
rozległej willi o wysokich ścianach między olbrzymią paprocią a fotografią w czarnej ram-
ce; fotografia z dawnych czasów gimnazjalnych, jej klasa, popielata w półmroku, w ja-
snomlecznych refleksach, zamazana; czy miało to jakieś znaczenie? To, że fotografia? Nie
rozumiał. Nie rozumiał nic. Usiłował odczytać owo coś, co wyrażała gra drgających zmarsz-
czek wokół oczu żony, mechaniczne uderzenia powiek: on, dla którego każdy człowiek to był
przede wszystkim tekst, zaszyfrowany, albo zręcznie, albo po partacku, owszem, mylił się,
niekiedy pierwsze rozpoznanie okazywało się fałszywe, zawsze jednak ze sposobu bycia, z
drobnych gestów, intonacji, pauz, z owej chmary znaków, w których, świadomie lub nie, każ-
82
dy porusza się jak w obłoku dokuczliwych muszek, umiał wydobyć coś, jakąś ideę, myśl, a
wtedy, gdyby tak stał (jak ten dureń), był całkowicie bezradny.
Co& chcesz?
Omal jej w ten sposób nie zapytał; a może zapytał? nie pamięta. Czegóż mogła chcieć?
Dla kogoś z zewnątrz, kto w tamtej chwili nie był nim, Zapalenicem, pytanie mogłoby się
wydać zgoła absurdalne ( nie na temat ; towarzyszu Zapalenic, wasza wypowiedz nie wnosi
do dyskusji nowych elementów ), ale on, w swej sytuacji, w swojej skórze, miał niezbitą
pewność, że żona czegoś chce, przekazuje mu życzenie, rozkaz, prośbę, znak& Tymczasem
tam, w fotelu, w bladych zwojach światła na pofałdowanym futrze z nutrii, w płaskim drżeniu
oczu nie było żadnego znaku.
Nagle: niby błysk, błysk czasu, ostry moment wydzielony z nieruchomej dotąd rzeki czasu,
gdy to coś, w czym trwali, owa niewidoczna i rozrzedzona substancja, martwa przecież, która [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl