-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
właśnie talent gwarantuje nieśmiertelność... Cóż to znaczy talent ? Czym go można mie-
rzyć? Wszystko bzdura! Porażki i klęski, sławę i talenty artystyczne, począwszy od wzmianki
w gazecie, a kończąc na podręcznikach uniwersyteckich, reguluje Władza, mówił. Sprzysię-
żenie. Gang. Wolnomularski Związek Obu Półkul. (W.Z.O.P.) Ktokolwiek się narazi Władzy,
mówił ginie. Feliks pamięta, że Mawka po tych słowach zgasił papierosa, wciskając żarzący
się koniec w swój przegub. Powiedział: No jak gdyby wcale nie czuł bólu pierwszo-
rzędnie. Teraz spróbuj ty. Bo tchórza w gangu nie potrzeba. O! uśmiecha się syn Freu-
da . Tram, żebyś wiedział, co to był za typ, twój Mawka! A pamiętasz? Jak mi rękę poha-
ratał szablą? Wchodzę. On od razu do mnie, czy ciebie spotkałem na schodach. I co? I może
nie raczyłem się ukłonić, pyta. Nie pamiętam, powiedziałem, chyba że się ukłoniłem, ale nie
pamiętam. Mawka dał mi szablę, krzyknął broń się! I zaczął krzyczeć, czy ty wiesz, kto to
jest Henryk Tram? I jak nie rzuci siÄ™ na mnie! To jest Przedstawiciel, krzyczy, gangu, gan-
gu !... I jak mnie nie dorżnie! Szablą. O psiakrew. Na całe życie szrama. Ale nie mam żalu.
A więc było tak, więc Mawka widział pewną korzyść w tym dobrym uczynku , gdy roz-
począł swoją pracę nad Feliksem . Nie wiadomo, czy chciał go naprawdę uczynić malarzem,
jedno tu jest pewne, że pracował , by go sobie podporządkować. Osaczył go więc gangiem,
tajemnicą. Brakowało mu Przedstawiciela, musiał być w tym układzie Ktoś Trzeci, czyje za-
chowanie, pewna oschłość w obejściu z Feliksem i względna dojrzałość, a może i gęba jakaś
taka, jak moja, za którą można się domyślać wielu rzeczy zapewniały wiarygodność gangu,
związków Mawki z gangiem. Zdecydował się na mnie. (Kto wie, czy już wtedy nie dojrzał w
nim pomysł tej noweli z Trałem-bestią i czy Mawka nie zaraził się tym mitem gangu sam i
sam nie zaczął wierzyć , że ukrywam w sobie okrucieństwo, siłę, moc, gdyż takie właśnie
cechy charakteru miałem jako Przedstawiciel. Nie wiem.) Cóż powiesz na to, synu Freuda?
pyta naraz Feliks.
Co? SkÄ…d wiesz?
Nazywał ciebie synem Freuda mówi Feliks. Nie wiedziałeś? Co za bałwan, my-
ślę. Jak mu to powiedzieć? Jak mam wyniszczyć w nim to przywiązanie , ową wdzięcz-
ność , którą do mnie żywi, że nie jestem nikim z gangu, ale że nim byłem , że syn Freuda
wierzył w syna Freuda i oto zostaje malarzem? Z której strony bić, jak głośno wołać nie-
porozumienie! Dla mnie. W moim prywatnym rozrachunku nieporozumienie. Dla mnie Fe-
liks jest niczym. Może nie mam racji? Skąd ten upór? Feliks, niewyspany, obserwujący każdy
ruch dziewczyny w kombinezonie, która tym kombinezonem może go każdej chwili pobru-
dzić, a tego się boi okrutnie, to widać, dlaczego Feliksa, Feliksa nazywam bałwanem, cym-
bałem, czym jeszcze, cóż od niego chcę? Jakiż bałwan? Przecież liczą się z nim. Zlecają ja-
kieś prace. Ledwo dostał się na studia, już mu coś zlecają, wygrał konkurs. Jakiż bałwan, my-
ślę. Brnął o własnych siłach i dobrnął. %7łe tak drży o swoją popielatą marynarkę, czemu mnie
to śmieszy? Może to jedyna jego marynarka? W której może się ludziom pokazać ? Nie. Nie
o to chodzi. Niech go zapraszają i niech będzie sympatyczny, utalentowany, rozczulający.
Niech uroczy nawet. Zgadzam się. Nie powiem złamanego słowa. Ale on i Mawka? Jakże
pogodzić się z tym, że Mawka istniał, żył (i żyje) po to, by ktoś kiedyś mógł stwierdzić, że
istnienie jego usprawiedliwia syn Freuda . To, że się nim zajął. Prawdziwym artystą, być
może. A sam Mawka?
Mawka się nie liczy. On w ogólnym rozrachunku się nie liczy. Wszystko inne w nim było
mniej ważne . Mój bohater. Mój bohater przegrał.
No, a Mawka? pytam.
Miał za mało zębów mówi Feliks. Ach, racja, ty o niczym nie wiesz. Mi a ł z a
m a ł o z ę b ó w . To śmieszna historia... Dowiaduję się, że Mawka, mój bohater, nie od
razu przegrał. Jego kryzys, który przebył jak bagnisty las, pogłębił się o nowe niebezpieczne
trzęsawisko po wystawie, chociaż nikt nie wytknął mu rażących błędów, nikt nie wyśmiał, ale
91
też nikt nie mówił nic nad to, że obrazy są rozsądne , poprawne . Czemu nie rżniesz pro-
sto w oczy? miał pretensje do Ursyna. Powiedz prawdę, te obrazy są nijakie, no? Więc
tego... peszył się wpędzony w potrzask Ursyn, który nie lubi ostatecznych wniosków brak
im może życia, z tym, że tego. Chwytasz sedno! krzyknął Mawka. To są trupy. No. Wy-
stawa moja jest kostnicą. Niczym więcej. Nie wiem. Co to jest, że farby jakby umierają, kiedy
biorę je na pędzel? Ale Mawka nie chciał przegrać. Przeświadczony, że malarstwo ma cha-
rakter tylko naśladowczy, że marnieje mu talent w tym mieście, gdzie przeżycia są zbyt nie-
dokrwiste, w końcu nic mu nie jest , a powinien dostać w kość , doświadczyć sił żywiołu,
aby ciało samo nasyciło się okrutnym malowidłem świata, by na ślepo, samą dłonią mógł
opisać świat na płótnie, najprawdziwszy, dotykalny, musi zacząć życie od początku. To, co
przeżył, było fikcją literacką. Jego krzyk był kłamstwem.
Ból był kłamstwem.
Przyrządzonym sobie jak gorąca strawa. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl