• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    8
    Następny dzień był chłodny i wietrzny. Nie nadawał się na dłuższe spacery. Ale już kolejny okazał
    się jednym z najwspanialszych wiosennych dni. Kusił do wyjścia na dwór, przypominając, że
    wkrótce nadejdzie lato. Z bezchmurnego nieba słońce oblewało ziemię gorącymi promieniami,
    powietrze było rześkie i ciepłe, wiał tylko lekki wiaterek.
    Po porannej wizycie w pijalni wód i po pózniejszym odpoczynku przy gazecie hrabia Edgecombe
    znowu był gotów do spaceru z wnukami, tym razem po Royal Crescent, znanym w mieście miejscu
    przechadzek, spełniającym tę samą funkcję, co Hyde Park w Londynie, choć w odpowiednio
    mniejszej skali. Spacerowicze przybywali na Royal Crescent, żeby podzielić się zebranymi od rana
    plotkami, a także, by samemu się pokazać, jak i oglądać innych.
    Przechadzanie się po wyłożonej brukiem łukowatej Crescent i po łące poniżej nie wymagało dużego
    wysiłku. Luciusowi brakowało klubów i londyńskich przyjaciół, postanowił jednak, że jakoś zniesie
    nadchodzący tydzień, nadmiar energii zaś spali podczas porannych przejażdżek konnych po
    okalających Bath wzgórzach. Poza tym cieszyło go, że dziadek ma dobry humor i czuje się trochę
    lepiej niż w Boże Narodzenie. A Amy, teraz oparta na jego ramieniu, wręcz promieniała radością z
    powodu zmiany otoczenia, zwłaszcza że w Bath zasady obowiązujące młode damy, które nie miały
    jeszcze debiutu, były znacznie mniej surowe niż w Londynie.
    Właśnie rozmawiali z panią Reynolds i panią Abbotsford, gdy Lucius, trochę znudzony, ale uprzejmie
    się uśmiechający, zobaczył nagle podążający przez Brock Street sznureczek ubranych w
    ciemnoniebieskie mundurki uczennic. Prawdopodobnie najpierw podziwiały architekturę Circus i
    teraz szły w stronę Crescent, w tym samym celu. Na przedzie, nadając dość szybkie tempo, szła jakaś
    kobieta, przypuszczalnie nauczycielka, przypominająca mamę kaczkę z dwoma rzędami ciągnących za
    niÄ… pisklÄ…t.
    Przypuszczalnie nauczycielka...
    Lucius zmrużył oczy, chcąc lepiej przyjrzeć się kobiecie. Ale sznureczek był nadal zbyt daleko od
    niego, by mógł rozróżnić jej rysy. Poza tym byłby to prawie niemożliwy zbieg okoliczności...
    - No i pan Reynolds zgodził się wynająć tam dom na lato - mówiła pani Reynolds. -
    Oczywiście nasza droga Betsy będzie nam towarzyszyła. Wszystkim nam przyda się miesiąc
    wypoczynku nad morzem.
    - Słyszałem, madame, że kąpiele morskie są bardzo zdrowe - zauważył hrabia.
    Pani Reynolds w odpowiedzi wydała odgłos przypominający skrzek żaby.
    - Kąpiele morskie, sir?! - zawołała. - Och, proszę nawet o nich nie wspominać. Osoby wrażliwe na
    samą myśl o nich doznają szoku. Będę bardzo uważała, żeby Betsy nawet na krok nie zbliżyła się do
    jakiegokolwiek kÄ…pieliska.
    - A ja zgadzam się z hrabią Edgecombe'em - wtrąciła się pani Abbotsford. - Kiedy dwa lata temu
    wyjechaliśmy na kilka dni do Lyme Regis, zarówno Rosę, jak i Algernon, moja córka i syn, kąpali się
    w morzu i nigdy nie byli zdrowsi niż tamtego lata. Poza tym, Barbaro, nie musisz się martwić o
    przyzwoitość, ponieważ kąpieliska pań są oddzielone od kąpielisk panów.
    Lucius wymienił się z dziadkiem rozbawionym spojrzeniem.
    - Ale, ale, zanim zapomnę, hrabio Edgecombe - powiedziała pani Reynolds. - Muszę pana bardzo
    prosić...
    Sznureczek dziewcząt dotarł do rogu Brock Street i Crescent. Nauczycielka zatrzymała się, żeby
    zwrócić uwagę uczennic na wspaniałe budynki. Uniosła szczupłe ramię i żywo gestykulowała drobną
    dłonią.
    Stała tyłem do Luciusa. Na płowej sukni miała brązowy spencerek. Jej kapelusik też był brązowy. Z
    miejsca, w którym się znajdował, nie mógł dojrzeć ani jej włosów, ani twarzy.
    Ale i tak nagle poczuł suchość w ustach.
    Nie miał wątpliwości, kto to jest.
    Widać zbiegi okoliczności jednak się zdarzają.
    - Ufam, że pan także zaszczyci nas swoją obecnością, lordzie Sinclair? - pytanie pani Reynolds
    wyrwało go z zamyślenia.
    - Och, tak, zgódz się, Luce. Proszę, zgódz się - błagała Amy, ściskając brata za ramię.
    - Wtedy ja też będę mogła iść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl