• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    egoizm albo zupełna bezduszność mogły pana skłonić do trzymania gromady dzieciaków w
    nagrzanym jak piec pomieszczeniu w taki dzień jak dzisiaj, bez względu na to, jak
    fascynujący i błyskotliwy był pański wykład.
    W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
    - Rozumiem. No cóż, pomińmy ten komentarz o jakości mojego wykładu i
    pozostańmy przy studentach. Dlaczego sądzi pani, że trzymałem ich w sali?
    Rozmowa najwyrazniej zaczynała go bawić.
    - Ale przecież sam pan powiedział... - zająknęła się.
    - Powiedziałem, że nie było prądu i że w sali było duszno, a jednak przeprowadziłem
    wykład. Pani zaś samodzielnie doszła do wniosku, że zmusiłem studentów do siedzenia w tej
    saunie. - Wstał i sięgnął po marynarkę. - Przykro mi niszczyć ten diaboliczny obraz mojej
    osoby, ale wyprowadziłem studentów na boisko i tam, w cieniu, przeprowadziłem wykład,
    podczas gdy oni popijali kupione przeze mnie napoje. - Lekko wzruszył ramionami. - Skoro
    było to wystarczająco dobre dla Sokratesa, to i ja nie powinienem narzekać.
    Eve poczuła wypełzający na policzki rumieniec i opuściła wzrok.
    - Jestem pewna, że to był wspaniały wykład... No cóż, bardzo przepraszam.
    Pochyliła się po książkę, ale Hammond był szybszy.
    - Co pani czyta? - zapytał.
    - DumÄ… i uprzedzenie.
    - Och.
    Wyczuła w jego głosie cień pobłażliwości. Wiedziała, że nie powinna reagować, że
    lepiej byłoby powiedzieć po prostu  dziękuję" i zamknąć na tym temat, ale odważyła się
    skoczyć na głęboką wodę.
    - Jak mam to rozumieć? - zapytała zaczepnie. Hammond uniósł brwi.
    90
    - Zwyczajnie. Po prostu: och.
    - Nie podoba się panu ta książka?
    - Dlaczego nie? To klasyka.
    - Czytał pan ją kiedyś?
    Otworzył usta i po chwili zamknął je z lekko zażenowanym wyrazem twarzy.
    - Przypuszcza pan, że to zbyt niepoważna lektura dla mężczyzny?
    Potrząsnął głową i pogroził jej palcem.
    - O nie, nie dam się złapać w tę pułapkę. Istnieje wiele książek napisanych zarówno
    przez kobiety, jak i przez mężczyzn, których nie czytałem, w tym wielu klasyków. No, może
    niestety tych ostatnich nie tak wielu - dodał z czarującym błyskiem w oczach.
    - W takim razie może pan ją przeczyta? Bardzo polecam. Chyba że nie lubi pan
    książek o miłości -dodała prowokująco.
    - Ależ bardzo je lubię - zapewnił ją natychmiast. - Moim absolutnym faworytem jest
    Tristan i Izolda. Wojna i pokój to również znakomity romans.
    Spojrzał na nią kpiąco, wziął do ręki teczkę i wycofał się do swojego gabinetu,
    kończąc na tym rozmowę.
    - Chciałabym o coś zapytać - zawołała za nim Eve. Zatrzymał się w progu i odwrócił
    głowę.
    - Co pan teraz czyta?
    - Teraz? - Wydawał się zaskoczony pytaniem. Zmarszczył brwi. - Cóż, czytam tak
    wiele różnych rzeczy...
    - Nie, nie do pracy. Dla przyjemności. Pokiwał głową ze zrozumieniem i na jego
    ustach pojawił się przebiegły uśmieszek.
    - BoskÄ… komediÄ… Dantego.
    Eve jęknęła w duchu. Nigdy nie próbowała choćby rozpocząć tej lektury i była
    przekonana, że Hammond chce ją onieśmielić.
    - Dla przyjemności? - upewniła się tonem, który wyraznie odbijał jej wątpliwości.
    Uśmiech Hammonda stał się wręcz anielski, a w jego oczach zamigotał przewrotny
    błysk.
    - Och, tak, oczywiście. Czytanie Boskiej komedii to czysta, zmysłowa przyjemność.
    Szczególnie gdy czyta się ją w oryginale.
    Weekend był podobny do wielu innych. Pranie, zakupy, telewizja. Eve wyczekiwała
    poniedziałkowego powrotu do pracy i gdy wreszcie nastąpił, pojawiła się w sekretariacie
    wcześniej niż zwykle. Pat Crawford miała wrócić z urlopu i Eve chciała sprawdzić, czy
    wszystko jest w porządku. Otworzyła ciężkie dębowe drzwi jednym z wielu kluczy na
    metalowym kółku i weszła do środka.
    Sekretariat był pusty i jak zwykle mroczny. Jej kroki odbijały się echem od wysokich
    ścian. Po raz pierwszy znalazła się tu zupełnie sama. Położyła torebkę na biurku, zgarnęła
    pocztę i weszła do gabinetu doktora Hammonda.
    Zawsze panowała tu atmosfera trochę nie z tego świata. Przez okno wpadało do środka
    poranne słońce. Wielkie biurko było puste, dzięki jej wysiłkom, ale wszędzie dokoła piętrzyły
    się stosy książek i papierów. Paul Hammond czuł się najszczęśliwszy, gdy otaczał go chaos.
    91
     Doskonale wiem, gdzie co jest. Proszę niczego nie ruszać", nakazał jej.
    Ośmieliła się przesunąć ręką po gładkim blacie biurka i dotknąć papierów pokrytych
    jego niemal nieczytelnym charakterem pisma. Nie było tu żadnych fotografii w ramkach ani
    osobistych drobiazgów. Eve nie słyszała, by Paul Hammond był z kimkolwiek związany.
    Dotarły do niej plotki, że ma bogatą rodzinę. Był to stary angielski ród mieszkający w
    wielkiej posiadłości, z gatunku tych, które uwielbiali zwiedzać turyści i które darowują
    muzeom szkice Rembrandta.
    Spojrzała na zegarek. Pat powinna się pojawić lada chwila i choć Eve lubiła ją,
    żałowała, że jej urlop już się kończy, a wraz z nim dni spędzane sam na sam z przełożonym.
    Ciekawa była, czy w tym tygodniu również zostawi otwarte drzwi do swojego gabinetu.
    W pięć minut pózniej, gdy Paul Hammond wszedł do sekretariatu, Eve siedziała już
    przy swoim biurku. Na jego widok zupełnie nieświadomie obciągnęła spódnicę i wygładziła
    włosy. Skinął jej głową i zupełnie
    zwyczajnym tonem powiedział: - Dzień dobry, Eve -a potem nalał sobie kawy. Kiedy
    Pat nie było, robił to sam. Eve wyczuła między nimi większe niż zwykle napięcie. Zdawało
    jej się, że dziekan chce jej coś powiedzieć, ale nie odezwał się.
    Czuła na sobie jego wzrok i nie mogła się skupić na pracy. Literki na monitorze
    rozmazywały się. W końcu odwróciła się i spojrzała prosto na niego, przerywając ten impas.
    - Przeczytałem przez weekend Dumą i uprzedzenie - powiedział nieśmiało.
    Eve z zaskoczenia aż zamrugała powiekami. Była to ostatnia rzecz, jaką spodziewała
    się od niego usłyszeć.
    - Och? - wykrztusiła tylko.
    - Miała pani rację. To fascynująca książka. Dziękuję, że mi ją pani poleciła. To
    znaczy, oczywiście, polecano mi ją już wielokrotnie - dodał i uśmiechnął się otwarcie, bez
    cienia rezerwy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl