• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    zamiar wracać z oposem do pokoju, ożywił się nagle i zapytał:
    - Brakuje ci pieniędzy na dzierżawę tej twojej farmy, prawda?
    Beth, zaskoczona nagłą zmianą tematu rozmowy oraz nastroju
    rozmówcy, nie była w stanie wykrztusić nic więcej, poza
    lakonicznym potwierdzeniem:
    - Tak.
    - Czyli na kupno tym bardziej, bez tych trzydziestu tysięcy
    obiecanych przez Mayberry'ego?
    - Tak, to przecież zupełnie oczywiste! - przytaknęła Beth.
    Uświadomiła sobie nagle z przerażeniem, jak strasznie trudna, by
    nie powiedzieć beznadziejna, stała się jej osobista sytuacja
    finansowa w efekcie przymusowego przekreślenia małżeńskich
    planów.
    - Skoro tak, to ty chyba tę farmę... prędzej czy pózniej... stracisz...
    - z pewnym wahaniem zauważył Kell.
    Z rezygnacją opuściła głowę, ciężko westchnęła i stwierdziła
    smętnie:
    - Raczej prędzej niż pózniej, szczerze mówiąc. A nawet bardzo
    prędko.
    - I co ty poczniesz bez farmy?
    - Nie mam pojęcia - szepnęła Beth, wzruszając bezradnie
    ramionami.
    Poczuła się nagłe kompletnie zagubiona, przytłoczona ciężarem
    ponad siły. Ze wszystkich sił starała się panować nad sobą, by nie
    wybuchnąć płaczem.
    - Może znajdę pracę w jakiejś lecznicy weterynaryjnej i będę
    nadal opiekować się zwierzętami, kto wie? - stwierdziła bez
    przekonania.
    - A może po prostu podjęłabyś pracę u mnie? - zaproponował
    48
    RS
    Kell.
    Beth zerknęła na niego z ukosa i zapytała podejrzliwym tonem:
    - Jak to, u ciebie? Przecież nie jesteś weterynarzem, tylko
    farmerem, prawda?
    - Owszem, zgadza siÄ™ - przytaknÄ…Å‚ Kell. - I wcale nie potrzebujÄ™
    weterynaryjnej pielęgniarki, tylko opiekunki do dziecka!
    - Niani?
    - Powiedzmy.
    - Przecież ja nie mam żadnych kwalifikacji...
    - Ale masz wielkie serce i to wystarczy! Przeniesiesz siÄ™ tutaj,
    zajmiesz siÄ™ Katie i przy okazji innymi osieroconymi dzikusami, tymi
    z lasu i buszu... A całą swoją menażerię z tamtej farmy będziesz
    mogła zabrać ze sobą! - dodał pośpiesznie.
    Miała ochotę się uszczypnąć, żeby sprawdzić, czy to, co słyszy,
    przypadkiem jej się nie śni.
    - Naprawdę mogłabym zabrać zwierzęta? - zapytała z
    niedowierzaniem.
    - A niby dlaczego nie? Przecież na farmie i tak jest pełno
    rozmaitych czworonogów i mnóstwo ptactwa, a w lasach dookoła
    jeszcze więcej! Ogrodzimy jakiś kawałek terenu i zrobimy tym
    twoim podopiecznym wybieg, zabezpieczony przed psami... Katie na
    pewno chętnie będzie ci pomagała... Wszystko doskonale się nam
    uda, zobaczysz!
    Ogarnięty entuzjazmem, Kell dopadł do Beth i chwycił ją za
    ramiona.
    - Zgadzasz się? - spytał.
    Poczuła przenikający ją na wskroś dreszcz. W pierwszym
    momencie usiłowała sobie wmówić, że to dreszcz lęku przed
    podjęciem trudnej i ważnej decyzji. Już w chwilę pózniej przyznała
    się jednak sama przed sobą, że jest to coś zupełnie innego: reakcja na
    magiczny wpływ bliskości Kella Hallama, na jego spojrzenie, jego
    dotyk...
    Czy mogłabym spokojnie pracować w domu mężczyzny, który tak
    na mnie działa? - zadała sobie w myślach zasadnicze pytanie.
    49
    RS
    I niemal natychmiast odpowiedziała na nie głośno,
    zdecydowanym tonem:
    - Nie!
    - Dlaczego? - zdziwił się Kell.
    - No, bo... nie! - Beth powtórzyła swoją odmowę, przemilczając
    powody.
    - Ale dlaczego nie, powiedz mi chociaż! - nie ustępował Kell. -
    Dlaczego nie chcesz podjąć tej pracy, dlaczego nie chcesz zamieszkać
    ze mną i z Katie... i ze swoimi zwierzętami oczywiście... tutaj, na
    mojej farmie?
    - Nie mogÄ™! Nie chcÄ™!
    - Ale dlaczego? Przecież my...
    Kell Hallam nagle umilkł. Przestał wypytywać i przekonywać.
    Wciąż przytrzymując Beth za ramiona, postąpił natomiast pół
    kroku do przodu i wtedy uwolnił z uścisku jej ręce.
    Uczynił to jednak wyłącznie po to, żeby ją objąć i przygarnąć do
    siebie, mocno, z całej siły.
    I pocałować...
    W chwili, kiedy Kell Hallam przywarł ustami do jej warg, Beth
    Lister uświadomiła sobie aż do bólu, jasno i wyraznie, że oto
    przegrała z kretesem.
    %7łe właśnie teraz, a nie w momencie porwania, jak wydawało jej
    się wcześniej, straciła wolność.
    %7łe właśnie teraz do szaleństwa zakochała się w mężczyznie, który
    wprawdzie zaproponował jej pracę, ale który nigdy nie zaproponuje
    jej małżeństwa, ponieważ uważa je za katastrofę.
    Nie miała jednak w sobie dość siły, by oprzeć się magicznemu
    męskiemu urokowi Kella. Wspinając się na palce, żeby zmniejszyć
    choć trochę różnicę wzrostu, odwzajemniła jego gorący pocałunek.
    I dopiero kiedy Kell sam zdecydował się oderwać wargi od jej ust,
    wykrztusiła:
    - Właśnie... dlatego...
    - Dlatego, co? - spytał stłumionym, lekko schrypniętym z emocji
    głosem.
    50
    RS
    - Dlatego nie mogę... Dlatego nie chcę przyjąć twojej propozycji,
    Kell! - wybuchnęła Beth. - Bo przecież my, to znaczy ty... - Z przejęcia
    zaczęła się trochę gubić w wyjaśnieniach. - Ty działasz na mnie tak
    jakoÅ›... a ja nie mogÄ™... ja nie chcÄ™...
    - A czego chcesz?
    - Chcę być po prostu wolna, Kell!
    - A nie jesteÅ›?
    - No właśnie jestem, zawsze byłam! - uściśliła Beth. - I nie
    zamierzam tej wolności tracić, nawet za cenę dobrej pracy dla mnie i
    wygodnego przytuliska dla mojej menażerii... Za żadną cenę!
    - JesteÅ› pewna?
    - Tak, Kell. I właśnie dlatego proszę cię, żebyś już więcej nie
    próbował mnie... hm... przekonywać. A tym bardziej... uwodzić!
    Nianię dla Katie możesz sobie przecież załatwić w jakiś inny,
    bardziej typowy i mniej skomplikowany sposób, niż porwanie czy
    uwiedzenie, nieprawdaż?
    Wyraznie słyszalna w głosie Beth ironia całkowicie
    zdeprymowała Kella Hallama. Spuścił głowę i cofnął się w milczeniu
    o kilka kroków, aż do balustrady.
    Oparty o nią plecami, spoglądał posępnie spod oka, jak Beth
    odwraca się, odchodzi z werandy i znika w głębi domu, starannie
    zamykajÄ…c za sobÄ… drzwi.
    Beth położyła się do łóżka, ale pod wpływem emocji niemal do
    świtu nie zdołała zmrużyć oka.
    O piątej nad ranem ponownie nakarmiła oposa i dopiero wtedy
    zapadła w ciężki, męczący sen. I w tym porannym koszmarze
    pojawiła się przed nią jak żywa jej ciotka, a matka Lyle'a, Hilda
    Mayberry.
    Na początku jadowitym, choć troskliwym z pozoru tonem
    powtarzała dokładnie to samo, co wmawiała jej przy każdej okazji
    na jawie:
    - Uważaj na siebie, Bethany, uważaj! Niejeden mężczyzna
    będzie próbował zaciągnąć cię do łóżka, ale pewnie żaden nie zechce
    się z tobą ożenić. Bo na żonę przecież jesteś za biedna.
    51
    RS
    A potem, gdy okazało się, że to jej własny syn zaproponował Beth
    małżeństwo, wykrzykiwała do niego:
    - Czy naprawdę nie możesz znalezć innego sposobu, żeby
    zdobyć ten majątek po Bromleyu? Czy naprawdę musisz brać ślub
    właśnie z nią?
    - %7łenię się z nią, bo tylko ona jest wystarczająco głupia. Poza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl