-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pieniędzy, a co innego odmawiać sobie... Zamilkł na chwilę i przytulił ją do siebie. Jego
oczy były jakby zatroskane i głodne zarazem. No, tak. Grzechem byłoby odmówić sobie
tego...
I zaczął ją po prostu całować.
ROZDZIAA DZIEWITY
Giną przez chwilę jeszcze walczyła, po czym znieruchomiała w jego ramionach. Szarpana
przez sprzeczne emocje ani nie opierała się, ani nie odwzajemniała jego pieszczot. Czucie,
smak, intymność fizycznego kontaktu, doznanie chwili wszystko to zepchnęło na boczny tor
racjonalne myślenie. Jego pocałunek, zaborczy i spragniony, z pierwotną siłą wciągał ją w
świat, w którym wirowało światło i ciemność, spadały gwiazdy, komety i księżyce,
oszałamiając ją i grożąc utratą orientacji. Drżącymi rękami objęła szyję Connora, jakby jego
siła miała ją uratować przed pogrążeniem się w otchłani nieświadomości.
Ale dotkniecie go rozpaliło w niej jedynie płomień pożądania. Rozchyliła miękko wargi i
pozwoliła, by jego język wszedł w sanktuarium jej ust. Lata samotności i wyrzeczeń
zaowocowały wybuchem pragnienia, tym większego, im głębszy stawał się pocałunek.
Przez cały dzień wspominała w skrytości, jak mocny i tkliwy był uścisk jego
muskularnych ramion i jak jego usta potrafiły rozpalić w jej ciele płomień. A teraz na chwilę
przestały ją całować. Objęły, skubiąc delikatnie, jej dolną wargę. Jego usta powędrowały w
dół, po policzku, i całowały jej szyję tam, gdzie czuła oszalałe bicie swego pulsu. Powróciły
znowu i poczuła na wilgotnych, spragnionych wargach jego oddech.
Całuj mnie. Głos miał niski i schrypnięty. Dlaczego mnie nie całujesz?
Wolno, jakby z oporem, zbliżyła do niego usta. Jej pocałunek, zrazu delikatny, stawał się
tym gwałtowniejszy, im bardziej narastało w niej pożądanie. Jej pragnienie rozpaliło w nim
płomień. Z westchnieniem przypominającym jęk ułożył ją tak, by leżała obok niego, i
pieszcząc dłońmi jej plecy, przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej. Giną wydała z siebie
stłumiony krzyk i przywarła do niego całym ciałem.
Gino! Gino! wołanie Earline odbiło się echem w przedpokoju. Linda Marchesi prosi
ciÄ™ do telefonu.
Chciała zerwać się z łóżka, ale Connor nie wypuścił jej z ramion.
Powiedz, że sama do niej zadzwonisz i zamknij drzwi powiedział zdyszanym
szeptem. Masz chyba klucz?
Serce łomotało jej jak oszalałe. Po chwili uniosła się na łokciu i zawołała:
Earline? Powiedz jej, że za chwilę zadzwonię.
Dobra. Connor przygarnął ją do siebie i pocałował. Teraz zamknij drzwi.
Pozwolił jej wyślizgnąć się ze swych ramion. Zaczęła iść w stronę drzwi, ale gdy zbliżyła
się do nich, znieruchomiała nagle. Odwróciła się i wpatrywała w niego z przerażeniem w
oczach. Uniósł się na łokciu i zmarszczył brwi.
Nie odchodz, Gino.
Oddychała głęboko i niespokojnie. Wahała się przez chwilę.
Nie mogę powiedziała drżącym głosem. Nie zrobię tego.
Usiadł na łóżku, opuścił zdrową nogę i oparł na niej łokieć. Przybrał pozę niby niedbałą,
ale niebezpiecznie naładowaną energią, tak jakby szykował się do skoku. W jego oczach
zobaczyła jednoznaczne wyzwanie.
Przecież chcesz tego. Przestań się okłamywać. W tym momencie Earline zawołała ją
ponownie.
Tym razem chciała się dowiedzieć, gdzie leży jakaś broszka, potrzebna dla
skompletowania ubioru któregoś ze słoni. Giną odpowiedziała, po czym odwróciła się i
obrzuciła Connora spojrzeniem, które w jej intencji miało być chłodne.
Zjedz kolację powiedziała, jakby nic się nie stało.
Mam apetyt na coÅ› innego.
To trudno. Nic na to nie mogę poradzić.
Gino! Przyjdz do mnie w nocy. Jak tylko Earline zaśnie.
Nie. Tego nie powiedziała już normalnie. Raczej tak, jakby ktoś wyrwał z niej to
słowo.
Wybiegła prawie i po chwili znalazła się w gościnnym pokoju na górze. Usiadła na skraju
łóżka i ukryła twarz w dłoniach. Nie płakała nawet. Znieruchomiała po prostu, siedząc tak z
łomoczącym sercem i zaciśniętym do bólu gardłem.
Uświadomiła sobie nagle, że zostawiła wszystkie przygotowane do zabrania pamiątki w
pokoju Connora. Leżały tam teraz, jakby najpierw sprofanowane, a potem porzucone.
Zagryzła wargi. Jak mogła pozwolić całować się i leżeć obok tego mężczyzny? Kimże ona
jest?
Napłynęły w końcu łzy, gorące i gwałtowne. Płakała, tłumiąc szloch, tak długo, aż
rozbolało ją spieczone gardło i piersi.
Connor również z trudem zachowywał wewnętrzną równowagę. W momencie gdy ją
całował, wszystko wydawało się w porządku. Było to naturalne i nie do uniknięcia: leżąc w
tym łóżku przez cały dzień myślał przecież wyłącznie o niej. To, co gęstniało i gromadziło się
miedzy nimi, musiało w końcu się rozładować. Był pewien, że ona również zdawała sobie z
tego sprawę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl