-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostentacyjnie drogie i rzucające się w oczy. Zdecydowała, że
wyjdzie do figury. Najwyżej będzie jej trochę zimno.
Spojrzała w lustro i stwierdziła, że wygląda młodo, naiwnie i
raczej nie przypomina Caressy. Wiedziona jakimś impulsem,
zaplotła włosy w warkoczyki - i wtedy zniknął ostatni ślad
podobieństwa.
Wróciła do saloniku. Gil czekał przy drzwiach, najwyrazniej
gotowy do wyjścia. Miał na sobie te same wypłowiałe dżinsy,
podniszczoną flanelową koszulę i brązową kurtkę pilota
bombowego, która wyglądała tak, jakby służyła mu już całe lata.
W okularach w rogowej oprawie wyglądał nadspodziewanie
poważnie, niemal jak intelektualista. Spojrzała na niego ze
zdumieniem. Zupełnie nie przypominał Chandlera. Szczególnie
okulary były jakieś dziwne.
- Nie wiedziałam, że używasz szkieł - zauważyła ze
zdumieniem.
- Tylko do czytania. Ale wydaje mi się, że nie przypominam
w nich Chandlera. Zwiat będzie tylko trochę zamazany. Ale w
Las Vegas to wszystko jedno.
Oczywiście taki człowiek, jak on, czyta dużo - pomyślała
markotnie. Jakby zareagował zorientowawszy się, że jej sprawia
RS
83
trudność nawet odcyfrowanie zwykłej kartki napisanej przez
Roacha? Okazałby jej wzgardę? A może litość?
- Nie miałeś kłopotów z Roachem? - spytała, siląc się na
beztroski ton.
- To on miał ze mną kłopoty. Nie przyjmuję jego reguł gry. -
Spojrzał na nią i zmarszczył brwi. - Tylko to masz na sobie?
Przecież zmarzniesz na kość.
- Wszystkie jej cieplejsze rzeczy są do niczego.
Wyglądałabym w nich na milionerkę.
Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu.
- Włóż to. - Zdjął z siebie lotniczą kurtkę. - Wezmę drugą.
Nie pozwolili ci zabrać własnych rzeczy?
Przytaknęła ruchem głowy i pozwoliła, by pomógł jej włożyć
kurtkę. Poczuła się dziwnie. Sfatygowana podszewka była wciąż
ogrzana ciepłem jego ciała, a dotyk i zapach starej skóry wydał
jej się nadzwyczaj przyjemny i niemal bliski.
Wyszedł na chwilę do swego pokoju i wrócił ubrany w starą
niebiesko-białą wiatrówkę z wydrukowaną nazwą jakiegoś
college'u. Na głowie miał przechyloną na bakier błękitną
baseballową czapeczkę z daszkiem.
Nikki uśmiechnęła się. W tym stroju i w swoich rogowych
okularach wyglądał na trenera drużyny uniwersyteckiej, który
dodatkowo wykłada matematykę. W niczym nie przypominał
australijskiego gwiazdora.
- Grałeś w drużynie uniwersyteckiej? - spytała nieśmiało.
Zwiat wyższych uczelni wydawał jej się tak odległy i
egzotyczny, jak zamorskie kraje.
- Tak. To znaczy, przez dwa lata byłem w drużynie
lekkoatletycznej. Pośpiesz się. Moses ma nam dyskretnie
towarzyszyć. Na pewno się już niepokoi.
- Powiedz, gdzie studiowałeś - dopytywała się dalej. - W
szkole filmowej?
Drzwi windy otworzyły się. Zaprzeczył ruchem głowy i
wprowadził ją do środka.
RS
84
- Nie. Zacząłem inżynierię, ale po dwóch latach
zrezygnowałem. Nie nadawałem się do tego. Wolałem
wyskakiwać z płonących budynków i spadać z koni. Mój
braciszek był bardziej wytrwały. Jest teraz profesorem w
Houston.
Nikki włożyła ręce do kieszeni kurtki. Nie potrafiła sobie
wyobrazić, aby ktokolwiek mógł z własnej woli porzucić studia.
- Nigdy nie odeszłabym z uczelni - stwierdziła.
On także trzymał ręce w kieszeniach i patrzył gdzieś w bok.
- Każdy ma swoją przewodnią gwiazdę.
- Tak. I moja gwiazda prowadzi mnie do Gooseburga.
- Niekoniecznie. Jakbyś chciała, mogłabyś pójść do jakiegoś
college'u. Za pieniądze, które tu zarobisz. Może to lepszy
pomysł, niż handlować kosmetykami w jakiejś dziurze.
- Każdy ma swoją przewodnią gwiazdę, jak powiedziałeś -
skwitowała, siląc się na nonszalancki ton.
Na dole czekał na nich Moses. Przyglądał im się uważnie i
dopiero po chwili skinął głową na znak, że ich poznał.
- No, no - powiedział z grymasem uśmiechu. - Normalni
ludzie. A panienka jest śliczną, młodą kobietą. Aadniejszą niż
ona.
Zażenowana Nikki wcisnęła głębiej ręce w kieszenie.
- To miło, że zechciał pan nam towarzyszyć.
- Czasem człowiek musi rozprostować kości. Gram bez
przerwy z Waldo w tysiąca. Czasem mi się wydaje, że to robię
od stu lat. Gotowa jest pani na jutrzejszą wielką uroczystość?
- Mam nadzieję, że tak - odparła ze wzrokiem utkwionym w
posadzkę.
- Roach powiedział, że te rzeczy coraz lepiej pani wychodzą - [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl