-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozdrażnienia. Jego myśli nieodmiennie powracały do wydarzeń sprzed dwóch tygodni, do
zagubionej pośród lasów pruskiej wioski. Kilkudziesięciu bandytów, którzy wymknęli się z
zastawionej przez niego pułapki, pozbawiło Zakon tarczy chroniącej przed zemstą potężnego
ciemiężyciela. Czy to on właśnie zawinił? Zrobił przecież wszystko jak należy, lecz los
spłatał okrutnego figla.
Brygadier zacisnął usta. Dano mu szansę, by naprawił swój błąd. I naprawi go. Jeśli tylko
zdoła dotrzeć na miejsce, jego żołnierze rozniosą na strzępy garstkę Rzeplitów, którzy
wylądowali w majątku. Był tego pewien. Musi jednak dotrzeć na miejsce...
Spojrzał niespokojnie w niebo. Deszczowe chmury, które jeszcze nad ranem wisiały nad
miastem, zniknęły bez śladu. Widok czystego błękitu był ostatnią rzeczą, której Thomas von
Redow by sobie życzył. Niemalże już słyszał warkot nadlatujących samolotów. Z niepokojem
spoglądał na południe. Gdzieś tam czekały na wroga najlepsze myśliwce, jakimi dysponował
Zakon. Czy zdołają jednak powstrzymać powietrzną flotę Rzeplitów?
Klaus! Trącił w plecy kierowcę. Gaz do dechy! Za dziesięć minut musimy być w
* niem. Pasym
Passenheim!
Rozdział 23
Rzeczpospolita północne Mazowsze
22 maja 1957 roku
Major Menahem Hildebrandt, dowódca czwartej Jagdgruppe*, poprawił uwierającą go
maskę tlenową i omiótł uważnym spojrzeniem niebo. Trzon sił powietrznych Zakonu,
osiemdziesiąt odrzutowych myśliwców typu Trzmiel ustawionych w schody, sunął na
południe. Pod nimi leżała Rzeczpospolita. Mimo że dowódca Luftflotte upierał się, aby nie
naruszać przestrzeni powietrznej wielkiego sąsiada, Hildebrandt zdołał przekonać go do
swojej koncepcji uprzedzającego ataku. Uważał, że patrolowanie granicy nie ma
najmniejszego sensu. Wróg z całą pewnością pojawi się w wielkiej liczbie i tylko całkowite
zaskoczenie mogło nieco zniwelować olbrzymią przewagę lotnictwa Rzeczypospolitej. Jak do
tej pory jego plan sprawdzał się doskonale. Zadufani w sobie Rzeplici nie brali nawet pod
uwagę możliwości, iż Zakon odważy się na atak. Trzmiele czwartej Jagdgruppe przemknęły
nie niepokojone w okolice Nidzicy, gdzie trafili na parę samotnych jastrzębi przestarzałych
samolotów o napędzie tłokowym, które patrolowały wyznaczony sektor. Rzeplici byli tak
zaskoczeni ich obecnością, że nie oddali nawet jednego strzału. Na wspomnienie niedawnego
zwycięstwa major uśmiechnął się z zadowoleniem. Jego piloci wykazali się prawdziwym
mistrzostwem. Był pewien, że poradzą sobie z powietrzną hordą, zbliżającą się do granic
Zakonu. Zaraz jednak skupił się na obserwacji okolicy. W dole pojawiły się pierwsze
zabudowania Mławy. Major oderwał wzrok od ziemi i spojrzał w błękitny przestwór nieba.
Na widok wielu czarnych kropek, które pojawiły się daleko na południu, poczuł lekkie
ukłucie niepokoju. Czarne punkty szybko przeistoczyły się w bombowce typu Sum . Było
ich wiele, bardzo wiele. Znacznie więcej niż się spodziewał. Major uznał, że dalsze
zachowywanie ciszy radiowej nie ma już sensu. Wcisnął przycisk uruchamiający radio i
krzyknął:
Do wszystkich! Zaczynamy!
Ujął dzwignię gazu i przesunął ją do oporu. Podwieszone pod skrzydłami silniki trzmiela
* niem. grupa myśliwska
zawyły basowo. Major skupił wzrok na widocznych już dobrze bombowcach wroga. Jego
plan był prosty. Zamierzał rozproszyć wielkie ugrupowanie jednym, zdecydowanym atakiem.
Wiedział, że od tego, czy mu się powiedzie, zależy los Zakonu. Bombowce rosły w oczach.
Widział już dobrze ich oszklone nosy, w których czaili się grozni strzelcy pokładowi.
Zerknął szybko ku górze. Zgodnie z jego przewidywaniami myśliwce osłony jeszcze nie
zareagowały. Piloci zastanawiali się pewnie, kim są intruzi. Major uśmiechnął się z
satysfakcją. I tu jego plan zadziałał. Tylko symbole narodowe odróżniały trzmiele Luftflotte
od tych należących do sił powietrznych Rzeczypospolitej. W walce myśliwca z myśliwcem
było to dużym utrudnieniem, lecz piloci Hildebrandta otrzymali kategoryczny zakaz wikłania
się w powietrze pojedynki. Ich zadanie polegało na unicestwieniu bombowców. To Rzeplici
zmuszeni będą do pospiesznej, a więc niedokładnej, weryfikacji celów.
Major przesunął rękę ku przyciskowi zwalniającemu rakiety. Złowił w siatkę celownika
czołowy bombowiec formacji i uwolnił pociski. Cztery ogniste smugi pomknęły w stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl