-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
specjalnych kwalifikacji wymaga się tu od mieszkańców. Właściwie dlaczego to
zrobił? Cleve wrócił myślami do niejasnej rozmowy, którą prowadził, o powrocie.
Edgar Tait żałował za grzechy, prawda? Mijały lata i zdecydował, że nie jest jednak
pomiotem Szatana i że wcale nie najgorzej byłoby powrócić na świat. Billy miał mu
jakoś posłużyć do powrotu.
- Dziadek cię nie lubi - powiedział chłopiec, kiedy wrócili do celi po obiedzie.
Już drugi dzień praca i spacery były odwołane; toczyło się śledztwo z udziałem
więzniów, dotyczyło śmierci Lowella i - od wczesnych godzin porannych - także
Naylera.
- Doprawdy? A to czemu?
- Mówi, że jesteś zbyt dociekliwy. W mieście. Cleve siedział na górnej
pryczy, Billy na krześle przy ścianie. Miał podkrążone oczy i drżał na całym ciele,
nieznacznie lecz wyraznie.
- Umrzesz - stwierdził Cleve. Coś takiego można powiedzieć tylko wprost. -
W mieście... widziałem... Billy potrząsnął głową.
- Czasami mówisz jak wariat. Dziadek twierdzi, że nie powinienem ci ufać.
- To dlatego, że się mnie boi.
Billy roześmiał się pogardliwie. Był to niemiły dzwięk; Cleve domyślił się, że
chłopiec naśladuje dziadka.
- On siÄ™ nikogo nie boi - odszczeknÄ…Å‚.
- Boi siÄ™ tego, co zobaczÄ™. Tego, o czym ci powiem.
- Nie - głos Billy'ego brzmiał absolutną pewnością.
- Kazał ci zabić Lowella, prawda? Billy podniósł nagle głowę.
- Dlaczego tak mówisz?
- Wcale nie chciałeś go zabić. Może przestraszyć ich obu, ale nie zabić. To
już był pomysł dziadka.
- Nikt mi nie mówi, co mam zrobić - wzrok chłopca był zimny jak lód.-Nikt.
- W porządku - ustąpił Cleve. - Więc może cię przekonał, co? Wytłumaczył
ci, że naraziłeś rodzinny honor. Coś takiego? - Trafił, Billy drżał teraz wyrazniej.
- Więc? A co, jeśli tak?
- Widziałem, dokąd pójdziesz, Billy. Miejsce już na ciebie czeka. - Billy
patrzył na Cleve'a, ale nie próbował mu przerywać. - W tym mieście mieszkają tylko
mordercy. Dlatego twój dziadek tam trafił. A jeśli znajdzie zastępcę, jeśli zdoła
przekroczyć jakoś granicę światów i dokonać kolejnej zbrodni, będzie wolny.
Billy wstał. Twarz wykrzywił mu szalony gniew. Już nie miał zamiaru szydzić.
- Co to znaczy wolny?
- Wróci do świata. Wróci tu.
- KÅ‚amiesz...
- Zapytaj go.
- Nie oszukałby mnie. Jesteśmy jednej krwi.
- Sądzisz, że ma to dla niego jakieś znaczenie? Spędził tam pięćdziesiąt lat,
czekając na szansę, by się wydostać. Myślisz, że coś go obchodzi, jak tego
dokona?
- Powiem mu, jak kłamałeś - gniew Billy'ego nie był w całości skierowany na
Cleve'a, chłopiec wątpił i próbował stłumić swe wątpliwości. - Kiedy się dowie, jak
próbowałeś mnie zatruć, nastawić przeciwko niemu, jesteś trupem. Wtedy go
zobaczysz. O, tak. Zobaczysz go. I pożałujesz, że go zobaczyłeś.
Najwyrazniej była to sytuacja bez wyjścia. Gdyby nawet Cleve zdołał skłonić
władze, by przeniosły go przed nadejściem nocy - (marne szanse, musiałby
przedtem odwołać wszystko, co mówił o chłopcu - musiałby wytłumaczyć im, ż& Billy
jest niebezpiecznym szaleńcem, czy coś takiego. Z pewnością nie powinien
wyjawiać prawdy) - nawet gdyby załatwił sobie przeniesienie do innej celi, to nie
zapewniało mu to żadnego bezpieczeństwa. Sam chłopiec powiedział, że jest
dymem i cieniem. Kogoś takiego nie mogły powstrzymać ani drzwi, ani kraty;
dowodził tego los Lowella i Naylera. No i Billy nie był sam. Trzeba doliczyć do niego
Edgara St. Claire Taita; a jakie moce mógł on mieć do dyspozycji? A jednak, zostać
na noc w tej celi nie różniło się niczym od samobójstwa, prawda? Było jak kuszenie
bestii, oddanie siÄ™ jej w Å‚apy.
Podczas kolacji Cleve odszukał wzrokiem Delvina i poprosił o prawo krótkiej
rozmowy. Otrzymał je. Spotkanie nastąpiło po kolacji.
- Pan mnie prosił, żebym miał oko na Billy'ego Taita, proszę pana.
- No i co?
Przy kolacji Cleve intensywnie myślał o tym, co by tu powiedzieć Devlinowi,
by otrzymać natychmiastowe przeniesienie, i nic nie przyszło mu do głowy. Otworzył
usta, czekał na natchnienie, ale nie miał natchnienia.
- Chciałbym... chciałbym prosić o przeniesienie.
- Dlaczego?
- Chłopak jest niezrównoważony. Boję się, że zrobi mi krzywdę. Dostanie
ataku, jak...
- Załatwiłbyś go jedną ręką, on jest chudy jak szczapa.- Gdyby Cleve
rozmawiał z Mayflowerem, w tym momencie zaapelowałby do niego jak do
człowieka. Z Devlinem taka taktyka od początku byłaby skazana na klęskę.
-Nie rozumiem, na co się skarżysz. To chłopak jak złoto. - Devlin [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl