• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    siebie nienawidziła za to, co czuła. I jego - za to, jak bardzo ją zranił.
    Sander z kolei, zupełnie pozbawiony innych uczuć, skoncentrował się na tym, że
    właśnie znów porzuca go żona, która dopiero co do niego wróciła. Nie wiedział, co po-
    wiedzieć. Jego zazwyczaj przebiegły umysł był jak wyprany. Najchętniej zachowałby się
    jak jaskiniowiec, wyrwał jej torbę, zamknął na klucz, a potem to samo zrobiłby z nią. Ale
    to byłoby czyste szaleństwo. Zacisnął tylko pięści. Pomyślał, że wkrótce eksploduje.
    Tally zdecydowała, że na noc wróci do siebie. Wolałaby z kimś porozmawiać, ale
    Cosima była za młoda, a matki nie chciała wciągać w swoje sprawy, nie czuła się z nią aż
    tak związana. Niestety, Binkie, której potrafiłaby zaufać, przeniosła się do Devonu,
    - Czy to chłopiec, czy dziewczynka? - zapytała nagle bez zastanowienia.
    - Dziewczynka. Uczciwie: do przedwczoraj nie wiedziałem o jej istnieniu, Tally.
    No ale teraz, kiedy już wiem, muszę się nią zająć.
    - To jasne - odpowiedziała drewnianym głosem, chociaż w ogóle tego nie czuła.
    - Staram się o nianię z najwyższej półki. Dotychczasowa chce odejść, a opiekunka,
    którą miała załatwić agencja w Londynie, w ostatniej chwili odmówiła.
    Tally poczuła się zaskoczona.
    - Jak to się stało, że ty musisz załatwiać niańki?
    Wtedy Sander uświadomił sobie, co nie zostało jeszcze wyjaśnione. Najkrócej jak
    potrafił, opowiedział o telefonie od adwokata Arpina i wyjezdzie do Paryża.
    - Ale Oleia była bardzo młoda! Jak to nie żyje? Co się stało? Umarła przy poro-
    dzie? - wykrzykiwała Tally kompletnie wytrącona z równowagi.
    - Nie, no jasne, że nie. Lili ma cztery miesiące. Francuska niania mówiła, że Oleia
    się rozpiła. Kiedy złapała grypę, natychmiast przyplątało się zapalenie płuc. Zmarła
    dzień po przyjęciu do szpitala. Tyle się dowiedziałem.
    Czyli Sander istotnie został sam z dzieckiem na ręku! Tally nie wiedziała, co o tym
    wszystkim myśleć. Przerażał ją jej własny brak miłosierdzia. Czy niechęć i poczucie
    krzywdy uczyniły z niej kogoś całkiem paskudnego? Oleia pisząc testament, prawdopo-
    dobnie nie znała jego nastawienia do ojcostwa lub wcale jej to nie interesowało, albo też
    może po prostu nie miała nikogo innego, komu mogła wyznaczyć tę rolę.
    R
    L
    T
    - Dokąd zamierzasz pojechać? - zapytał Sander.
    Jak zwykle, gdy był wzburzony, nasilał się jego ostry grecki akcent.
    - Dziś do siebie. Chcę zostać sama - odpowiedziała tak łagodnie, że aż sama się
    skrzywiła.
    - Ja pójdę do hotelu. Jak chcesz, możesz tu zostać.
    - Wolałabym zostać u siebie - powtórzyła, podnosząc torbę i kierując się do drzwi.
    - Nie chcę cię znów stracić...
    Odwróciła się i popatrzyła na niego z nieukrywaną niechęcią.
    - Nie mogę tu dziś zostać.
    - To chociaż cię odwiozę.
    Zgodziła się, bo w sumie tak wydawało się najprościej. Jednak w samochodzie pa-
    nowała bardzo napięta atmosfera. Tally myślała o Lili. Jak mogła znienawidzić niewinne
    maleństwo, które już zostało półsierotą? Co się z nią działo? Oleia, której najbardziej się
    obawiała, odeszła na zawsze, pozostawiwszy bezcenny spadek... Bo, jak mawiała Binkie,
    każde dziecko było darem od Boga i tak należało je traktować.
    W rozpędzonym supereleganckim ferrari przyglądała się ukradkiem mężowi za
    kierownicą. Mocny profil, bajecznie długie rzęsy, wystające kości policzkowe, głębokie
    spojrzenie, piękne dłonie. Godzinę wcześniej doprowadziły ją do ekstazy... Zmartwiała.
    Coś się w niej zacisnęło.
    - Nie powinnaś być dziś sama - powiedział niepotrzebnie.
    - Już lepiej niż z tobą - odgryzła się automatycznie, kompletnie zagubiona w my-
    ślach.
    - Nie powinienem był się dziś z tobą kochać... Ale to nie z wyrachowania. Po pro-
    stu nie mogłem ci się oprzeć.
    - Tak jak Olei? - wyrwało się Tally.
    Natychmiast pożałowała tych słów. Zacisnęła zęby i postanowiła już o nic nie py-
    tać i nie obnażać swych uczuć.
    Oleia nie żyje. Ale to nie umniejsza faktu, jak bardzo Tally czuje się zdradzona.
    Kiedyś piękna Greczynka doświadczyła miłości Sandera. A miłość nie była uczuciem,
    które kiedykolwiek udało się Tally wzbudzić w mężu. Owszem: cenił sobie jej towa-
    R
    L
    T
    rzystwo i twierdził, że jest cudowna w łóżku, ale to była nieprzekraczalna granica. Za-
    zdrość i ból powoli przejmowały kontrolę... Nie chciała i nie mogła myśleć o córeczce
    Olei. Starała się od siebie odsuwać pamięć o jej istnieniu. Pragnęła zapomnieć. %7łałowała,
    że się przyznał. Przecież nie jestem złym człowiekiem, ale jestem tylko człowiekiem,
    mam prawo być za słaba, tłumaczyła sobie żałośnie w myślach.
    Pod blokiem Sander wyskoczył z samochodu i wyjął walizkę z bagażnika. Zerknę-
    ła na niego przelotnie. Teraz był tym, kim bywał najczęściej: CEO firmy Volakis Ship-
    ping, dyrektorem generalnym, magnatem finansowym o międzynarodowym zasięgu. Stał
    przy aucie, wysoki, postawny, o nienagannych rysach. Energia emanowała z każdego
    centymetra kwadratowego jego postaci.
    Ociągał się, podając jej walizkę.
    - Musimy sobie z tym poradzić jako para. Nadal nią jesteśmy, kochanie - oświad-
    czył z godnym podziwu przekonaniem w głosie.
    - Jak ogień i woda, co? - odparowała wściekle. - I nie mów tak do mnie. Nie przy-
    pominaj mi, że jestem twoją żoną. Nie mam ochoty się tym szczycić!
    On też nie krył gniewu.
    - Nie obrażaj mnie. Byłem z tobą na tyle szczery, na ile mogłem. Ale nie zapomi-
    naj, że gdybyś mnie nie zostawiła, to dziecko nigdy by się nie urodziło!
    Dotknięta do żywego, wyskoczyła z samochodu, trzaskając drzwiami. Nie potrze-
    bowała przypomnienia, że sama na siebie sprowadziła nieszczęście. Oburzona jego bez-
    czelnością, odeszła bez słowa. Z ulgą zatrzasnęła za sobą drzwi do mieszkania, bo wie-
    działa, że wreszcie nie będzie obserwował jej reakcji. Ale i tu nie potrafiła sobie znalezć
    miejsca. Nie tknęła jedzenia. Poczekała, aż się ściemni, położyła się do łóżka i zaczęła
    się modlić o sen, bo tylko w ten sposób mogła znalezć ukojenie i nie myśleć.
    Nadzieje okazały się płonne. W nocy powróciły koszmary z płaczącym niemowlę-
    ciem, które tym razem odnosiły się do nieznanej dziewczynki. Zbudziła się bardzo wcze-
    śnie, zlana potem i roztrzęsiona. W biurze zjawiła się przed wszystkimi.
    O ósmej trzydzieści zadzwonił Sander.
    - W  Daily Globe" jest artykuł o Lili - oznajmił ponuro. - Ktoś gdzieś puścił farbę.
    Będziesz miała dziś u siebie paparazzich. Węszą, jaka jest twoja reakcja.
    R
    L
    T
    - PoradzÄ™ sobie...
    - Nawet nie próbuj. Powinnaś wyjechać z Londynu do czasu, gdy wszystko ucich-
    nie.
    - To jakiś nonsens! Prowadzę firmę - oświadczyła chłodno, jednocześnie gorącz-
    kowo wyszukujÄ…c w internecie wydania on-line tej gazety.
    - Wysyłam do twojej pracowni ekipę ochroniarzy. Jeśli zechciałabyś mnie posłu-
    chać...
    - Nie. Nie zechciałabym! - przerwała.
    - To ich wpuść i pozwól im się stamtąd zabrać. Zanim będzie za pózno. W takich
    sytuacjach paparazzi potrafią być bardzo agresywni.
    - Może najlepiej unikać zdarzeń, które ich nakręcają! - krzyknęła z goryczą. -
    Dzięki Bogu, ja nie...
    - Ale na twoje nieszczęście jesteś moją żoną! - dokończył za nią szyderczo.
    Zalogowała się w końcu na stronę  Daily Globe", gdzie natychmiast sparaliżował
    ją nagłówek:  Miliarderskie dziecko!", któremu towarzyszyło zdjęcie efektownej blon-
    dyny wnoszącej do znanego londyńskiego hotelu nosidełko z niemowlęciem. W tle moż-
    na było łatwo zauważyć i rozpoznać charakterystyczną postać Sandera. Twarz dziew-
    czynki nie była widoczna. Tally kliknęła i zaczęła czytać. Ewidentnie zmarła Oleia oka- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl