• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    rozumie aluzjÄ™, ale nie odpowiada.
    - Proszę mnie połączyć... - Telefonistka widać już się zgłosiła. -Nie, to
    rozmowa miejscowa. Tak, na prośbę mojego obrońcy. Jest tutaj. Chce pani z nim
    porozmawiać?
    Telefonistka chyba nie chce, bo Crone nie prosi mnie o podniesienie słuchawki po
    mojej stronie szklanej ścianki. Nagle zaczyna promieniować
    146
    energią i entuzjazmem. Wreszcie może coś zrobić we własnej sprawie. Dyktuje z
    pamięci numer telefonu do gabinetu Tasha w Centrum.
    - Proszę nie mówić mu nic więcej, tylko tyle, żeby skontaktował się z
    Eppersonem i żeby Epperson zadzwonił do mojej kancelarii - mówię.
    Crone kiwa głową, mruga do nas ponad szkłami okularów, daje znak, że
    zrozumiał.
    Słyszymy tylko połowę rozmowy; głos Crone'a dobiega przez mikrofon
    osadzony w grubej akrylowej ścianie między nami.
    - Aaronie, tu David. Mamy problem. - Tak po prostu. Crone mówi, jakby siedział
    we własnym gabinecie, a problem dawał się załatwić między jednym zebraniem a
    drugim. - Możesz złapać Billa Eppersona i poprosić, żeby do kogoś zadzwonił?
    Nie. Nie. To nie ma nic wspólnego z projektem, chodzi o sprawę. Coś się komuś
    pomyliło, nic poważnego.
    KrzywiÄ™ siÄ™ po drugiej stronie szyby.
    - Zdaje się, że świadek wspomniał o pewnych sprawach...
    Pukam piórem w szybę, kręcę głową. Crone spogląda na mnie. Kiwa głową na znak,
    że rozumie, po czym odwraca wzrok.
    - Jakieś bzdury na temat naszej pracy - mówi.
    Teraz pukam zgiętymi palcami, macham ręką, przesuwam palcem po gardle, nakazując
    mu kończyć. Crone odchyla się na krześle tak, że nie mogę nawiązać kontaktu
    wzrokowego.
    - Nie ma się czym martwić. Bili to wyjaśni.
    Uderzam pięścią w szybę, tak mocno, że pękłaby, gdyby była ze
    szkła.
    Crone daje mi znaki, że wszystko gra, ale nie patrzy na mnie.
    - Ciągle te same brednie - mówi. - Jeszcze z lat siedemdziesiątych. Tash użala
    siÄ™ nad nim.
    - Tak. Znowu się zaczyna. Mam już dość ludzi, którzy udaremniają mi pracę.
    Zwłaszcza teraz. Przypisują mi rzeczy, których nie popełniłem. Co? Tak, to musi
    mieć coś wspólnego.
    Mogę sobie tylko wyobrażać, co mówi Tash i modlić się, żeby centrala nie
    nagrywała tej rozmowy na polecenie Tannery'ego.
    - Sprawdzę. - Crone zasłania dłonią mikrofon w słuchawce i odwraca się do mnie.
    Widzi moje płonące spojrzenie, ale je lekceważy. - Aaron pyta, czy może do mnie
    przyjść.
    - Co? Teraz?
    - Jutro rano. Ma dla mnie wyniki badań, chce mi je pokazać. Czy któryś z panów
    może tu przyjść na dziewiątą?
    Harry i ja wpatrujemy się w niego oszołomieni, jak w stwora z innej
    planety.
    - On nam pomoże skontaktować się z Billem - dodaje Crone.
    147
    Harry siedzi zdumiony, w milczeniu. %7ładen z nas nie może wydobyć z siebie ani
    słowa. Crone odwraca się od nas.
    - Dobrze - mówi do Tasha. - Tak, świetnie. O dziewiątej. Nie, nie mogę o tym
    teraz mówić, przynajmniej nie przez telefon. - Tak, jakby zamierzał porozmawiać
    z Tashem na osobności o tym, co się dzieje na rozprawie. Postanawiam, że to ja
    będę przy ich spotkaniu.
    Crone odwraca siÄ™ i puszcza do mnie oko, spoglÄ…da spod nastroszonych brwi,
    uśmiecha się przekornie, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że wie, jak
    delikatna jest to sytuacja.
    - Powiedz mu, że to zależy wyłącznie od niego, ale byłbym zobowiązany, gdyby
    skontaktował się z moimi obrońcami - dla dobra sprawiedliwości. - Podaje Tashowi
    numer mojego telefonu. Odkłada słuchawkę.
    Odwraca się do nas z szerokim uśmiechem.
    - Chyba nie mieliście nic przeciwko temu?
    14
    - Ty też masz wrażenie, że jesteś wykorzystywany? - pyta Harry.
    Kilka miesięcy za kratkami, a w sprawach zdrowego rozsądku David Crone nadal
    przebywa w świecie ludzi wolnych. Zastanawiam się, czy zwierza się koledze z
    celi. Przyjął do wiadomości istnienie gangów, ale nie zamierza się przed nimi
    ugiąć.
    O dziewiątej następnego ranka pojawiłem się w więzieniu, tym razem specjalnie po
    to, by dozorować spotkanie Crone'a i Tasha. Zdecydowałem się, by mieć pewność,
    że nie będą rozmawiać o sprawach dotyczących Kali-sty Jordan bądz zeznań Tanyi,
    do czego Tash nie ma prawa. Czytanie dokumentów trwało prawie czterdzieści
    minut. Tash przyciskał kartki do szklanej tafli, a Crone gryzmolił liczby
    ogryzkiem ołówka na papierze kancelaryjnym. Potem Crone przyciskał do szyby
    zapisane liczby, a Tash robił poprawki na oryginale. Dla mnie wyglądało to jak
    czarna magia, choć strażnik stojący na korytarzu za plecami Crone'a wydawał się
    bardzo zainteresowany tą wymianą informacji. W pewnym momencie wezwał swojego
    przełożonego - sierżanta - który przez jakiś czas przyglądał się breweriom
    mojego klienta. Dostrzegł moją obecność i zdecydował się nie wkraczać do akcji,
    ale potrafiłem sobie wyobrazić, jak Tash, przyciśnięty przez Tanne-ry'ego, musi
    wyjaśniać przed sądem, co się dzieje. Sam także byłem tego ciekaw. Spytałem o to
    Tasha, kiedy wyszliśmy z więzienia.
    148
    Usłyszałem tylko:
    - Genetyka. Projekt.
    - Akurat - twierdzi Harry. - Nie wiem, jak ty, ale mnie już męczy to wielkie halo
    wokół projektu. Zwiętość nad świętościami, myślałby kto. Prawnikom wstęp
    wzbroniony. Skąd mamy wiedzieć, co robią? Ta tajemnica handlowa jest im na rękę.
    Nie chcą rozmawiać o pracy, a jednak wszystko prowadzi właśnie do niej. Raptem
    pojawia się matka ofiary, która twierdzi, że chodziło o rasistowskie
    eksperymenty. A Crone ciągle nie chce nam powiedzieć, nad czym pracował.
    Rozlokowaliśmy się w kancelarii, znowu pracujemy do pózna w nocy. Jutro ma
    zeznawać Epperson, a ja ciągle nie mam z nim o czym rozmawiać. Jeśli Tash
    przekazał mu naszą prośbę, nie odniosła żadnego skutku. Zadzwoniłem na centralę,
    żeby po naszym wyjściu z kancelarii przełączali wszystkie rozmowy na mój numer
    domowy.
    - Mówiłem ci, że nie zadzwoni - mówi Harry. - Co powiedział Tash? -%7łe z nim
    rozmawiał. Epperson powiedział, że może się zdobędzie na
    ten wysiłek i do nas zadzwoni.
    - Co to ma znaczyć? Można by pomyśleć, że wybranie numeru to coś jak maraton.
    Mówię ci, on nie zadzwoni.
    SpoglÄ…dam na zegarek. Prawie jedenasta. Harry ma chyba racjÄ™.
    - Tyle na temat szacunku, jaki wszyscy majÄ… do Crone'a - dodaje.
    Harry aż do wieczora szukał wiatru w polu, usiłując trafić na ślad pierścionka,
    który Epperson miał kupić dla Kalisty Jordan, a także szukając śladów kontroli
    finansowej na uniwersytecie.
    - Zacznijmy od pierścionka, bo rozmowa będzie krótka - proponuje. -Nic nie
    znalazłem.
    I tak nie miałem wielkich nadziei. Bez opisu, bez zdjęcia, bez żadnych
    wskazówek, równie dobrze moglibyśmy szukać świętego Graala.
    - Jeśli będę musiał rozmawiać z jeszcze jednym jubilerem, który chce mi wcisnąć
    zegarek... Wszyscy sÄ… ciekawi tego samego: dlaczego jakiÅ› stary piernik wypytuje
    o pierścionek zaręczynowy.
    - Rozumiem. Stare pierniki nigdy się nie żenią. Tak? Aypie na mnie spode łba.
    - Tak. Bo wszyscy ich uważają za stare pierniki. - Harry nie znosi być starym,
    białym mężczyzną. Było mu wystarczająco ciężko, kiedy był młody. Mam wrażenie,
    że Harry nawet w młodości był stary.
    - Ludzie zawsze usiłują cię zaszufladkować - dodaje. - Ty nie masz tego dość? -
    Nie czeka na moją odpowiedz. - Ależ mnie to wkurza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl