-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Może był Torquilem Ericssonem? Rysopis się zgadza. Od chwili przyjazdu nie
odstępuje Toma. Ericsson na pewno jest niebezpieczny. Nie wiadomo, co ukrywa za
tymi wodnistymi, sennym? oczyma&
Zadrżała.
Oliwio, co się stało? O co chodzi?
O nic. Patrz. Wicedyrektor zamierza coś ogłosić.
Doktor Nielson uniósł dłoń i poprosił o ciszę. Potem przemówił przez mikrofon.
Przyjaciele i koledzy. Jutro musicie pozostać w skrzydle bezpieczeństwa . O
jedenastej odbędzie się apel. Ogłaszam alarm na dwadzieścia cztery godziny.
Przepraszam za tę niedogodność. Ogłoszenie już wisi na tablicy.
Uśmiechnął się na zakończenie. Znów zabrzmiała muzyka.
Muszę zająć się tą Jennson rzekł Peters. Widzę, że wypatruje mnie zza
filaru. Chcę się dowiedzieć czegoś więcej o tym skrzydle bezpieczeństwa .
Odszedł. Hilary siedziała zamyślona. Czy jest przewrażliwioną idiotką? Torquil
Ericsson? Borys Glydr?
Apel odbył się w wielkiej sali wykładowej. Obecni byli wszyscy mieszkańcy.
Sprawdzono listę, po czym ustawiono ich w długą kolumnę i wyprowadzono.
Droga wiodła jak zwykle przez labirynt krętych korytarzy. Idąca obok Petersa
Hilary wiedziała, że ukrył w dłoni mały kompas i próbuje dyskretnie określić
kierunek.
Niewiele to pomoże szepnął ponuro. W każdym razie nie w tym
momencie. Ale może& kiedyś.
Zatrzymano ich przy drzwiach w końcu korytarza. Peters wyjął papierośnicę, ale
Van Heidem zaraz podniósł głos.
Proszę nie palić. Mówiliśmy o tym przecież.
Przepraszam.
Peters zatrzymał się z papierośnicą w ręku. Potem ruszyli znowu.
Jak stado baranów szepnęła Hilary z niesmakiem.
Rozchmurz siÄ™ mruknÄ…Å‚ Peters. Bee, bee, w stadzie czarnÄ… owcÄ™ mamy,
co szatańskie knuje plany.
Rzuciła mu wdzięczne spojrzenie i uśmiechnęła się.
Damska sypialnia na prawo oznajmiła panna Jennson. Powiodła swoje
owieczki we wskazanym kierunku. Mężczyzni skręcili na lewo.
Sypialnia okazała się olbrzymią salą, przywodzącą na myśl szpital. Pod ścianami
stały łóżka pooddzielane plastykowymi zasłonami, które zapewniały minimum
odosobnienia. Przy łóżku każdy miał szafkę.
Wyposażenie jest dość proste rzekła panna Jennson ale nie prymitywne.
Na prawo mamy łazienkę, za drzwiami w końcu sali wspólny salon.
Salon, w którym się trochę pózniej zebrali, był skromnie umeblowany i
przypominał poczekalnię lotniska. Po jednej stronie znajdował się bar i bufet z
przekąskami, po drugiej rząd półek z książkami.
Dzień upłynął zupełnie miło. Na małym, przenośnym ekranie wyświetlono dwa
filmy.
Oświetlenie imitowało światło dzienne, dzięki czemu brak okien nie był uciążliwy.
Wieczorem zapalono inny komplet żarówek, które dawały miękkie i dyskretne
światło, odpowiednie do tej pory.
Sprytne pochwalił Peters. Pomaga to zwalczyć uczucie pogrzebania
żywcem.
Jakże byli bezradni! Gdzieś w pobliżu znajdowali się ludzie ze świata
zewnętrznego. I żadnej możliwości nawiązania kontaktu, zaapelowania o pomoc! Jak
zwykle wszystko zaplanowano z bezdusznÄ… perfekcjÄ….
Peters siedział z panną Jennson. Hilary zaproponowała Murchisonom partię
brydża. Tomasz Betterton odmówił. Powiedział, że nie może się skoncentrować. Jako
czwarty zgłosił się doktor Barron.
Hilary ze zdziwieniem stwierdziła, że gra sprawia jej przyjemność. O jedenastej
trzydzieści, kiedy zakończyli trzeciego robra, okazało się, że ona i doktor Barron
wygrali.
To było dobre rzekła. Spojrzała na zegarek. Jest dość pózno. Myślę, że
goście już pojechali. Czy może zostaną tu na noc?
Naprawdę nie wiem odpowiedział Simon Murchison. Myślę, że
najbardziej zainteresowani lekarze mogą zostać. W każdym razie wszyscy wyjadą
jutro do południa.
I wszystko wróci do normy?
Tak. Do następnego razu. Takie rzeczy naprawdę są denerwujące. Przerywają
nam pracÄ™.
Ale są dobrze zaaranżowane zauważyła Blanka z aprobatą.
Razem z Hilary wstały i powiedziały panom dobranoc . Hilary przepuściła Blankę
przed sobą w drzwiach do ciemnawej sypialni. Nagle poczuła, że ktoś delikatnie
dotknął jej ramienia. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła jednego z wysokich
ciemnoskórych służących. Przemówił cicho po francusku, tonem nie dopuszczającym
sprzeciwu:
S il vous plait, madame*.
Idziemy? DokÄ…d?
Zechce pani udać się za mną,
Przez chwilę wahała się.
Bianka zniknęła już w sypialni. W salonie rozmawiało jeszcze kilka osób.
Raz jeszcze poczuła na ramieniu łagodną, lecz stanowczą dłoń.
ProszÄ™ za mnÄ…, madame.
Postąpił kilka kroków, po czym obejrzał się, przynaglając ją skinieniem. Niezbyt
przekonana, Hilary podążyła jednak za przewodnikiem.
Zauważyła, że ten akurat człowiek był ubrany w bogatszy strój niż większość
miejscowej służby. Jego szata była bogato haftowana złotymi nićmi.
Wyprowadził ją przez małe drzwi w rogu salonu; raz jeszcze zagłębili się w
nieunikniony labirynt korytarzy. Wydawało się jej, że to inna droga niż ta, którą
uprzednio dotarli do skrzydła bezpieczeństwa , ale nie miała pewności, bo wszystkie
były do siebie niezwykle podobne. Raz spróbowała o coś zapytać, ale przewodnik
potrząsnął niecierpliwie głową i przyspieszył kroku.
Wreszcie zatrzymał się przy końcu korytarza i nacisnął guzik w ścianie. Płyta
odsunęła się, ukazując małą windę. Gestem polecił jej wejść do środka i ruszyli na
górę.
Dokąd mnie prowadzisz? zapytała Hilary ostro. Ciemne oczy patrzyły na nią
z szacunkiem, ale i czymÅ› w rodzaju nagany.
Do Mistrza, madame. To wielki zaszczyt.
Masz na myśli dyrektora?
Mistrza.
Winda zatrzymała się. Przewodnik rozsunął drzwi i wskazał, by wyszła. Potem
przeszli kolejny korytarz i dotarli do drzwi. Kiedy służący zapukał, otworzyły się od
wewnÄ…trz.
Znowu miała przed sobą białą, haftowaną złotem szatę i czarną twarz, pozbawioną
wyrazu.
Nowy przewodnik powiódł Hilary przez wyłożony czerwonym dywanem
przedpokój i uniósł zasłonę w odległym rogu. Nieoczekiwanie znalazła się w [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl