• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    Marynarki Stanów Zjednoczonych. Przedstawiały one pozycje najważniejszych portowych
    fortyfikacji i obcy rząd, na przykład japoński, dałby za nie znaczną sumę pieniędzy.
    Podejrzenie padło na młodego człowieka, nazywającego się Luigi Valdarno, Włocha z
    pochodzenia, zatrudnionego w departamencie w charakterze podrzędnego pracownika, który
    zaginął w tym samym czasie co dokumenty. Nie wiadomo, czy był złodziejem, czy też nie, ale
    dwa dni pózniej znaleziono go zastrzelonego na East Side w Nowym Jorku. Dokumentów przy
    nim nie było. Otóż przez jakiś czas Luigi Valdarno pokazywał się z panną Elsą Hardt, młodą
    śpiewaczką operową, która niewiele wcześniej pojawiła się na scenie, a mieszkała wraz z
    bratem w Waszyngtonie. Nic nie wiadomo o przeszłości panny Elsy Hardt, a i ona zniknęła
    niespodziewanie w tym samym czasie, gdy zginął Valdarno. Są przesłanki, aby przypuszczać,
    że w rzeczywistości była znakomitym międzynarodowym szpiegiem, który wyrządził wiele
    niegodziwości pod różnymi nazwiskami. Wywiad amerykański, dokładając wszelkich starań,
    aby ją śledzić, nie spuszczał również oka z pewnych niepozornych japońskich dżentelmenów
    mieszkających w Waszyngtonie. Spodziewano się, że gdy Elsa Hardt skutecznie zatrze za sobą
    ślady, nawiąże kontakt ze wspomnianymi dżentelmenami. Przed dwoma tygodniami jeden z
    nich niespodziewanie wyjechał do Anglii. Zatem na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło,
    że i Elsa Hardt jest teraz w Anglii - Poirot urwał, a potem dodał miękko: - A oto rysopis Elsy
    Hardt: wzrost pięć stóp siedem cali, oczy niebieskie, włosy rudawobrązowawe, cera jasna, nos
    prosty, znaków szczególnych brak.
    - Pani Robinson - wykrztusiłem.
    - No cóż, w każdym razie nie jest to wykluczone - poprawił mnie Poirot. -
    Dowiedziałem się również, że nie dalej jak dziś rano pewien śniady mężczyzna, jakiś
    cudzoziemiec, wypytywał o lokatorów spod czwórki. Dlatego, mon ami, obawiam się, że
    będziesz musiał wyrzec się snu dzisiejszej nocy i wraz ze mną czuwać w tamtym mieszkaniu,
    uzbrojony w ten swój wspaniały rewolwer, bien entendu!
    - Bardzo chętnie! - zawołałem z entuzjazmem. - Kiedy zaczynamy?
    - Wydaje mi się, że północ będzie odpowiednią porą. Wcześniej prawdopodobnie nic
    siÄ™ nie wydarzy.
    Równo o dwunastej ostrożnie wczołgaliśmy się do windy na węgiel i opuściliśmy się do
    wysokości drugiego piętra. Pod wpływem zręcznych ruchów Poirota drewniane drzwi
    otworzyły się do środka, a my wgramoliliśmy się do mieszkania. Z pomieszczenia
    gospodarczego przeszliśmy do kuchni, gdzie usadowiliśmy się wygodnie na dwóch krzesłach,
    zostawiajÄ…c uchylone drzwi do przedpokoju.
    - Teraz musimy już tylko czekać - powiedział z zadowoleniem Poirot, przymykając
    oczy.
    Dla mnie to czekanie trwało bez końca. Przerażała mnie myśl, że usnę. Gdy mi się już
    wydawało, że siedzę tam chyba z osiem godzin - choć w rzeczywistości, jak to pózniej
    stwierdziłem, byłem dokładnie godzinę i dwadzieścia minut - moich uszu dobiegło słabe
    skrobanie. Ręka Poirota dotknęła mojej. Wstałem i razem ruszyliśmy ostrożnie w kierunku
    przedpokoju. Hałas dochodził stamtąd. Poirot przybliżył wargi do mego ucha.
    - Jest za wejściowymi drzwiami. Przepiłowuje zamek. Na moje hasło, nie wcześniej,
    rzuć się na niego z tyłu i przytrzymaj mocno. Uważaj, może mieć nóż.
    Wkrótce dał się słyszeć przenikliwy dzwięk i niewielki snop światła pojawił się w
    uchylonych drzwiach. Natychmiast zgasł, a wtedy drzwi otworzyły się wolno. Poirot i ja
    przywarliśmy do ściany. Słyszałem oddech mężczyzny, gdy ten nas mijał. Potem zapalił
    latarkÄ™, a Poirot syknÄ…Å‚ mi do ucha:
    - Allez.
    Skoczyliśmy razem, Poirot szybkim ruchem owinął głowę intruza lekką wełnianą
    chustą, podczas gdy ja wiązałem mu ręce. Wszystko odbyło się szybko i bez hałasu.
    Wytrąciłem mu sztylet z ręki i gdy Poirot zdjął mu chustę z oczu, nie przestając zaciskać jej
    mocno wokół ust, szybko wyjąłem rewolwer tak, aby napastnik mógł go zobaczyć i pojąć, że
    opór był bezużyteczny. Gdy zaprzestał walki, Poirot zbliżył usta do jego ucha i zaczął coś
    szeptać. Potem ruchem ręki nakazując ciszę, wyprowadził nas z mieszkania schodami w dół.
    Nasz jeniec podążał za nim, a ja osłaniałem tyły, trzymając rewolwer. Gdy znalezliśmy się na
    ulicy, Poirot odwrócił się do mnie:
    - Taksówka czeka za rogiem. Daj mi rewolwer. Nie będzie nam teraz potrzebny.
    - A jeżeli ten facet będzie próbował uciec?
    Poirot uśmiechnął się.
    - Nie będzie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl