• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - I to cię tak rozgniewało.
    - Byłem wściekły. Gdy przyjechałem, nabożeństwo już trwało. Pięściami
    musiałem torować sobie drogę, szamotać się z ochroniarzami, żeby dostać się tam,
    gdzie siedzieli pozostali członkowie rodziny. A kiedy już tam dotarłem, ojciec
    nawet na mnie nie spojrzał. Pózniej dowiedziałem się, że policja coś podejrzewała.
    Gdy jednak nie znalezli nic, co potwierdziłoby ich podejrzenia, oświadczyli, że to
    było samobójstwo.
    - J. B. nigdy mi nie wspominał o podejrzeniach. To prawda?
    - Początkowo tak myślałem. Nie mogłem uwierzyć, że moja matka popełniła
    samobójstwo. Miała w sobie tyle życia, była duszą towarzystwa, a przy tym
    wspaniałą matką.
    Uśmiechnął się smutnym, poruszającym uśmiechem.
    - Wszyscy jÄ… uwielbiali.
    Odsunęli się, żeby przepuścić kobietę z wózkiem.
    - Po pogrzebie nie zostałem zaproszony do domu - ciągnął bezbarwnym
    głosem. - Mimo to poszedłem. Dziś zdaję sobie sprawę, że gdybym się postarał,
    pogodziłbym się wtedy z ojcem. Pierwszy raz od wielu lat coś nas łączyło - smutek
    po utracie ukochanej osoby. Ale nie wykorzystałem tej okazji. Powiedziałem mu,
    że jest winny śmierci matki, że gdyby był lepszym mężem i bardziej o nią dbał, nie
    zabiłaby się.
    - Ale już tak nie uważasz?
    Potrząsnął przecząco głową.
    - On nie ponosi za to odpowiedzialności. Matka lubiła życie, jakie
    prowadzili, i wszystko, co się z nim wiązało. Dlaczego postanowiła skończyć ze
    sobą, i to w taki sposób, na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą.
    Mimo że Laura słyszała już wcześniej tę historię, nigdy przedtem nie
    opowiadano jej z taką goryczą. Twarz Teda była bez wyrazu, w jego głosie nie
    słychać było żadnych emocji tylko ból, który ją dosłownie przeszywał.
    - Ojciec nigdy nie wybaczył ci tego, co wtedy powiedziałeś?
    - Nie. Nie chciał mi wybaczyć nawet w zeszłym tygodniu, kiedy pojechałem
    się z nim zobaczyć.
    Położyła mu dłoń na ramieniu.
    - Tak mi przykro, Ted.
    Nie zatrzymując się, pogłaskał jej dłoń.
    - Wiem, dziękuję. - Spojrzał na nią i pierwszy raz, odkąd go dogoniła,
    dostrzegła cień uśmiechu błąkający się na jego twarzy. - To prawda, co mówią.
    JesteÅ› w tym dobra.
    Obok nich mała dziewczynka wskazywała palcem most. Zapadł zmierzch i
    spomiędzy przęseł wylatywały chmary nietoperzy meksykańskich, tworząc falującą
    wstęgę. Spektakl, który nigdy nie nudzi mieszkańców Austin. Każdego wieczoru o
    zmierzchu przychodzą tu tłumnie i stają na moście lub siadają na ławkach przy
    nabrzeżu. Czekają na moment, gdy nietoperze wylecą na łowy.
    - To wciąż najlepsze widowisko w Austin, prawda? - zapytała cicho Laura,
    stajÄ…c za nim.
    - Tak. - Wzrok Teda powędrował w stronę rzeki. - Ojciec kiedyś mnie tu
    zabrał. Nie mogłem mieć więcej niż pięć, sześć lat. Było tak tłoczno, że musiał
    mnie wziąć na barana.
    Tej nocy Laura długo nie mogła usnąć. Wciąż widziała twarz Teda, gdy
    mówił o swoich fotografiach. O tym, ile dla niego znaczą i jakie jego zdaniem
    mogą mieć znaczenie dla tych, którzy je oglądają. Myślała o tym, w jaki sposób
    mówił o swoim ojcu - nie z gniewem, ale z tęsknotą, która sprawiała, że chciała mu
    pomóc.
    Niepokoiło ją, że nigdy nie odczuwała takiego współczucia w stosunku do
    Stuarta. Ale niby dlaczego miałaby mu współczuć? Stuart zawsze dogadywał się z
    rodzicami. Oczywiście ciężko na to pracował. Nawet gdyby nie chciał być
    prawnikiem tylko kimś innym, zrezygnowałby ze swoich marzeń, żeby zadowolić
    rodziców. Taki był.
    12
    - Co to właściwie jest? - zapytała Laura, gdy jej matka wylewała do
    brytfanny podejrzanie wyglądającą zieloną masę. W różowym fartuchu nałożonym
    na dżinsy i biały podkoszulek, Shirley wyglądała jak prawdziwa gospodyni
    domowa.
    - Gateau d'epinards d la Parisienne.
    - Co takiego?
    - Zapiekanka szpinakowa, ale tłumaczenie nie oddaje finezji oryginału.
    Stuart dał mi przepis.
    - Stuart? Mój Stuart?
    - Zrobiliśmy duże postępy od czasu kolacji w zeszłym tygodniu. - Wsunęła
    brytfannę do pieca i nastawiła zegar na dwadzieścia pięć minut. - Zwłaszcza po
    tym, jak mu powiedziałam, że biorę lekcje gotowania.
    - Kiedy zaczęłaś brać lekcje gotowania?
    - Nie zaczęłam. Wymyśliłam to, bo doszłam do wniosku, że wspólne
    zainteresowania to dobry sposób, żeby mnie polubił. - Uszczypnęła Laurę czule w
    policzek. - Przestań patrzeć na mnie tak, jakbym ukradła klejnoty koronne. To
    tylko niewinne kłamstwo.
    - Stuart nie cierpi kłamstw.
    - Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, zawsze to powtarzam.
    Shirley otworzyła szufladę, wyciągnęła dwie srebrne podstawki pod talerze i
    zaniosła je na stół pod oknem. Roztaczał się stąd widok na kampus.
    - Kiedy rozmawiałam z nim przez telefon, był bardzo miły. Obiecał nawet
    przyjść i posłuchać, jak śpiewam.
    Ach tak, pomyślała Laura. Kłótnia, która wybuchła między nią a Stuartem
    tamtej nocy, gdy znalezli zdjęcia, obróciła się w końcu na dobre.
    - Naprawdę tak powiedział?
    - Mówię ci przecież, dziecinko, że jest teraz zupełnie innym człowiekiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl