-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mięśni.
- John Peak zbadał mnie. Wszystko jest w porządku,
zapewniam cię. Rana nie jest poważna. To po prostu siniak.
Luke nie zwracał uwagi na jej wyjaśnienia, ale długo i
uważnie przyglądał się zranieniu, po czym dotknął delikatnie
spuchniętego miejsca i rozciętej skóry pod okiem.
- Hm! - odezwał się w końcu. - Nie powinno się to było
zdarzyć, ale, dzięki Bogu, nie wydaje się poważne. - Położył
dłonie na ramionach Julii, przygarnął ją do siebie i pocałował w
czubek głowy. - Masz przepiękne włosy - wyszeptał. -Mają
kolor polerowanych kasztanów. Dlaczego ich nie rozpuścisz, tak
jak podczas kolacji? Nie jesteÅ› teraz w pracy.
Palcami odszukał grzebień i wsuwki spinające jej kok. Wyjął
je. Włosy Julii spłynęły na ramiona.
- Pięknie - powiedział w zachwycie. Zanurzył palce w
gęstwinie loków, a ona poczuła, że ten gest sprawia jej
przyjemność. Luke zbliżył usta do twarzy Julii i obsypał jej
policzki, brodę i nos drobnymi, gorącymi pocałunkami. - Kiedy
tylko pozbędę się tego wstrętnego wirusa, będę cię naprawdę
całował - zapewnił ją miękkim głosem.
Przytuliła się do niego. Serce waliło jej jak oszalałe, ledwo
stała na nogach. Czuła żar bijący od ciała Luke'a, okrytego tylko
cienką, jedwabną piżamą i szlafrokiem. Ma gorączkę, powinien
się położyć. Chciała mu to powiedzieć, ale położył jej palec na
ustach i pokręcił głową. Patrzył na Julię przenikliwym
wzrokiem. Słychać było jedynie ciche tykanie małego budzika,
stojącego na nocnej szafce. Wszystko inne przestało istnieć.
Julia pierwsza przerwała ciszę. Z ociąganiem, ale jednak
stanowczo, wysunęła się z objęć Luke'a.
- Nie mam zbyt dużo czasu - wyjaśniła cicho. - Wieczorem
mam dyżur.
Luke spojrzał na nią. Oczy wciąż mu błyszczały.
RS
89
- Przy tobie gorączka mi rośnie - mruknął i ponownie
pocałował ją w czoło.
- Musisz wracać do łóżka - powiedziała niezbyt przekonująco.
Siłą powstrzymywała się, by nie przytulić się do niego jeszcze
raz. Pragnęła czuć mocne uderzenia jego serca, głaskać palcami
skręcone włosy na jego piersi. Dzięki rozchylonym połom
piżamy potrafiła sobie wyobrazić to uczucie.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, najdroższa siostro
Manning. Jestem po to, żeby cię słuchać. - Podszedł do łóżka,
zdjął szlafrok i ułożył się wygodnie wśród misternie ułożonych
przez JuliÄ™ poduszek. - Raj. CzujÄ™ siÄ™ jak w raju. - PrzymknÄ…Å‚
oczy i ciągnął zachwyconym głosem: - Ale czymże jest raj bez
Ewy? - Poklepał ręką miejsce obok siebie i otworzył oczy. - Czy
skuszÄ™ ciÄ™, Florence Nightingale?
Nie musisz mnie kusić, pomyślała. Była w każdej chwili
gotowa kochać się z nim. Oczywiście przy wysokiej
temperaturze i świszczącym oddechu Luke'a nie mogło być o
tym mowy, ale ta perspektywa napełniła ją radością. Podnieciła
ją świadomość, że pragnie tego człowieka. Chce, by nauczył ją
języka miłości.
- Niestety, nie mogę - powiedziała, starając się ukryć
szalejące uczucia. - Luke, za chwilę muszę iść. Ty też
powinieneś odpocząć. Jesteś zmęczony. Kiepsko wyglądasz.
Mówiła prawdę. Rozpalone policzki Luke'a pokryły kropelki
potu. Bladość skóry podkreślało dodatkowo światło lampy.
Zapadłe oczy niezdrowo błyszczały. Luke był chory i
potrzebował wypoczynku.
Zbliżyła się do łóżka, pochyliła i pocałowała go w czoło.
- Przyjdę jutro i zostanę dłużej. Nie zapomnij dużo pić. Teraz
też napij się soku. - Napełniła szklankę i podała mu. Wypił bez
słowa protestu.
- Dzięki. Florrie, jesteś cudowną siostrzyczką. - Chciał się
roześmiać, lecz zamiast tego zaniósł się kaszlem. Po chwili
spytał: - Obiecujesz, że przyjedziesz jutro?
RS
90
- Oczywiście. Wezmę wolne popołudnie i wieczór.
- Zjemy razem kolacjÄ™.
- Jeśli tylko będziesz się lepiej czuł.
- Mam tylko lekkie zapalenie płuc. Biorę leki i jestem pewien,
że jutro nastąpi poprawa.
Najwyrazniej lekceważył swoją chorobę.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się lekko. Nie miała ochoty
wychodzić. Każda chwila spędzona z nim była cudowna.
- Dobranoc, kochanie. Do zobaczenia jutro. - Oczy zamykały
mu się ze zmęczenia, jednak ujął jeszcze jej dłonie i ucałował.
- Dobranoc, Luke, śpij dobrze. - Cicho opuściła pokój i zeszła
na dół.
Pani Crowe wróciła właśnie z zakupów i rozpakowywała
siatki.
Mandy, po której trudno się było spodziewać dobrych manier,
sądząc po sposobie, w jaki powitała Julię, potrafiła się czasem
odpowiednio zachować. Przedstawiła Julii gospodynię Luke'a.
- To moja mama - powiedziała. - Mamo, a to jest ta miła
siostra, która przyszła odwiedzić naszego pana doktora.
Kobiety podały sobie dłonie. Pani Crowe wyglądała tak, jak
Julia sobie wyobrażała - około pięćdziesiątki, o matczynym
spojrzeniu, schludnie ubrana i delikatnie umalowana. Idealna
gospodyni, na której można polegać i powierzyć jej opiekę nad
Lukiem w każdych okolicznościach.
- Miło mi panią poznać, pani Crowe. Cieszę się, wiedząc, że
Luke jest pod dobrÄ… opiekÄ… pani i Mandy. - SÅ‚yszÄ…c to, Mandy
uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Czy mogę panią o coś
prosić?
- Oczywiście, zrobię wszystko dla pana doktora. To taki miły
człowiek.
- Zostawię swój numer telefonu, do pracy i do domu. Gdyby
coś się stało, gdyby Luke poczuł się gorzej, proszę do mnie
zadzwonić.
RS
91
- Dobrze, siostro. Szczerze mówiąc, to dla mnie ulga, że będę
miała kogo o tym zawiadomić.
- Dziękuję bardzo. Chciałabym zostać dłużej, ale mam dyżur.
Czy pani też już wychodzi, pani Crowe?
- Och, nie. Zostanę dziś do wieczora. Dopilnuję, żeby pan
doktor zjadł trochę gorącej zupy. W domu poradzą sobie beze
mnie. Mandy mi tu pomoże.
- To wspaniale z pani strony. Dziękuję pani i córce. Jestem
pewna, że doktor też będzie wdzięczny. Jutro postaram się
spędzić z nim wieczór. Jeśli uda mi się wziąć wolne, przygotuję
kolację, więc będzie pani wolna wcześniej.
- Nie musi się pani tym przejmować - wtrąciła Mandy.
- Mama i ja możemy się zająć doktorem Steelem. Pani ma
przecież tyle innych rzeczy na głowie. Prawda, siostro?
Najwyrazniej Mandy nie miała zamiaru bez walki
rezygnować z opieki nad Lukiem. Julia postanowiła znów
powołać się na pracę.
- Rzecz w tym, że doktor Steel martwi się o zaległości w
dokumentach. Pomogę mu zająć się najpilniejszymi.
Jeszcze jedno niewinne kłamstwo w imię dyplomacji,
pomyślała Julia. I tym razem poskutkowało. Mandy wyraznie
się uspokoiła.
- Pana doktora można by chyba nazwać pracoholikiem -
zauważyła z uśmiechem. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl