-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Od strony kuchennego pieca dobiegł słaby głos.
- Jestem głodny.
- Teddy! - krzyknął William, gramoląc się ze stołu. - Robimy
świąteczny pudding! Pan hrabia i ja!
Gwen, zachwycona następną oznakę poprawy stanu zdrowia
Teddy'ego, pośpieszyła do łóżka chorego. A hrabia zaproponował:
- Dam mu trochę mięsa.
Czyli stąd brał się ten kuszący zapach, wypełniający całą izbę. Jeśli
mięso, przyrządzone przez hrabiego, będzie w tym samym stopniu
smakowite, co zapach, znaczy to, że hrabia wiele się nauczył,
przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ w kuchni krzÄ…taninie pani Jones.
Mały William dopadł do łóżka chorego brata.
- Teddy! Ty wiesz? Pan hrabia dodaje do puddingu o wiele
więcej orzechów niż tata! I dodaje jeszcze coś, co przywiózł z zamku.
Whis... whisky, albo coś takiego. To będzie najlepszy pudding, jaki
kiedykolwiek żeśmy jedli!
- Panie hrabio... - Gwen podsunęła się bliżej do hrabiego, który
wyjmował właśnie z garnka duży kawałek duszonego mięsa - Czy to
przypadkiem nie jest duszone w whisky?
str. 55
RS
Hrabia wzruszył tylko ramionami.
- Nie było brandy, to co miałem zrobić? Nagle Teddy krzyknął
cicho z bólu. Gwen odwróciła się w chwili, gdy William sadowił się w
nogach łóżka.
- Williamie, bardzo proszÄ™, nie siadaj tam! Teraz nogi Teddy'ego
nawet nie wolno dotknąć!
William, przestraszony i skruszony, ostrożnie wstał z łóżka.
- Zwietnie, kochanie - pochwaliła go Gwen. - A teraz przynieś
poduszki z łóżka twojego taty, trzeba Teddy'ego wysoko usadzić do
jedzenia.
William w te pędy pobiegł do alkowy po poduszki z łóżka ojca.
Hrabia postawił na stole drewnianą miskę, do której włożył mięso
i kiedy William wrócił z poduszkami, pomógł Gwen oprzeć
Teddy'ego o poduszki. Potem podał miskę z mięsem Gwen, a sam
rozłożył Teddy'emu pod brodą ściereczkę.
- Ale ja... ja przecież mogę sam jeść - bąknął zaczerwieniony
Teddy.
- Po tym lekarstwie, które podała ci panna Davies, na pewno
będą ci się trochę trzęsły ręce, a mięso jest gorące - powiedział
hrabia. - %7ładen mężczyzna nie lubi, żeby traktować go jak dzidziusia,
ale żaden mężczyzna nie lubi też, kiedy jedzenie kapie mu po
brodzie. A mężczyzna, który stoi przed tobą, nie chce, żeby jego
wysiłki kulinarne poszły na marne.
Teddy zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Mnie osobiście byłoby bardzo przyjemnie, gdyby karmiła mnie
taka miła, ładna pani - dokończył hrabia i kolor policzków Gwen
dorównał czerwieni na obliczu Teddy'ego. W ciągu ostatnich dwóch
dni nasłuchała się więcej komplementów niż w całym swoim życiu. I
pomyślała sobie melancholijnie - cóż w tym dziwnego, że ładne
dziewczęta są próżne? Skoro często słuchają takich komplementów.
Hrabiemu zapewne niejedna dama prawiła słodkie słówka, dlatego
tym trudniej pogodzić mu się z obecną sytuacją. Gwen zapewne
czułaby się podobnie, gdyby nagle okazało się, że nie może dłużej
opiekować się dziećmi.
str. 56
RS
- Co to znaczy te ku... kulinarne wysiłki? - spytał William.
- Moje gotowanie, drogi Williamie Mervynie - wyjaśnił hrabia. -
I mam dla ciebie dobrą wiadomość. Pudding jest już prawie gotowy,
a ja wcale nie zapomniałem, że mamy zagrać w warcaby. Wyciągaj
grÄ™, zaraz zaczynamy.
- Ja dobrze gram w warcaby, prawda, Teddy? - spytał William
brata.
Starszy z chłopców z powagą skinął głową.
- A mnie żaden przeciwnik nie straszny! - wykrzyknął hrabia,
wymachując drewnianą chochlą jak rapierem. - Drżyj, młody
Mervynie, bo mogę cię pokonać i będę się tym chełpił do końca
moich dni!
Teddy uśmiechnął się szeroko, a William zachichotał, Gwen też
musiała się uśmiechnąć. Spoglądając teraz na hrabiego, aż nie
chciało się wierzyć, że to pan na zamku i par, uprawniony do
zasiadania w Izbie Lordów. Było tak miło i wesoło, prawie rodzinnie,
jakby ta skromna chata była ich domem. Jakby mieszkali tu razem i
razem spędzali dni i noce...
- Dobrze. Zaśpiewam jeszcze jedną, ale na tym koniec!
Głos hrabiego, dobiegający ze stryszku, gdzie ulokował się razem
z Williamem, zabrzmiał bardzo stanowczo. Jak poprzednim razem,
kiedy opierał się przed zaśpiewaniem drugiej kolędy, którą i tak w
końcu zaśpiewał. Teraz też uległ prośbie Williama, wypowiedzianej
bardzo sennym głosem i cichym barytonem zanucił Przystrójcie
wasze domy".
Teddy zasnął zaraz po zjedzeniu swego mięsa. Czuł się o wiele
lepiej, kryzys minął. Spał spokojnie, ale Gwen i tak modliła się w
duchu, żeby doktor przyjechał jak najprędzej.
Piękny, niski głos hrabiego ucichł. Gwen wytarła ręce w fartuch,
ten sam połatany fartuch, który przedtem miał na sobie hrabia, i
patrzyła, jak ów hrabia powoli schodzi po drabinie.
- To kolano ciągle panu dokucza? - spytała, kiedy stanął już na
podłodze.
- Trochę - przyznał, unikając jej spojrzenia.
str. 57
RS
- Pan bardzo pięknie śpiewa.
- Och, mój głos zardzewiał. Bardzo dawno nie śpiewałem.
Utykając mocno, podszedł do okna i przetarł zamarzniętą szybę.
- Nie do wiary! Znieg przestał padać. Jeśli niebo nadal będzie
czyste, doktor i Bill będą mogli tu przyjechać z samego rana.
Gwen podeszła również do okna i wspięła się na palce, żeby
spojrzeć przez przetarte na szybie miejsce. Rzeczywiście, śnieg już
nie padał. Chmury znikły, czarne aksamitne niebo poznaczone było
migoczącymi światełkami gwiazd. Na wschodzie ukazał się
wspaniały, okrągły księżyc, rzucający srebrzystą poświatę na
pokrytą śniegiem ziemię.
Gwen z zachwytu aż westchnęła.
- Nareszcie... A panu zapewne śpieszno do swego zamku.
Hrabia spojrzał na nią przelotnie.
- Tak samo, jak pani śpieszno z powrotem do swego sierocińca.
- Mam wiele do zrobienia przed świętami, milordzie.
Hrabia odwrócił się ku niej, jego słowa zabrzmiały niemal
zapalczywie, co zdumiało Gwen.
- Czy pani nie mogłaby w końcu poniechać tego tytułu? Mam na
imiÄ™ Griffin!
- Ależ milordzie! Zwracanie się do pana po imieniu byłoby z
mojej strony największą zuchwałością.
- Zuchwałością? - Hrabia uśmiechnął się. - Zuchwałością było
wtargnięcie do mojego gabinetu, a przed tym się pani nie zawahała.
Proszę nazywać mnie Griffinem, przynajmniej dopóki jesteśmy tutaj.
Tak niewiele osób mówi do mnie po imieniu. Niech pani potraktuje
to jako prezent gwiazdkowy dla mnie!
Takiej prośbie nie można było odmówić.
- W takim razie do mnie też proszę zwracać się po imieniu.
- Dziękuję... Gwen.
Jej własne imię jeszcze nigdy nie zadzwięczało w jej uszach tak
słodko.
Hrabia znów spojrzał w okno.
- Piękna noc... Zapewne podczas takiej nocy anioł przyszedł do
str. 58
RS
pasterzy. Zimnej, jasnej, z czystym niebem usianym diamencikami
gwiazd. Wśród nich ta jedna gwiazda, największa, najjaśniejsza,
która oświetliła drogę do Betlejem, poprowadziła tam ludzi mądrych
i dobrych.
Gwen nie odezwała się, tylko wolnym krokiem podeszła do
kuchenngo pieca, pragnąc choć minimalnie zwiększyć odległość, [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl