-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Boże, on nie może umrzeć...
- Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze - przerwała jej Rowan, mocno ściskając ją za
ramiona. - Nie wolno pani wpadać w panikę. Billy nie może widzieć pani przerażenia; to
miałoby na niego bardzo zły wpływ.
Fiona Dean drżącą ręką otarła twarz, odetchnęła głęboko i kiwnęła głową.
- Kiedy... może przylecieć karetka?
- Myślę, że szybko.
Fiona usiadła obok łóżka syna i wpatrywała się w niego tak, jakby siłą woli chciała
zachować go przy życiu. Rowan obserwowała chłopca z nie mniejszym skupieniem,
wypatrując objawów pogorszenia. Zastanawiała się, co wtedy będzie, i ze smutkiem zdała
sobie sprawę, że nie może mu pomóc. Wycierając rąbka rozpalone czoło chłopca, modliła
się w duchu, by jak najprędzej dotarł do nich odgłos lądującego śmigłowca.
- Przed domem zatrzymał się jakiś samochód! zawołała nagle Fiona. - To pewnie
sąsiedzi. Czy mogłaby pani z nimi porozmawiać? Ja nie jestem w stanie...
Rowan kiwnęła głową i poszła otworzyć drzwi.
- Och, Ewan, nigdy w życiu nie ucieszył mnie tak bardzo czyjś widok! - wykrzyknęła. -
Jak się dowiedziałeś?
- Usłyszałem w radio twoje wezwanie - wyjaśnił. - Czy jesteś pewna diagnozy?
Kiwnęła głową.
- Sztywny kark, niemożność wyprostowania kolan przy ucisku w stawie biodrowym,
wysoka temperatura, bóle głowy i krzyża.
- Gdzie on jest?
Zaprowadziła go do sypialni Billy'ego.
- Och, doktorze, czy to bardzo poważne?! - zawołała Fiona na jego widok.
- Tak, ale zapewne doktor Rowan wyjaśniła pani, że zapalenie opon mózgowych jest
uleczalne i kiedy tylko przyleci śmigłowiec...
- Ale jak oni wylądują przy takiej pogodzie? - spytała kobieta. - Skąd będą wiedzieć,
gdzie jesteśmy? W okolicy są jeszcze trzy domy; mogą się pomylić.
Rowan spojrzała na Ewana zrozpaczonym wzrokiem. Taka możliwość w ogóle nie
przyszła jej do głowy. Jeśli śmigłowiec pomyli domy, stracą cenne minuty mogące
zadecydować o życiu chłopca.
- Czy ma pani jakieś białe prześcieradła? - spytał Ewan.
- Białe prześcieradła? - powtórzyła Fiona Dean, spoglądając na niego nieprzytomnym
wzrokiem.
- Prześcieradła, obrusy, coś dużego. Jeśli rozłożę je na polu za domem, ułatwią pilotowi
orientacjÄ™.
- Proszę poszukać w komodzie, w przedpokoju.
Kiedy Ewan szedł ze stosem prześcieradeł w kierunku tylnego wyjścia, Rowan nagle go
zatrzymała.
- Ja to zrobię, ty zostań z chłopcem.
- Ale, Rowan...
- Proszę. Masz więcej doświadczenia niż ja.
Wahał się przez chwilę, lecz w końcu kiwnął głową. Rowan zdawała sobie sprawę, że
czeka ją niełatwe zadanie, ale nie spodziewała się, iż będzie ono tak niewiarygodnie trudne.
Ilekroć odnosiła wrażenie, że jest już bliska celu, jeden z rogów prześcieradła uwalniał się
spod przygniatającego go kamienia i zaczynał wściekle łopotać na wietrze.
Nagle usłyszała dobiegający z oddali niewyrazny warkot śmigłowca. Doszła do wniosku,
że zrobiła już wszystko, co było w jej mocy i, potykając się, pobiegła w kierunku domu.
Pilot miał poważne trudności z posadzeniem maszyny na małym skrawku ziemi, ponieważ
dom położony był w niewielkiej kotlinie, otoczonej dwoma gęsto zalesionymi wzgórzami.
Wielokrotnie podchodził do lądowania, lecz w ostatniej chwili znów unosił się w powietrze.
Rowan śledziła jego poczynania, wiedząc, że jeśli nie uda mu się wylądować, trzeba będzie
odwiezć Billy'ego do Fort William, a taka podróż musiałaby potrwać ponad dwie godziny.
Dwie godziny, które mogą zadecydować o życiu chłopca.
Po trzech próbach śmigłowiec w końcu wylądował.
- Muszę z nim polecieć! - zawołała Fiona, kiedy sanitariusz wziął Billy'ego z rąk Ewana.
- Znajdzie się w kabinie miejsce dla jednej osoby - odparł z uśmiechem.
Zmigłowiec natychmiast wystartował i już po chwili zniknął w gęstych chmurach.
- Zrobiłaś wszystko, co mogłaś - powiedział Ewan. Twoja błyskawiczna interwencja
znacznie zwiększyła jego szanse.
- Myślisz, że wyzdrowieje? - spytała szeptem.
- Nie wiem - odparł ze smutkiem.
Rowan odgarnęła z czoła wilgotne włosy.
- Dziękuję, że przyjechałeś.
- Czyżbyś zapomniała, że jesteśmy w tym samym zespole?
Próbowała się uśmiechnąć, ale kiedy strumyk lodowatej wody spłynął po jej karku, zaczęła
nagle kichać.
- Jesteś przemoczona do suchej nitki! - zawołał, kręcąc głową z dezaprobatą. - Tylko na
siebie popatrz! W tej kusej kurteczce i dżinsach wyglądasz tak, jakbyś wybrała się na spacer
po Oxford Street. Czy nie masz żadnych nieprzemakalnych ubrań?
- Nie - wymamrotała, a Ewan znów pokręcił głową. - No, już dobrze. Przy pierwszej
okazji kupiÄ™ sobie coÅ› takiego.
- Zamierzam zrobić z ciebie wiejskiego lekarza, choćby było to nie wiem jak trudne, ale na
razie proponuję, żebyś pojechała do domu i przebrała się w suche rzeczy.
Kiwnęła głową, lecz ilekroć przekręcała kluczyk w stacyjce, z silnika dobywały się tylko
jakieś zniechęcające dzwięki.
- Przestań go piłować, bo zalejesz gaznik - poradził Ewan. - Odwiozę cię do domu. Tak czy
owak, dziś skończyłem już pracę.
Przez kilka minut jechali w milczeniu, ale po jakimś czasie Rowan nie mogła już dłużej
panować nad gniewem, który narastał w niej od chwili rozpoznania choroby Billy'ego.
- To jest wręcz absurdalne, żeby najbliższy szpital z prawdziwego zdarzenia był tak
daleko! - zawołała. - Dlaczego nie można zmodernizować Riochan, żebyśmy nie musieli być
narażani na podobne sytuacje? Przecież, na litość boską, tutejsi mieszkańcy płacą podatki,
więc mają prawo do lepszej opieki medycznej!
- Zgadzam się z tobą - odparł Ewan łagodnie - ale tak wygląda rzeczywistość i musimy
jakoś w niej funkcjonować.
- A ile osób musi poważnie zachorować, nawet umrzeć, zanim będziemy mogli
zapewnić im lepszą opiekę? - spytała z wściekłością. - Jeśli zapalenie opon mózgowych
zacznie się leczyć za pózno, pacjentowi grozi śmierć lub kalectwo!
- Wiem - powiedział zduszonym głosem, a Rowan poniewczasie przypomniała sobie, że
jego matka umarła na tę właśnie chorobę.
- Przepraszam, Ewan! - zawołała ze skruchą. - Przecież twoja matka...
- Nic się nie stało.
- Tak mi przykro... A teraz Billy...
- Czy to nie ironia losu? - przerwał jej, wybuchając pełnym goryczy śmiechem. - Zawsze
mówiłem, że zostałem tu przede wszystkim po to, żeby żadne dziecko nie musiało przeżywać
tego, przez co sam przeszedłem, a teraz się to powtarza. Tyle że sytuacja jest odwrotna: chory
jest syn, a nie matka.
- W ciągu ostatnich trzydziestu lat medycyna poczyniła ogromne postępy, a śmigłowiec
bardzo szybko doleci do Fort William.
- Ale to nie to samo, co mieć szpital w zasięgu ręki.
- Tak, wiem.
Dalszą część drogi jechali w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach.
- Posłuchaj, zrobiło się pózno, a ty na pewno jesteś głodny - powiedziała, kiedy Ewan
zatrzymał samochód przed jej domem. - Może wstąpisz i zjesz ze mną kolację? Nic
nadzwyczajnego, zostało mi z wczoraj trochę gulaszu.
- Takich propozycji się nie odrzuca - odparł z uśmiechem.
Rowan szybko przebrała się w suche ubranie. Kiedy wróciła do salonu, okazało się, że Ewan
nie tylko zdążył wysuszyć włosy, lecz również wstawił gulasz do kuchenki mikrofalowej i
zaczął nakrywać do stołu. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl