• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    wiek się zorientowała.
    S
    R
    Alexander był gotów założyć się o każdą sumę, że
    Carolyn wzdraga się na samą myśl, że on odwiedzi ją
    w domu... że będzie siedział z nią przy jednym stole.
    Goląc prawy policzek, wykrzywił się do swego od-
    bicia w lustrze. Nie powinien składać tej wizyty. Jess była
    jednak tak rezolutnym; uroczym dzieckiem... Nie, nie
    potrafił jej odmówić.
    Ogoliwszy się starannie, przeszedł pod prysznic. Stał
    bez ruchu, otoczony kłębami pary, pod strumieniami go-
    rącej wody, a pamięć podsuwała obrazy z przeszłości.
    Czternaście lat temu niemal już po miesiącu zawartego
    nagle, pod wpływem chwili, małżeństwa nie mieli
    o czym ze sobą rozmawiać i wcale nie tak rzadko się
    kłócili. Porozumiewali się znakomicie jedynie w małżeń-
    skiej sypialni. Tu przestawały być ważne wszelkie spory,
    a zauroczenie, któremu oboje ulegli, brało ich w swoje
    posiadanie. Na wspomnienie tych chwil Alexandra prze-
    biegł dreszcz. Coś podobnego! Jedno spotkanie z Caro-
    lyn, a ożyły dawne doznania! Westchnął, spłukał z siebie
    mydło, zakręcił wodę i wycierając się puszystym ręcz-
    nikiem, zastanawiał się, czy nie powinien przynieść Ca-
    rolyn jakiegoś prezentu. Może kwiaty? Do licha, pomy-
    ślał, odrzucając ręcznik, ani przed, ani po ślubie nigdy
    nie ofiarował jej kwiatów i Carolyn zapewne...
    Nigdy nie podarował jej kwiatów.
    Nigdy nie wybrał się z nią do sklepu, żeby kupić jej
    jakiÅ› podarunek.
    S
    R
    Nigdy nie zabrał jej na wakacje.
    Po ślubie był zbyt zajęty własną karierą, żeby zwracać
    uwagÄ™ na Carolyn. StojÄ…c nieruchomo, po raz pierwszy
    w życiu zdał sobie sprawę ze swej monstrualnej arogan-
    cji. Ależ był ze mnie kawał wyniosłego, zarozumiałego
    drania. Nie mógł winić Carolyn za to, że nie tylko nie
    chciała go widzieć w swoim domu, ale nawet żyć z nim
    na jednej planecie.
    Popatrzył ponuro na telefon. Powinien do niej zadzwo-
    nić i odwołać wizytę. Zrobił dwa kroki w kierunku apa-
    ratu i zawahał się. Przed oczyma stanął mu obraz Jess.
    Dziecko było takie radosne, takie pełne życia. Czyż mógł
    z czystym sumieniem zawieść dziewczynkę? Zdecydo-
    wał, że pojawi się jednak w domu Petersonów, i to
    o umówionej godzinie, chyba że natrafi na nieprzewi-
    dziane przeszkody. Odwrócił się i ruszył w stronę szafy.
    W niecałą godzinę pózniej naciskał już podświetlony gu-
    zik dzwonka.
    Czuł się jak skończony dureń, trzymając w prawym
    ręku bukiet tulipanów, a palce lewej zaciskając na rączce
    jaskrawego plastikowego pojemnika, co najmniej półtora
    raza większego od tego, który miała na plaży Jess.
    S
    R
    Rozdział szósty
    - Już jest! - zawołała Jess, gdy rozległ się dzwonek
    przy drzwiach wejściowych.
    - A jakże - wycedziła przez zęby Carolyn, zajęta
    w kuchni ostatnimi przygotowaniami do kolacji.
    Dziewczynka nie zwróciła najmniejszej uwagi na nie-
    przyjemny ton matki. Rzuciła się otwierać drzwi.
    - Cześć, Alex.
    Carolyn słyszała, jak jej córka wita gościa, i doszła
    do wniosku, że nie może dłużej chować się w kuchni.
    Niechętnie ruszyła do holu. Była w połowie drogi, gdy
    do jej uszu dobiegł podekscytowany, pełen zdumienia
    głos córki:
    - To dla mnie? Dzięki!
    Czyżby Alex przyniósł Jess jakiś drobiazg? Alexander
    Forester i prezenty? Nie mieściło się to jej w głowie. Jeśli
    dobrze pamiętała, Alexander nigdy i nikomu niczego nie
    podarował, nie miał takiego zwyczaju.
    S
    R
    - Mamo, zobacz, co mi Alex przyniósł! - Jess z du-
    mą trzymała nad głową różowo-pomarańczowy plastiko-
    wy pojemnik. - To na muszle. Czy nie śliczny?
    - Hm - mruknęła dyplomatycznie Carolyn, przesy-
    łając dziewczynce wymuszony uśmiech. - Ma bardzo ży-
    we kolory.
    - Witaj, Carolyn - odezwał się cicho Alex, tak że mu-
    siała w końcu spojrzeć na niego.
    Wyciągnął rękę, w której ściskał bukiet tulipanów.
    - To dla ciebie - oświadczył z uśmiechem i do-
    dał: - Doszedłem do wniosku, że nie potrzebujesz poje-
    mnika.
    - No cóż... dziękuję, są śliczne - odpowiedziała za-
    kłopotana. Odchrząknęła i przypomniała sobie o dobrych
    manierach. - Proszę, wejdz - wskazała drzwi do salonu.
    - Jess, zajmij się naszym gościem... Alexem, a ja na-
    stawiÄ™ wodÄ™.
    - Jasne - zgodziła się ochoczo dziewczynka, uśmie-
    chając się szeroko do gościa. - Chcesz obejrzeć moje
    muszle?
    - Naturalnie - odpowiedział Alex. - Masz pewnie
    wspaniały zbiór.
    Carolyn pośpiesznie przeszła do kuchni, poruszona do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl