-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciągle jestem bardzo zwyczajnym dzieciakiem, który chciałby wrócić na pole gurgi i może przegonić
parę dzikich kepardów. Taki jestem. Tylko to wiem.
— Gdybyś wrócił, zauważyłbyś, że ludzie wokół ciebie są bardzo podobni do tych ze Stacji
Geodezyjnej. Odszedłeś z domu, Jo, bo byłeś nieszczęśliwy. Pamiętasz, dlaczego?
Jo dotarł do sterowni, lecz zatrzymał się, opierając rękami o drzwi.
— Gurga, tak. Pewnie, że pamiętam, dlaczego. Bo myślałem, że jestem inny. Wtedy nadeszło to
przesłanie i uznałem je za dowód, że jestem kimś szczególnym. Inaczej by mi go nie przekazano.
Wiesz co, Wielgusie — Jo wychylił się na rękach w przód — gdybym rzeczywiście wiedział, że
jestem kimś szczególnym... znaczy, gdybym miał p e w n o ś ć... to nie przejmowałbym się tak bardzo
czymś takim jak Stacja Pomiarów! Ale przeważnie czuję się po prostu zagubiony, nieszczęśliwy i
bardzo zwyczajny.
— Jesteś sobą, Jo. Jesteś sobą i wszystkim tym, co cię kształtuje, począwszy od pozycji, w
jakiej godzinami przesiadujesz, obserwując
Dika, kiedy chcesz porozmyślać, aż po refleks, z jakim reagujesz o dziesiątą część sekundy
szybciej na coś niebieskiego niż na coś czerwonego. Jesteś wszystkim, o czym kiedykolwiek
myślałeś, kiedykolwiek marzyłeś, a także czego kiedykolwiek nienawidziłeś. I wszystkim, czego się
nauczyłeś. A nauczyłeś się i wciąż uczysz wiele, Jo.
— Ale gdybym tylko wiedział, że należy to do mnie, Wielgusie... Tego właśnie chcę być
pewien: że wiadomość jest naprawdę ważna i że ja jestem jedynym, który może ją przekazać.
Gdybym rzeczywiście wiedział, że edukacja, którą odebrałem, uczyniła mnie.... no, jak już mówiłem,
kimś szczególnym... wtedy nie miałbym nic przeciw temu, by iść dalej. Gurga, cieszyłbym się z tego.
— Jo, jesteś sobą. A to jest tak ważne, jak chcesz, by było ważne.
— Może to jest ta najważniejsza rzecz na świecie, Wielgusie. Jeżeli istnieje odpowiedź na to
pytanie, Wielgusie, to właśnie taka: wiedzieć, że jest się sobą i nikim innym.
W momencie kiedy Jo przekroczył próg sterowni, z głośników sekcji komunikacyjnej zaczął
— Co to jest, Wielgusie?
— Nie jestem pewien.
dobiegać szmer. Podczas gdy Jo rozglądał się wokół, szmer narastał.
Drzwi zamknęły się, rękaw połączeniowy odpadł, a zdezelowany jacht zdryfował w tył. Jo
patrzył na niego przez szklaną ścianę, pokrytą zniekształcającą nieco widok organopianą.
Teraz głośniki się śmiały.
Dik podrapał się za uchem jedną z łap.
— Stamtąd nadlatuje — odezwał się Wielgus. — I to nadlatuje strasznie szybko.
Śmiech brzmiał coraz głośniej, stawał się histeryczny, wypełniał sobą
całe wysokie
pomieszczenie. Coś śmignęło za szklaną ścianą Wielgusa, nagle obróciło się i gwałtownie zbliżyło
na odległość jakichś sześciu metrów.
Śmiech ucichł i zmienił się w urywany, przyspieszony oddech.
To, co było na zewnątrz, wyglądało jak wielki odłam skalny, tyle że z zeszlifowaną przednią
ścianą. Gdy tak dryfowali w blasku Ekwisigny, refleksy białego światła zapełgały na powierzchni
ściany, i Jo zobaczył, że jest ona przezroczysta. Stała za nią jakaś postać pochylona do przodu z
rękoma na karku i w szerokim rozkroku. Nawet z tej odległości Jo widział wyraźnie, jak klatka
piersiowa postaci unosi się i opada w rytm sapania przewalającego się burzą przez sterownię.
— Wielgusie, czy mógłbyś, z łaski swojej, przyciszyć fonię?
— Oj, przepraszam. — Sapanie przestało sprawiać wrażenie dochodzącego bezpośrednio z
wnętrza ucha Jo i zeszło do przyzwoitego poziomu dźwięku rozbrzmiewającego z odpowiedniej
ilości metrów. — Chcesz z nim pomówić, czy ja mam to zrobić?
— Ty zacznij.
— Kim jesteś? — zapytał Wielgus.
— Jestem Ni Taj Li. A kim t y jesteś, u licha, że wydajesz mi się taki ciekawy?
— Jestem Wielgus. Słyszałem o tobie, Ni Taj Li.
— A ja nigdy nie słyszałem o tobie, Wielgusie. Ale powinienem był, wiem o tym. Dlaczego
jesteś taki ciekawy?
Jo wyszeptał: — Kto to jest?
— Ćśśś — odparł Wielgus. — Powiem ci później. Co przed chwilą robiłeś, Ni Taj Li?
— Leciałem ku tamtemu słońcu, o tam, gapiłem się na nie i myślałem sobie, jakie jest piękne, i
śmiałem się, bo miało wkrótce mnie zniszczyć i dalej być piękne, i pisałem wiersz o tym, jak piękne
jest to słońce i jak piękna jest ta planeta, która je okrąża; i robiłem to wszystko, póki nie wpadłem na
coś ciekawszego, a było to dowiedzieć się, kim jesteś.
— Wejdź więc na pokład, a dowiesz się trochę więcej.
— Wiem już, że jesteś wszędobylskim wielodrożnym gawędziarzem uzdolnionym słowotwórczo
z umysłem opartym na świadomości LII — rzekł Ni Taj
powinienem się dowiedzieć, nim pożegluję w płomienie?
Li. — Czy jest jeszcze coś, czego
— Mam na pokładzie chłopca w twoim wieku, o którym nie wiesz zupełnie nic.
— W takim razie przesiadam się. Przygotuj swój rękaw. Pojazd ruszył do przodu.
— Skąd on wiedział, że jesteś LII? — zapytał Jo, kiedy odłam skalny zbliżał się do nich.
— Nie wiem — odparł Wielgus. — Niektórzy od razu się orientują. Lepsi już tacy niż ci, co to
siedzą i gadają z tobą przez godzinę, zanim w końcu odważą się zapytać. W każdym razie, założę się,
że nie wie, którym LII jestem.
Rękaw połączył się z pojazdem Ni. W chwilę później otworzyły się drzwi i Ni Taj Li wszedł
nonszalancko do środka; trzymając kciuki w kieszeniach, rozejrzał się dookoła.
Jo wciąż jeszcze miał na sobie czarną pelerynę, którą San Severina kupiła mu na Mysiej
Dziurze. Ni Taj Li natomiast wyglądał jak kosmoluch. Był bosy. Nie miał koszuli. Jego spłowiałe
drelichy były wystrzępione na kolanie. Jego zbyt długie włosy srebrzystoblond były zebrane na czole
i nad uszami; jego [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl