-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią na kolana i poprosił o rękę i serce.
Jestem gotowa być dla ciebie idealną kochanką i żoną powiedziała Ga-
lina w niezłym rosyjskim. Ale najpierw podpisz list.
Powiadają ludzie, że w Guslarze już pojawiło się około czterdziestu idealnych
kobiet z Japonii.
Ogólnie są wspaniałe, ale mówi się też, że są okropnie zazdrosne.
1996
przełożył Eugeniusz Dębski
Klina, klinem
Piętro Poganini odziedziczył jednopokojowe mieszkanie po śmierci swojej
babci Wasylisy Fieoktisownej Pogankinej w piętrowym domu z cegły na ulicy
Puszkina, na jej zbiegu z ulicÄ… RadzieckÄ….
Spadek przyszedł w bardzo szczęśliwym momencie, ponieważ mieszkanie
w Winnicy musiał zostawić swojej drugiej żonie Odarce, a otrzymanej od Związ-
ku Prawdziwie Rosyjskich Pisarzy mansardy w Moskwie nie udało się wyszarpać
od trzeciej i niewdzięcznej żony Waleni. Wyszło, że gwiazdce rosyjskiej litera-
tury masowej przyjdzie nocować na dworcach, ponieważ przyjaciołom i kochan-
kom tak już dopiekł, że nawet przynoszona na nocleg w charakterze daru butelka
Grzełki , nie załatwiała sprawy. Zwłaszcza, że i tak sam ją wypijał, w potem kle-
ił się do córki gospodarza albo do jego żony, czasem tłukł naczynia i wrzeszczał,
że Tołstoja, owszem, czytał, ale Tołstoj, znaczy się, jakoś mu nie leży.
Z pieniędzmi też nie było gładko, ponieważ za Potyczkę na orbicie Saturna
i Kochankę robota nie otrzymał żadnych pieniędzy.
W chwili tego pieniężnego i duchowego kryzysu, zmarła babcia Wasylisa, któ-
rej Pogankin od dziecka nie widział, więc przyjechał do Wielkiego Guslaru, mając
nadzieję, że spienięży mieszkanie za porządne dolary i nabędzie za nie powierzch-
niÄ™ mieszkaniowÄ… w Moskwie.
Piętro wszedł we władanie mieszkaniem o powierzchni osiemnastu metrów
kwadratowych i porozwieszał gdzie się dało ogłoszenia. Nie zaproponowano mu
więcej niż trzydzieści dolarów, a i to pod warunkiem, że naprawi cieknący dach.
Piętro nie znalazł lepszego rozwiązania, jak zakochać się w Darii Hoff, córce
kierownika apteki weterynaryjnej, a kiedy nie było już odwrotu, ożenił się z tą ko-
bietą i zrozumiał, że następny etap jego twórczości będzie ściśle związany z mia-
steczkiem Wielki Guslar. Trudno na małych grządkach też wyrastają ogromne
arbuzy!
Rano Piętro Poganini wkładał odpowiednio do pogody albo kapcie albo wa-
lonki i szedł do nabiałowego, a potem po solone ogórki. Pierwszy sklep był dla
Daszy, której serwował kawę do łóżka, a ogórki dla siebie żeby przeczyścić
mózg przed kolejnym zasiadaniem do biurka.
162
Właściwie więcej o Piętrze Pogankinie nie da się powiedzieć. Siedzi, pracuje,
popija, je ogórki, pisze powieść. Ani pożytku, ani szkody nie przynosi.
Ale w pewnej chwili w Wielkim Guslarze zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
Wracający jesiennym zmierzchem ze szkoły, powtarzający drugą klasę Sie-
mion Liszajew i Ritka Polakowa natknęli się na czarnego smoka, wolno lecącego
nad ulicą, który co jakiś czas wypuszczał z nozdrzy jasny płomień i biały dym.
Drugoklasiści rzucili się do ucieczki.
Smok pędził za nimi, muskając szponami ziemię, a to, że pościg odbywał
się w całkowitej ciszy, wystraszyło dzieciaki jeszcze bardziej, niż gdyby ryczał
i tupał.
Dzieci wybiegły na plac przed Halą Targową, gdzie zauważył ich spacerujący
z psem staruszek Aożkin.
Potem Aożkin zobaczył smoka, który uderzył piersią w brzeg Hali Targowej,
ale przeszedł przez nią na wylot, jakby była niematerialna.
W tym momencie Aożkin, który chwycił pieska na ręce i wiał za dzieciakami,
nie pomyślał, że bezcielesnym może być sam smok. Może dlatego, że bardzo
przekonująco chlustał z niego płomień.
Od rana następnego dnia miasto znalazło się we władzy fantomów, co do któ-
rych nie wszyscy połapali się od razu, że są fantomami. Dlatego, kiedy tłum kra-
snoludów uzbrojonych w topory, wypadł na jezdnię moskwicza Miszy Stendala,
to ten tak depnął w hamulce, że w efekcie wyrżnął w lipę na chodniku. Wielu
widziało krasnoludów, ale gdzie zniknęli po incydencie, nie wiedział nikt. Nato-
miast przed stołówką numer 1 przemaszerowała grupa kosmonautów w dziwnych
skafandrach. Kosmonauci urządzili rozpaczliwą strzelaninę z przerażającymi zie-
lonymi istotami, obwieszonymi broniÄ… wyraznie nieziemskiego pochodzenia. TÄ™
strzelaninę widziało mnóstwo ludzi, ponieważ miała miejsce podczas przerwy
obiadowej dokładnie pod urzędem miejskim. Najpierw ludzie tylko sobie patrzyli,
ale kiedy rozległy się pierwsze serie i zielone promienie zaczęły razić przeciwni-
ka, gapie rzucili się do ucieczki. Część powywracała się, podrapała i poobijała,
kogoś podeptano, ktoś był ranny. Ale kontuzje, co należy podkreślić, nie były wy-
nikiem działania broni kosmicznych wojowników ich powodem była panika
i ścisk. Co prawda, guslarczycy nie przyznają się do tego. Im się wydaje, że bar-
dziej honorowo jest paść z ręki przybysza niż mieć guza z ręki, czy raczej łokcia,
Matriony Aożkinej. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl