• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    miejscu z nieruchomo wyciągniętymi łopatami śmigła. Aż mnie poniosło z wściekłości. Co się stało?
    Zalałem świece, a może to iskrownik albo prądnica? Nie lubię takich niespodzianek przy starcie!
    Speszony mechanik wskoczył od razu na skrzydło. Dobre sobie! Będziemy szukać defektu, a tamci
    tymczasem odlecą beze mnie. Rozejrzałem się na dobre zdenerwowany. Obok stały zamaskowane zielenią
    Jaki trzeciej eskadry. A gdyby tak...
    Nie namyślałem się długo. Wyskoczyłem z kabiny i sprintem ruszyłem w tamtym kierunku. Wybrałem
    na oko pierwszy z brzegu samolot. Za mną gnał ile sił w nogach zdezorientowany mechanik. Słyszałem jego
    szybkie kroki i wołanie:
     Obywatelu poruczniku, co wy robicie? Stójcie!
    Już było za pózno. Kilkoma ruchami strąciłem świerkowe gałęzie. Szarpnięta limuzynka odskoczyła
    gładko w tył. Ochłonąłem dopiero w kabinie. Byle tylko coś nie nawaliło w ostatniej chwili, psiakrew!
    Ruchy miałem automatyczne: kran paliwa, gałka iskrownika, dzwignia gazu, kilka zastrzyków benzyny na
    cylindry, kontakt... Zaskoczy? Zaskoczył  w porządku. Strumień pędzącego powietrza wymiótł resztki
    gałęzi ze skrzydeł. Przepaliłem świece na hamulcach, obserwując kątem oka, jak sadzi do mnie z daleka
    zdumiony porucznik Szurko  inżynier trzeciej eskadry. Porwałem im samolot, rzecz doprawdy niebywała!
    Nie dobiegł. Wykołowałem i na prostej wrzepiłem pełny gaz. Samolot z grzmotem pomknął do przodu i
    w połowie lotniska, na oczach oszołomionych mechaników, oderwał się od ziemi. Udało się! Teraz już mi
    nic nie zrobią. Podciągnąłem do stu metrów i zobaczyłem w oddali rozsypane czarne punkty. To oni, już są
    na kursie bojowym...
    Doszedłem ostrożnie do Jaków i jakby nigdy niej zająłem pozycję obok Władka, wywołując od razu
    małe zamieszanie. Radiostację miałem dostrojoną, więc wszystko słyszałem. Pierwsi narobili wrzasku
    szturmowcy, nie przyzwyczajeni do tego, by jakiś  obcy myśliwiec bezkarnie wałęsał im się za ogonami.
    Uspokoiłem ich cierpko, a wtedy odezwał się zdziwiony Władek:
     Chromy, gdzie twoja  czwórka ? Czyja to maszyna?
    A bodaj cię rekin połknął! Co ten Władek sobie wyobraża? Przecież nie będę tłumaczył się przed,
    wszystkimi. Od tego sÄ… inni.
     Ukradłem z trzeciej eskadry  odpowiedziałem krótko.
    Władek gwizdnął przeciągle, ale już o nic więcej nie pytał. Nie wiem zresztą, jak dalej potoczyłby się
    ten interesujący dialog, gdyby nie przerwał go ostrzegawczy meldunek któregoś z pilotów.
     Uwaga osłona, nad nami  Foki !
    Był to, o ile dobrze pamiętam, porucznik Lazar, który leciał w parze przykrywającej z góry grupę
    szturmowców.
    Już nikt nie myślał o  kradzieży . Wszystkie głowy skierowały się w jednej sekundzie na Niemców.
    Dostrzegłem ich od razu. Dwie pary Focke Wulfów FW-190D  właśnie tych  długich nosów 
    balansowały na pułapie dwóch tysięcy metrów, zataczając spokojnie szerokie kręgi. Ich skrzydła
    połyskiwały delikatnie w promieniach zamglonego słońca.
    Po chwili znowu zabrzmiał ten sam głos w słuchawkach:
     Uwaga wszystkie Jaki! Jeszcze jedna para na kursie dwieście czterdzieści!
     To Focke Wulfy! Schodzą niżej, uwaga!  dodał pośpiesznie Władek.  Cholera, ale ciągną...
     Nie pyskuj!  irytuje się inny głos.
    Niezle, z tego może wyniknąć ładna karuzela...
    Wszyscy jesteśmy zdenerwowani. Kręcę głową, żeby nie zgubić tych Niemców i nie pozostać za daleko
    w tyle.  Foki  ta ostatnia para  rzeczywiście zeszły o jakieś 400 metrów i przedefilowały nad naszymi
    głowami, przecinając kurs z lewej strony.
    Szturmowcy na wszelki wypadek zmniejszyli odstępy, by zamknąć tylny sektor, najbardziej zagrożony,
    skrzyżowanym ogniem wszystkich wukaemów. Dostać się w taki  prysznic to żadna przyjemność.
    Przez dwie minuty lecimy z szóstką Niemców na karku. Sytuacja jest paskudna! Nie możemy opuścić
    szturmowców, a tamci w górze ciągle zwlekają z atakiem. Co oni knują?
    Obserwujemy bez przerwy każdy ich manewr...
    Niemcy chodzą w dużych kręgach. Raz są w pionie nad nami, raz w tyle, raz z prawego lub lewego
    boku, ciągle jednak zachowują przewagę wysokości. I bądz tu mądry! Do czego to wszystko prowadzi? Gra
    na wyczerpanie nerwowe, czy jakaś nowa taktyka? Nie mogę zrozumieć tej zagadki.
    Nagle coÅ› siÄ™ zmienia...
    Jak na rozkaz trzy pary Focke Wulfów odskakują w prawo. Zaciekawiony prowadzę ich wzrokiem. Co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl