-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziwna.
O co chodzi? spytał Lance i wtedy pojąłem, że Ganelon nic mu nie
powiedział.
Mój dawny suweren, lord Corwin, przysłał dziwną wieść wyjaśnił Ga-
nelon. Przyniósł ją ptak. Pisze w niej, że przybywa. Myślałem, że on nie żyje,
ale napisał tę kartkę. Wciąż nie wiem, jak to rozumieć.
Corwin? upewnił się Lance, a ja wstrzymałem oddech. Corwin z Am-
beru?
Tak, z Amberu i z Avalonu.
Zapomnij o tej wiadomości.
Dlaczego?
To człowiek bez honoru i jego obietnice nic nie znaczą.
Znasz go?
33
Słyszałem o nim. Dawno temu władał tą krainą. Nie pamiętasz opowieści
o władcy demonie? To był właśnie on, Corwin, w czasach przed moim urodze-
niem. Najlepszą rzeczą, jaką uczynił, była abdykacja i ucieczka, gdy opór stał się
zbyt silny.
To była nieprawda!
A może?
Amber rzuca nieskończenie wiele Cieni, a mój Avalon ze względu na moją
tam obecność także niemało. Mogę być znany w wielu miejscach, w których
nie stanęła moja stopa, ponieważ przybywały tam moje cienie, w niedoskonały
sposób kopiujące moje czyny i myśli.
Nie rzekł Ganelon. Nigdy nie poświęcałem uwagi dawnym opowie-
ściom. Ale zastanawiam się, czy tutejszy władca mógł być tym samym człowie-
kiem. To ciekawe.
Był czarownikiem oświadczył Lance.
Ten, którego ja znałem, był nim na pewno stwierdził Ganelon. Wy-
pędził mnie z krainy, której teraz ani magia, ani wiedza nie potrafią odnalezć.
Nigdy o tym nie mówiłeś zdziwił się Lance. Jak to się stało?
Nie twoja sprawa odparł Ganelon i Lance umilkł.
Wyjąłem swoją fajkę dostałem ją dwa dni temu i Lance zrobił to samo.
Moja była z gliny, ciężko ciągnęła i szybko się grzała. Zapaliliśmy.
No cóż, chytrze mnie podszedł powiedział Ganelon. Zapomnijmy
o tym.
Nie zapomnieliśmy, oczywiście. Ale nie wracaliśmy do tego tematu. Gdyby
nie ów mroczny obszar w pobliżu, byłoby całkiem przyjemnie leżeć tak i od-
poczywać. Poczułem nagle, że ci dwaj są mi bliscy. Chciałem coś powiedzieć,
ale niczego nie mogłem wymyślić. Ganelon rozwiązał mój problem, wracając do
spraw bieżących.
Więc proponujesz uderzyć na nich, zanim zdążą nas zaatakować? zapy-
tał.
Zgadza się potwierdziłem. I przenieść wojnę na ich terytorium.
Kłopot w tym, że to, jest rzeczywiście ich terytorium. Znają je lepiej od
nas, a kto wie, jakie potęgi będą mogli tam przywołać na pomoc?
Trzeba zabić rogatego, wtedy pójdą w rozsypkę.
Może. A może i nie. Może zdołasz tego dokonać zastanawiał się Ga-
nelon. Nie wiem, czy ja bym to potrafił, chyba że miałbym szczęście. On jest
zbyt ważny, by łatwo dać się zabić. Wydaje mi się wprawdzie, że jestem tak sa-
mo dobry jak parę lat temu, ale niewykluczone że oszukuję sam siebie. Może
zmiękłem. Do diabła, nigdy nie chciałem przyjąć tej siedzącej pracy!
Wiem stwierdziłem.
Wiem powiedział Lance.
34
Lance zapytał Ganelon czy sądzisz, że powinniśmy działać tak, jak
proponuje nam przyjaciel? Powinniśmy atakować?
Mógł wzruszyć ramionami i wykręcić się, ale nie zrobił tego.
Tak oświadczył. Ostatnim razem prawie nas dostali. Owej nocy, gdy
zginął król Uther, niewiele już brakowało. Jeśli nie uderzymy na nich teraz, to
czuję, że następnym razem mogą nas załatwić. Och, nie będzie im łatwo i na
pewno solidnie ich wyszczerbimy. Ale może im się udać. Trzeba teraz zobaczyć
wszystko, co jest do zobaczenia, a po powrocie wziąć się do planowania ataku.
Dobrze zgodził się Ganelon. Ja też mam dość czekania. Jak wrócimy,
powiedz mi to jeszcze raz, a postÄ…piÄ™ tak, jak radzisz.
I tak też zrobiliśmy.
Po południu pojechaliśmy na północ, ukryliśmy się wśród wzgórz i obserwo-
waliśmy Krąg. Po tamtej stronie granicy oni ćwiczyli i odprawiali swe obrzędy.
Siły ich oceniłem na cztery tysiące żołnierzy. My mieliśmy dwa i pół tysiąca.
Z nimi były jeszcze różne niezwykłe, latające, skaczące i pełzające stwory, które
hałasowały w ciemnościach. Z nami nasze mężne serca. Otóż to.
Potrzebowałem jedynie kilku minut sam na sam z ich przywódcą. Wtedy
wszystko się rozstrzygnie, tak czy inaczej. Wszystko. Nie mogłem tego powie-
dzieć swoim towarzyszom, ale taka była prawda. Widzicie, to ja byłem odpowie-
dzialny za cały ten Krąg. Ja go stworzyłem i do mnie należało jego zniszczenie.
Jeżeli potrafię to uczynić.
Bałem się, że nie potrafię.
W wybuchu pasji, spowodowanej wściekłością, bólem i zgrozą, spuściłem tę
rzecz z uwięzi, a ona teraz odbijała się cieniem na każdej istniejącej ziemi. Taka
jest moc klątwy księcia Amberu.
Obserwowaliśmy ich, Strażników Kręgu, przez całą noc, by odjechać o świcie.
Decyzja brzmiała: atakować!
Przez całą drogę powrotną nic nas nie ścigało. Wróciliśmy do Twierdzy Ga-
nelona i usiedliśmy do planów.
%7łołnierze byli gotowi, może nawet za bardzo. Postanowiliśmy uderzyć przed
upływem dwóch tygodni.
Leżąc obok Lorraine opowiedziałem jej o wszystkim. Czułem, że powinna
wiedzieć. Posiadałem wystarczającą moc, by ukryć ją gdzieś w Cieniu natych-
miast, jeszcze tej nocy, gdyby się tylko zgodziła.
Odmówiła.
Zostanę z tobą powiedziała.
Jak chcesz.
Nie mówiłem jej o swoim przekonaniu, że wszystko jest w moich rękach.
Miałem jednak uczucie, że wie o tym i z jakichś powodów ufa mi. Ja bym nie
35
ufał. Ale to w końcu jej sprawa.
Wiesz, co może się zdarzyć powiedziałem.
Wiem odpowiedziała i czułem, że wie naprawdę.
I to było to.
Potem zajęliśmy się innymi sprawami, by w końcu zasnąć.
Miała sen.
Miałam sen powiedziała mi rano.
O czym?
O nadchodzącej bitwie wyjaśniła. Widziałam ciebie, jak walczysz
z rogatym.
Kto zwyciężał?
Nie wiem. Ale gdy spałeś, zrobiłeś coś, co może ci pomóc.
Wolałbym, żebyś dała sobie z tym spokój odparłem. Potrafię sam
o siebie zadbać.
A potem śniłam o własnej śmierci.
Pozwól mi zabrać cię do pewnego miejsca, które znam.
Nie. Moje miejsce jest tutaj.
Nie twierdzę, że jesteś moją własnością przekonywałem ją. Ale po- [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl