• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Aha. - To zabolało. - Doceniam pańską szczerość. Dobrze wiedzieć, że
    tak wysoko ocenia pan moje kwalifikacje.
    Nawet nie mrugnÄ…Å‚.
    - Uważam, że pani projekty są w porządku, ale nie podoba mi się, że
    mamy razem pracować. Działamy sobie na nerwy. Nie wiem dlaczego,
    ale tak jest.
    Cóż mogła na to poradzić? Stała więc w milczeniu, z rękami w
    kieszeniach płaszcza, czekając, co jeszcze powie. Pomyślała, że jeśli
    pozwoli mu się wygadać, to w końcu może uda im się dojść do
    porozumienia.
    Niestety, jego uwagi bolały.
    Wpatrywał się w nią długo i w milczeniu. Odpowiedziała tym samym.
    - I co, nie ma pani nic do powiedzenia? - spytał w końcu.
    - Nic.
    - Absolutnie nic? - Uniósł brwi. Potrząsnęła głową.
    - No to po co tu stoimy? Christine poczuła, że się rumieni.
    - %7łeby porozmawiać o konkretach - odparła, usiłując zebrać myśli. -
    Chciałam zobaczyć, jak jest zaawansowana budowa. Pora zacząć
    rozważać dobór materiałów wykończeniowych, formę schodów i tak
    dalej. - Przerwała i odetchnęła głęboko. - Mówiłam o tym przez telefon.
    To był pana pomysł, żeby obejrzeć wszystko na miejscu, więc może tam
    pójdziemy? - Machnęła ręką w kierunku kaczego stawku.
    - Jasne. - Wzruszył ramionami i skierował się do ciężarówki. - Proszę
    wsiadać, podwiozę panią.
    50 » MARZEC CIG DALSZY
    - Dziękuję, ale pojadę własnym autem. Przystanął i odwrócił się.
    - Powiedziałem, proszę wsiadać. Jak skończymy, przywiozę panią z
    powrotem.
    - Nie ma potrzeby - zaprotestowała, ale w jego wzroku .dostrzegła
    wyzwanie. Pewnie chciał ją wprawić w zakłopotanie wymuszoną
    bliskością w szoferce albo patrzeć z ostentacyjną uwagą, jak niezgrabnie
    się do niej wdrapuje. Tak czy owak, nie zamierzała dać mu satysfakcji. -
    Zresztą dobrze. Wezmę tylko torbę. - Z własnego samochodu wyjęła dużą
    skórzaną torbę, z wszystkimi potrzebnymi jej rzeczami: blokiem rysun-
    kowym, ołówkami i piórem, a także portfelem, kalendarzykiem i
    chusteczką do nosa. Złapała również rękawiczki i nauszniki. Udając
    opanowanie, podeszła do ciężarówki, otworzyła drzwiczki i zgrabnym ru-
    chem podciągnęła się do środka.
    - Gładko to pani poszło - zauważył Gideon. Rozsiadła się wygodniej.
    - Mój ojciec jest elektrykiem. Całe życie jezdziłam ciężarówkami.
    - NaprawdÄ™? Nie wyglÄ…da pani na takÄ….
    - Jaką? - Przełknęła ślinę.
    - Na córkę elektryka. Raczej bym sądził, że pani stary jest prezesem
    jakiejś międzynarodowej korporacji.
    Ton tych słów znowu ją zabolał. Christine najeżyła się.
    - To nie wstyd być elektrykiem. Mój ojciec uczciwie i ciężko pracuje.
    Jestem z niego dumna. A kimże pan jest, by mówić takie rzeczy?
    - Spytała pani, to odpowiedziałem - wzruszył ramionami. - I dalej myślę,
    że nie wygląda pani na osobę przyzwyczajoną do ciężarówek.
    MARZEC CIG DALSZY " 51
    - Więc uważa pan, że kłamię?
    - Nic nie uważam.
    - To o co chodzi?
    - Wygląda pani na taką, co to się urodziła w koronkowym czepku, przez
    większą część życia pielęgnowała białe rączki, aż w końcu znudziła się
    tym i postanowiła pobawić się w projektowanie wnętrz. Kobiety, które
    chcą uchodzić za rzutkie i przebojowe, zajmują się właśnie albo
    urządzaniem wnętrz, albo sprzedażą nieruchomości.
    Ta złośliwość zabolała jeszcze bardziej niż poprzednie. \
    - Nie ma pan pojęcia, o czym mówi - powiedziała.
    - Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Pełen wyższości ton i zadufana mina
    w końcu zrobiły swoje. Christine odwróciła się wprost do Gideona.
    - Nic się nie odzywa. Pańska uwaga była bez sensu i niegrzeczna. Ciężko
    pracuję, prawdopodobnie ciężej niż pan, tak samo zresztą jak większość
    znanych mi kobiet w obu tych zawodach. Właśnie dzięki takim facetom
    jak pan musimy pracować dwa razy więcej, w zamian zyskując połowę
    tego szacunku co mężczyzni. - Odetchnęła głęboko. - A jeśli chodzi o
    mnie, to nie miałam koronkowego czepka ani przy urodzeniu, ani
    kiedykolwiek. Moich rodziców nie stać było ani na koronki, ani na
    jedwabie, ani na srebra. Za to dali mi dużo, dużo miłości, czyli czegoś, co
    panu jest najwyrazniej obce. Współczuję pana żonie, dziewczynie czy
    innej osobie, która czeka na pana powrót wieczorem. - Chwyciła klamkę.
    - Jednak pojadę własnym samochodem. Przebywanie blisko pana jest
    zbyt deprymujące. - W mgnieniu oka znalazła się na ziemi.
    52 » MARZEC CIG DALSZY
    Odwróciła się do Gideona. - Albo raczej odłóżmy tę dyskusję na inny
    dzień. Teraz jest mi niedobrze.
    Trzasnęła drzwiami szoferki i wskoczyła do własnego samochodu,
    trzęsąc się z gniewu i poczucia krzywdy przez całą drogę powrotną do
    Belmont. Gdy w biurze zamknęła już za sobą drzwi gabinetu i zasiadła
    przy biurku, poczuła także upokorzenie.
    Wygrał. Dokuczał jej, a ona się załamała, choć przecież zawsze uważała
    się za odporną. W minionych latach musiała pokonać wiele trudności,
    wysłuchiwać uwag jeszcze bardziej złośliwych i bardziej osobistych. A
    jednak nie wytrzymała. Czuła wstyd.
    A także lęk. Potrzebowała pracy w Crosslyn Rise, a uciekając zapewne
    nadwerężyła swoją wiarygodność. Współpraca z Gideonem od początku
    wydawała jej się trudna, a teraz może okazać się niemożliwa. Odkrył jej
    słaby punkt i będzie umiał to wykorzystać.
    Może również opowiedzieć dzisiejsze zdarzenie innym członkom
    konsorcjum, choć sam też nie był bez winy. A ponieważ pewnie nie
    chciałby stracić dobrej opinii, może nakłamać. Na przykład twierdzić, że
    umówiła się, ale zaraz uciekła. Albo że marnowała jego czas. Mógł nawet
    zasugerować, że jest niezrównoważona.
    Co robić? Christine siedziała sztywno przy biurku i rozważała różne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl