-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No daj spokój, przecież to austopowicze. Jaka posesja, że niby ich to
gównowisko? Od razu widać, młodzi i niedomyci. No, panowie, i ty, kochana, jak już
zobaczyliście nas podczas bzykania, to chyba nie odmówicie, prawda, wspólnego
posiłku?
- Zwietną musztardę mam, panowie - mówi grejpfrut, patrząc na nas mimo
wszystko z wyraznym strachem, a zwłaszcza na wykwitający z głowy Wiktora strąk.
Wyglądamy fatalnie, ale zaczynam to powoli rozumieć. To porozumienie ludzi z dołu,
trafiliśmy do domu, na piknik społecznych banitów. Przecież sami wyglądamy,
jakbyśmy zbierali pod barami mlecznymi pięciogroszówki na pomidorową. To festyn
społecznego dołu - wariaci, niespełnieni i zakochani magistrowie, których
najpiękniejsze wspomnienia w życiu nadal orbitują wokół ruskiej wódki i akustycznych
gitar, pracownicy hurtowni spożywczych, dorabiający na graniu w amatorskim porno;
brakuje tylko handlarzy magnesów na liczniki prądu, domokrążnych sprzedawców
kapusty i podstarzałych anarchistów. Zaraz będą kręcić tutaj odcinek Ekspresu
reporterów" pod tytułem %7łyjąc w pliku avi albo %7łyjąc za kasą całodobowego i w pliku
avi albo Całodobowe avi albo Symulakra love 18%. Chyba mokną mi oczy bo brakuje
tu tylko złotych warkoczy i zimnego bigosu, aby pokazać całe to tkwiące w Polakach,
pachnące surowymi ziemniakami szaleństwo.
Sam Grejpfrut wygląda jak założyciel jakiejś słynnej obecnie trupy disco polo,
wysiudany z interesu w momencie przekroczenia pierwszych pięćdziesięciu tysięcy
kaset nakładu. Pewnie po prostu zaczął pić za dużo wódki z Rosjanami. Z coraz
czerwieńszą twarzą zle się prezentował na tle odłączonego kibordu - ale muszę
przyznać, że pewnie lepiej wychodzi mu rżnięcie, niż śpiewanie Dziewczyno z klubu
disco.
- Chodzcie, chodzcie - mówią, prowadząc nas w kierunku rozstawionego już
grilla, gdzie przy przenośnym stoliku gang wąsaczy w skupieniu smaruje musztardą
porcje żywieckiej.
- Ale co tu się w ogóle dzieje? Państwo kręcą jakieś filmy? - mówi Kaśka, w
kostiumie kąpielowym, rozwalona na peerelowskim, żeliwnym leżaku i wgryzając się
w piątą chyba porcję kiełbasy. A ja kucam obok i jestem przerażony - nie mogę się
poczuć komfortowo wśród tych ludzi, mimo że poznałem już wszystkie ich imiona -
Andrzej, Arek, Janek, Kazik - bo cały czas nakręcam sobie katastroficzny film napadu,
pobicia, uprowadzenia i palenia papierosów pod drzwiami organizacji zwalczających
handel żywym towarem.
To polski film, więc niech się skończy po polsku. Uprowadzenie Katarzyny.
Naciśnij po prostu rec w kamerze i patrz: nagle wpychają ją do tej nysy, kneblują ją
taśmą izolacyjną, psikają w naszym kierunku gazem i odjeżdżają; zostajemy sami,
skatowani i opluci, bezradni i zdradzeni, i tylko trzy tygodnie pózniej, wchodząc na
internet, znajdujemy różową, prątkującą wirusami stronę, RóżowaKasial8, 10 złotych
miesięcznego abonamentu. Ta wizja jest tak drastyczna, że aż zaczynam szczękać
zębami; zalewam ją browarem, patrzę po przyjaznych, słowiańskich twarzach i próbuję
się uspokoić.
Tylko że gdyby coś się teraz stało - gdyby ci ludzie okazali się członkami
internetowej, kidnaperskiej masonerii Diabła - jak zwykle nie będę w stanie nic zrobić.
Uważaj na nią, taki był ten warunek tej wyprawy, ktoś wydał ci taki rozkaz, a ty go
jeszcze powtórzyłeś - ale nie umiesz na nią uważać. Tak jak na samego siebie.
- Filmy dla dorosłych, moja droga - odpowiada po chwili pani Ela, bo ani
wÄ…sacze, ani grejpfrut, ani wygolony, grubiutki facet w okularkach i z koszulÄ… w kratÄ™
wbitą w spodnie, którego zauważam dopiero teraz, a który ładuje rzeczy z kamery do
laptopa, nie są w stanie udzielić jakiejś ładnej, jasnej odpowiedzi.
Oczy Kaśki rozszerzają się jak spodki, a kiełbasa zatrzymuje się w jej ustach.
Wie, że już jej nie połknie, więc odruchowo przybliża do ust chusteczkę.
- Vraiment? Prawdziwe? - pyta, prawie podnosząc się z leżaka.
Ela i Wąsacze reagują kaskadą brechtu, aż niektórym wypadają z ust kawałki
żarcia.
- Najprawdziwsze na świecie, moja droga - mówi Ela. - To jeszcze zależy, co
jest prawdziwe.
- Dziś chyba był prawdziwy - mówi grejpfrut, rechocząc w taki sposób, że
sprośne są nawet spójniki.
- Daj spokój - odpowiada gwiazda, wskazując na Kaśkę kawałkiem bułki -
przecież to dziecko, popatrz na nią, ona się nawet nie kochała jeszcze z chłopakiem.
- A skąd ty to wiesz? - pyta Grejpfrut, tonem faceta, który flirtuje z kobitą z
kiosku Ruchu kupując rano srajtaśmę i jednorazówkę do golenia.
- Właśnie, skąd pani to wie? - pyta Kaśka, wstaje i nasuwa na nos
przeciwsłoneczne okulary.
- Ja to wiem - wstaję i zapalam następnego papierosa, w sumie moje gardło jest
już nieczynne, po prostu chcę podbić tym gestem siłę tej wypowiedzi. Jak zabawa, to
zabawa. Chcesz, to masz. - Ja to wiem, ponieważ Katarzyna jest moją siostrą.
I odwracam się w jej stronę, na linię strzału tych opuszczających już ze
zdziwienia czaszkę oczu, i mówię:
- Ja ci dam się kochać z chłopakami. Może skończ gimnazjum najpierw, mały
gilu.
Wszyscy wybuchają znowu śmiechem - przyjazna seria opluwania się jedzeniem
- a ja jeszcze dla podkreślenia grozby celuję w nią palcem.
- Urodziłem się jako wcześniak i miałem nadopiekuńczą matkę. Jak się miałem
od niej wyprowadzić, to straszyła, że się nawpierdala tabletek. Widzisz, ja trochę
wiem, co daję facetom - mówi do mnie Aukasz, pucułowaty władca tej branży,
anonimowy zaspokajacz potrzeb internetowych pałobijców. - Stary, ty nawet nie
wiesz, jaką niszą są dojrzałe. To coś niesamowitego, to jest taki wrodzony edypalizm,
który jest u każdego faceta. Wiesz, to się nie projektuje z reguły bezpośrednio na
matkę, ale czasami na ciotki, na opiekunki, kuzynki. Ty się nie śmiej, stary, to jest
prawda, ty nawet nie wiesz, ilu kolesi w naszym wieku chce rżnąć starsze babki. To
jest silniejsza wygrzewka niż na takie, wiesz, modelki, wygolone cipunie. A do tego to
są Polki, to jest czysta prawda, to są takie kobity, że możesz je spotkać dosłownie
wszędzie, wieszanie jakieś tam fantazmy z cyckami rozdętymi na komputerze. Stary,
wiesz, ja skończyłem kulturoznawstwo, i co mi po tym, na opiekuna świetlicy w
WDK? Od trzech lat mam stronę, wybudowałem za to dom, człowieku, żona, dwójka
dzieci, nie narzekam. A pani Ela, Tadzik, jej mąż, wiesz, oni tak, bo lubią. Każdy, bo
lubi.
- Też miałem nadopiekuńczą matkę - odpowiadam, wciśnięty w pseudo-
antyczną kanapę z jakiegoś meblowego hangaru w Białymstoku. Cały dzień chlania
browarów otwiera cię dużo bardziej niż ciepłe dłonie psychoterapeuty albo wspólny
różaniec.
Naokoło impreza trwa w najlepsze. Po południu, po zmontowaniu filmu na
laptopie i wrzuceniu go od razu w internet, okazało się, że cała ekipka mieszka w tej
samej miejscowości co Wiktor; dwie godziny spędziliśmy na pace nysy, z której
wyszedłem spuchnięty od inspirowanych sytuacją polityczną i seksem wiązek bluzgów.
Przenieśliśmy się do domu pani Elżbiety - ładnie urządzonego w środku, [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl