• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Ale ta Sarah Michaels ma dziecko, dziewięciolet-
    niego chłopca. Gabe sprawuje nad nim opiekę w ra-
    S
    R
    mach swojej społecznej działalności. Mam przeczucie,
    że jeśli uprze się przy tym nonsensie, będzie to z wielką
    szkodÄ… dla naszej rodziny.
    - Parkerowie przetrwali już gorsze rzeczy - powie-
    działa oschłym tonem starsza pani. - Ale ten chłopiec
    wiele tu tłumaczy. Gabe zawsze lubił dzieci.
    - Zgoda. Lecz kiedy Sheena wróciła z Francji, ja
    i Wadę myśleliśmy...
    - Moim zdaniem - przerwała jej teściowa - Sheena
    nie jest jeszcze w pełni dojrzałą kobietą. Powiedz
    Wade'owi, żeby przestał się martwić. Porozmawiam
    z Gabe'em.
    Pani Parker i Mariel opuściły swoją kabinę i Sarah
    mogła wreszcie swobodnie odetchnąć. Do tej pory
    wstrzymywała oddech i myślała, że serce rozsadzi jej
    piersi. Dziwne, ale poczuła się głodna. Uświadomiła
    sobie, że nie jadła lunchu.
    - Czy już lepiej? - zapytała Mitzi, kiedy Sarah
    wróciła do ich stolika.
    - Tak - skłamała, rzucając okiem w stronę cent-
    ralnego stołu.
    Zobaczyła Gabe'a, który siedział pomiędzy Sheena
    a Laymanem Maxwellem. Gabe najwyrazniej spog-
    lądał w jej kierunku. Spuściła wzrok, wbijając go
    w piętrzący się na salaterce kawior. Stół zresztą uginał
    się od przeróżnego rodzaju zakąsek. Nikt jednak
    jeszcze nie brał się do jedzenia. Wszyscy na coś tam
    czekali. Okazało się, że czekają na przemówienie
    Laymana Maxwella.
    Kiedy bowiem kelnerzy napełnili kieliszki szam-
    panem, Layman uderzył w swój końcem srebrnego
    noża i natychmiast zapanowała cisza.
    - Moi przyjaciele - odezwał się tubalnym głosem
    - jestem szczęśliwy, że tak wielu godnych szacunku
    ludzi zechciało uczcić swoją obecnością pełnoletniość
    S
    R
    mojej córki. Jest jeszcze drugi powód naszego tu
    spotkania. Otóż ja i Dave Parker, mój serdeczny
    przyjaciel, chcielibyśmy powiadomić państwa, że po
    wielu miesiącach rozmów i negocjacji zakładamy
    spółkę MaxParker. Jej zawiązek już właściwie powstał
    na wyspie Kauai i będzie służył do przetestowania
    całego pomysłu. Plany mamy bardzo ambitne. Chodzi
    o zbudowanie sieci luksusowych hoteli i ośrodków
    rekreacyjnych. Ale to jeszcze nie wszystko. - Layman
    Maxwell przerwał i z uśmiechem spojrzał na córkę
    i Gabe'a Parkera. - Na pewno nie jest dla was
    tajemnicą, że zawsze zazdrościłem Dave'owi jego
    dwóch chłopaków. Niedawno moja córka sprawiła mi
    Wielką radość mówiąc, że również chce pomagać ojcu
    w interesach. A jak myślicie, kto będzie jej nau-
    czycielem? Gabe Parker, wschodzÄ…ca gwiazda nasze-
    go biznesu. Kończąc na tym, przemilczałbym rzecz
    najważniejszą. Bo jeśli ja i Dave mamy jeszcze wpływ
    na nasze dzieci, to doczekamy siÄ™ momentu, kiedy
    uczennica zmieni się w stałą towarzyszkę życia.
    Rozległy się śmiechy, oklaski i wiwaty. Sarah
    zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, dostrzegła przed
    sobą kieliszek z szampanem. Wychyliła go jednym
    haustem i gwałtownie poderwała się z krzesła. Na
    oślep poszła w kierunku drzwi.
    W holu dogonił ją Gabe.
    - Sarah, zaczekaj! Co siÄ™ z tobÄ… dzieje?
    - Nie lubię kawioru, szczególnie w gatunku, jaki
    tu serwują. Poza tym życzę tobie i Sheenie długiego
    i szczęśliwego pożycia. - Dumnie uniosła głowę
    i kontynuowała swój chwiejny marsz ku drzwiom
    frontowym.
    Chwycił ją za ramię.
    -Mam wrażenie, że zaszkodził ci alkohol. Co
    piłaś?
    S
    R
    - A co ciÄ™ to obchodzi? ZresztÄ… zaspokojÄ™ twojÄ…
    ciekawość. Poncz owocowy z kroplą szampana.
    -A ile szklanek?
    Pytanie to okazało się całkiem na miejscu, gdyż
    nagle Sarah potknęła się o dywan i bez wątpienia by
    upadła, gdyby nie szybki refleks Gabe'a.
    - Tych szklanek było dostatecznie dużo, żeby wi-
    dzieć rzeczy ostrzej niż zwykle, ale zbyt mało, żeby
    się upić. A teraz bądz tak dobry, Gabe, i sprowadz
    dla lekko zawianej matki swojego podopiecznego
    taksówkę.
    - Nie ma mowy. Sam ciÄ™ odwiozÄ™ do domu. Czy
    mógłbyś, Maurice - zwrócił się do stojącego w pobliżu
    portiera - wysłać jakiegoś pikolaka, żeby zajechał
    przed front moim samochodem?
    - Tak wcześnie nas pan opuszcza, sir?
    - Siła wyższa, Maurice. Pani Michaels zbyt za-
    smakowała w ponczu.
    - Podejrzewam, że musiał to być poncz cytry-
    nowy. Słyszałem, że działa podstępnie jak piąta
    kolumna.
    - %7ładen tam cytrynowy. - Sarah próbowała po-
    prawić Gabe'owi muszkę, lecz w rezultacie jeszcze
    bardziej ją przekrzywiła. - Ten, który piłam, miał
    kolor rubinowy jak sok z czerwonych porzeczek.
    Maurice zakrzątnął się wokół samochodu Gabe'a
    i po chwili mogli już jechać.
    Gabe wręczył portierowi suty napiwek.
    - Ta pani przyjechała z Harveyem Dentonem - po-
    wiedział. - Uprzedz go, że zawiozłem ją do domu. Ale
    ani słowa o ponczu.
    - Jasne. Może torebkę papierową na drogę?
    - Mam nadzieję, że obędzie się bez najgorszego.
    Okazało się jednak, że Maurice lepiej ocenił sytua-
    cję. W połowie drogi musieli gwałtownie hamować,
    S
    R
    żeby Sarah mogła zwymiotować swój ulubiony rubi-
    nowy poncz przez okno.
    Poczuła wielką ulgę. Zadowolona z siebie i uśmie-
    chnięta, złożyła głowę na ramieniu Gabe'a i natych-
    miast zasnęła.
    S
    R
    ROZDZIAA ÓSMY
    Gabe zmienił kasetę i włączył magnetofon. Po-
    płynęła muzyka Antonina Dvoraka, jego Koncert
    wiolonczelowy h-moll.
    Sarah się poruszyła. Jej włosy dotknęły łaskotliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl