• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

     Musiał uciec z aresztu.
     Prawdopodobnie.
     I co dalej.
     Rozsiadł się ze swymi klarnetami.
     Bezczelność.
     Naturalnie. Ja myślę, że mój brat go wypuścił, a on od razu podążył na dworzec. Gdy uj-
    rzał mnie w przedziale pierwszej klasy, kupił sobie bilet tej samej jakości, tylko po to, aby
    mnie rozzłościć.
     I co pan zrobił.
     Spytałem go w jaki sposób dostał się do mego wagonu, a on bezczelnie powiedział, że to
    nie mój interes. Chciałem zawezwać konduktora, ale pociąg już ruszył. Po krótkiej wymianie
    zdań nazwałem go grubianinem, czy podobnie i w tej samej chwili dostałem w twarz, aż mi
    zaszumiało w uszach.
     Do stu diabłów! Mam nadzieję, że wyrzucił go pan za drzwi?
     To łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Porwałem się na niego, jak zraniony odyniec, chcąc go
    złapać za gardło, lecz w tej chwili otrzymałem drugi policzek.
     Znowu?  zawołał pułkownik w najwyższym zdumieniu.
     Tak. Panu na moim miejscu też by się to przydarzyło. Ten łotr był zadziwiająco zręczny i
    szybki. Ledwie zdecydowałem się na niego porwać, a on już mnie palną tak silnie, że mnie
    zamroczyło.
     Słów mi brakuje.
     No cóż! Proszę pomyśleć, dwóch ludzi w jednym przedziale.
    Zwycięża ten, po którego stronie jest przewaga i tupet.
     Możliwe, a nie miał pan przy sobie broni?
     Niestety nie. Gdybym miał rewolwer, bez wahania wpakowałbym mu kulkę w łeb.
     To co pan zrobił?
     Porwałem się na niego kolejny raz, z tym samym skutkiem, przycisnął mnie do ściany i...
     I znowu uderzył w twarz!
     Tak. Nawet nie miałem czasu zaplanować swego postępowania, taki był szybki.
     Zatłukłbym takiego na śmierć.
     Pociąg zatrzymał się na stacji, więc zawołałem konduktora i naczelnika stacji.
     Zapewne pojmali tego Å‚otra?
     Oczywiście. Teraz siedzi w więzieniu i czeka na zasłużoną karę.
     Poruczniku, to bardzo niehonorowa sprawa.
     Wiem o tym. Zapewne pan pułkownik dziwi się, że mu to opowiedziałem?
     Naturalnie. Tego rodzaju historie raczej siÄ™ przemilcza.
     Chciałem panu udowodnić, że nawet najporządniejszy człowiek, nie może mieć pewności,
    czy nie przydarzy mu się coś podobnego... A po drugie, widzi pan przecież moją twarz, jak
    miałem to panu wytłumaczyć?
    106
     Na przykład upadkiem  zaśmiał się pułkownik.
     Uwierzyłby pan w to?
     Szczerze powiedziawszy, nie.
     Widzi więc pan, że lepiej było powiedzieć prawdę. Ciekawy jestem jak długo utrzyma się
    ta opuchlizna?
     Radzę panu przyłożyć na twarz surowe mięso, to pomaga.
     Ale skąd go wziąć?
     W Magdeburgu, tam mamy dłuższy postój.
    Właśnie dojechali do jakiejś stacji, a ponieważ pociąg zatrzymał się na dłużej, więc pułkow-
    nik wyglądnął przez okno. W tej chwili po torze obok przejechała lokomotywa z jednym wa-
    gonem, w którym siedział jeden mężczyzna.
     Do stu diabłów!  zawołał pułkownik.
     Co się stało?
     Co za nos!
     Gdzie?
     Z okna, tego najprawdopodobniej prywatnie wynajętego pociągu wyglądał jakiś drab o no-
    sie podobnym do krogulca.
     Taki sam nos miał ten nicpoń, o którym panu opowiadałem.
    Niedługo przyjechali do Magdeburga. Pułkownik sam poszedł do bufetu po surowe mięso
    dla swego towarzysza. Porucznik obwiązał je sobie koło twarzy chustką, lecz po niespełna
    minucie począł narzekać i wzdychać.
     Co takiego?  spytał pułkownik.
     To mięso zamiast ulżyć ogromnie piecze.
     Niemożliwe.
     Jakiego mięsa pan zażądał przy kupnie?
     Surowego.
     Ale nie pytał pan, czy jest czyste?
     A czemu miałoby być zanieczyszczone?
    Porucznik odwiązał twarz, podał mięso pułkownikowi mówiąc:
     Proszę powąchać.
     Dziękuję!  odparł pułkownik cofając się.
     W tym mięsie jest pełno pieprzu i soli.
     No to wyrzuć go pan przez okno.
    Porucznikowi nie pozostało nic innego. Nagle konduktor otwarł drzwi i wpuścił do środka
    jakiegoś pasażera, pociąg zaraz potem ruszył.
     Dzień dobry!  powiedział nowoprzybyły.
    Nie otrzymał odpowiedzi. Ravenow ze zdziwienia nie mógł wydusić z siebie ani słowa.
     Zwięty Boże!  krzyknął Ravenow.
     Co się stało?  spytał pułkownik.
    Porucznik w milczeniu wskazał na przybysza, który umieszczał właśnie w środku swoje ba-
    gaże. Pułkownik zmierzył go wzrokiem i obrócił się w stronę Ravenowa.
     Pułkownik wie co to za człowiek?  spytał nagle.
     Ten sam, którego ogromny nos zobaczyłem w dodatkowym pociągu.
     To ten sam, ten sam!
     Pan go przecież nie widział.
     Ale to ten włóczęga, ten od policzków... ten co...
     Do stu diabłów! To prawda!
     A ja myślałem, że go złapano.
     Zapewne uciekł.
     Specjalnym pociÄ…giem?
    107
     Kto to może wiedzieć. Daleko jeszcze do następnej stacji?
     Jakieś sześć minut.
     Tam go każemy aresztować!
     A może się pan myli, czy to naprawdę ten sam?
     Oczywiście, że ten sam, ten sam nos i ta sama trąba!
     Zobaczymy.
    Pułkownik zwrócił się do Sępiego Dzioba i zapytał:
     Kim pan jesteÅ›?
    Traper nie odpowiedział.
     Kim pan jesteś?  powtórzył pułkownik swoje pytanie.
    Ani słowa odpowiedzi.
     Czy pan ogłuchł? Przecież pytam coś pan za jeden?!  aż krzyknął pułkownik.
    Sępi Dziób skinął głową i odrzekł:
     Kim jestem? Pasażerem.
     To wiem  odrzekł pułkownik.  A jak ma pan na nazwisko?
     To akurat pana nic nie obchodzi.
     A skÄ…d pan przybywa?
     To jeszcze mniej.
     A, nie chce się pan zdradzić, ptaszku! Czy pan był u komisarza Ravenowa?
     Tak.
     I został pan tam aresztowany?
     Niestety.
     A jak się pan dostał do Magdeburga?
     Specjalnym, dodatkowym pociÄ…giem.
     Do którego zapewne wkradł się pan bezprawnie. Już my się tym zajmiemy, żeby pan po
    raz drugi nie uciekł, ty włóczęgo!
     Włóczęgo? Proszę posłuchać dobrej rady i w mojej obecności nie powtarzać tych słów.
    Pułkownik wyprostował się, a nachylając ku nieznajomemu zawołał wyzywająco:
     A to dlaczego?
     Bo odpowiedz może się panu nie spodobać.
     Czy to grozba?
     Nie, tylko przestroga.
     Tej akurat nie potrzebujÄ™.
    Ravenow tymczasem ochłonął. W mgnieniu oka zrozumiał, że pułkownik jest jego sprzy-
    mierzeńcem, więc postanowił się zemścić i hańbiący policzek oddać podwójnie.
     Proszę pułkowniku, by nie rozmawiał pan z tym łotrem  odezwał się.  Na najbliższej
    stacji oddam go w ręce policji, to przekona się co u nas robią z takimi włóczęgami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl