-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Absolutnie.
Ekspedientka, najwyrazniej rozbawiona, przechyliła głowę.
- Interesy?
- W pewnym sensie, tak. Chyba. - Poprawiła kosmyk, który łaskotał ją w
ucho. - Tak, z pewnością tak.
- Czy on jest atrakcyjny?
Darcy westchnęła, wznosząc oczy do góry.
- To niezwykle skromne określenie w odniesieniu do niego.
- Interesuje panią?
- Musiałaby pani być martwa od dziesięciu lat, żeby się pani nie spodobał. Ale
to nie ten rodzaj... sprawy.
- Nigdy nic nie wiadomo. Popatrzmy. - Ekspedientka przyjrzała się Darcy
spod zmrużonych powiek. - Kobieca, ale nie przeładowana ozdobami,
seksowna, ale nie nachalnie. Myślę, że mam kilka rzeczy, które się pani
spodobają.
Ekspedientka nazywała się Myra Proctor. Pracowała w butiku Od Zwitu do
Zmierzchu od pięciu lat, odkąd przeprowadzili się z mężem z Los Angeles do
Vegas. On pracował w banku, a ona w handlu przez większość dorosłego życia.
Mieli dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę. Dziewczynka skończyła właśnie
trzynaście lat i z pewnością walnie przyczyniła się do tego, że matka posiwiała.
Chociaż w tej chwili włosy Myry były kasztanowate i lśniące.
Darcy dowiedziała się o tym wszystkim z rozmowy. Zadając Myrze pytania,
czuła się swobodniej, gdy ekspedientka aprobowała lub odrzucała różne stroje.
Jedna sukienka koktajlowa, żakiet wyszywany koralikami, torebka
wieczorowa i kolczyki rzucające błyski. Gdy strój już został dobrany, Myra
popchnęła ją lekko w stronę salonu.
- Spytaj o Charlesa - powiedziała. - Powiedz mu, że przychodzisz ode mnie.
Jest absolutnym geniuszem.
- Co się stało z pani włosami? - spytał Charles, gdy Darcy usiadła na
wyściełanym krześle w salonie piękności. - Wypadek przy pracy? Ciężka
choroba? Myszy?
Krzywiąc się, Darcy skuliła się pod śnieżnobiałą peleryną, którą na niej
udrapowano.
- Niestety, obcięłam je sama.
- Czy zoperowałaby sobie pani sama wyrostek robaczkowy?
Skuliła się tylko jeszcze bardziej, gdy piorunował ją spojrzeniem zielonych
oczu spod ciemnych krzaczastych brwi.
- Nie, nie. Nie odważyłabym się.
- Włosy są częścią pani ciała i również wymagają specjalistycznej opieki.
- Wiem. Ma pan rację. W stu procentach. - Poczuła łaskotanie w gardle. Nie
czas teraz na chichot, nawet nerwowy, skarciła się w myśli. Zamiast tego
spróbowała uśmiechnąć się przepraszająco. - To był odruch, coś w rodzaju
buntu.
- Przeciwko czemu? - Zanurzył palce w jej włosach, pociągając je lekko i
gniotąc. - Przeciwko zadbaniu?
- Nie. No... Był pewien mężczyzna, który bez przerwy pouczał mnie, jak
powinnam się ubierać, jak czesać. Doprowadzało mnie to do szału, więc
ciachnęłam włosy.
- Czy ten mężczyzna był pani fryzjerem?
- Ależ nie. Był biznesmenem.
- Ha! W takim razie nie miał prawa mówić pani, jak się pani ma czesać.
Obcięcie włosów było odważne. Niemądre, ale odważne. Jeśli następnym razem
zechce pani się zbuntować, proszę pójść do fachowca.
- Zrobię tak. - Wzięła głęboki oddech. - Czy uda się panu coś z tym zrobić?
- Moje drogie dziecko, czyniłem cuda w znacznie gorszej sytuacji. - Pstryknął
palcami. - Szampon - polecił.
Nigdy w życiu nie czuła się bardziej rozpieszczana. Oddawała się słodkiemu
lenistwu, leżąc z odchyloną do tyłu głową, gdy tymczasem młoda dziewczyna
myła jej włosy, masowała głowę, ćwierkając jak ptak. Nawet gdy znalazła się z
powrotem w fotelu Chariesa, nie odczuwała ściskania w żołądku i niepokoju na
widok dłoni w rękawiczce, która miała obciąć jej włosy.
- Trzeba zrobić pani manicure - polecił Charles. - Sheilo, proszę zająć się
manicurem i pedicurem pani... jak ma pani na imię?
- Darcy. Pedicure? - Myśl o pomalowaniu paznokci u nóg była taka...
egzotyczna.
- Hmm. I proszę natychmiast przestać ogryzać paznokcie. Upomniana, Darcy
schowała dłonie pod peleryną.
- To okropne przyzwyczajenie.
- Bardzo nieładne. No, ale ma pani szczęście. Włosy są gęste i zdrowe. Mają
ładny kolor. Zostawimy go. - Ujął w palce pasmo włosów i ciachnął
nożyczkami. - Jakich kosmetyków do twarzy pani używa?
- Miałam jakiś krem nawilżający, ale gdzieś go posiałam. - Potarła ze
skrępowaniem nos.
- Piegi są urocze. Również je zostawimy.
- Ale wolałabym...
- Użyć skalpela? - spytał, unosząc czarne gęste brwi, po czym pokiwał z
zadowoleniem głową, gdy Darcy skwapliwie zaprzeczyła. - Sam zajmę się pani
twarzą. Jeśli nie będzie pani zadowolona, nie zapłaci pani za usługę. Jeśli się
pani spodoba, nie tylko pani zapłaci, lecz kupi kosmetyki.
Jeszcze raz mam się zdać na los szczęścia, pomyślała Darcy. Może mam
dobrą passę.
- Zgoda.
- Jest pani odważna. A teraz ... - Przekrzywił głowę i obciął następne pasmo
włosów. - Proszę mi opowiedzieć o pani podbojach miłosnych.
- Nie mam takich.
- Będzie pani miała. - Poruszył brwiami. - Efekty mojej pracy nigdy nie
zawodzą.
Darcy wróciła do apartamentu o trzeciej, obładowana zakupami i nadal jak na
skrzydłach. Rzuciła paczki na kanapę i podbiegła do lustra. Myra miała rację.
Charles był geniuszem. Włosy są zawadiackie, stwierdziła ze śmiechem. I
niemal wyrafinowane. Mimo że były nawet krótsze niż po jej odważnym wyczy-
nie, lśniły i układały się zuchwale.
Grzywka nie opadała, lecz była uniesiona nad czołem. A jej twarz... czy to nie [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl