-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dział przypięty pasami w fotelu na kółkach. Jego ręka i nadgar-
stek zostały unieruchomione przy pomocy specjalnej szyny.
W palcach trzymał ołówek i z ogromnym wysiłkiem pisał coś
na leżącej na jego kolanach kartce. Kartka pokryta była ogro-
mnymi pajęczymi literami.
- To list - wyjaśnił z dumą. - Do Hamisha.
- To fantastyczne! Czy chcesz, żebym mu go doręczyła?
- Nie, dzięki, Harry. Zrobi to Blake, jak tylko wróci z fizjo-
terapii.
- A co u niego?
Blake Donaldson również opuścił już pokój, który dzielił
z Thomasem i Hamishem. Harriet w ciÄ…gu ostatniego miesiÄ…ca
z przyjemnością śledziła, jakie ten chłopak robi postępy. Blake
wciąż potrzebował pomocy przy jedzeniu i goleniu, ale samo-
dzielnie potrafił już ubrać górną część ciała i niezle sobie radził
z przenoszeniem się z łóżka na fotel. Jego umiejętności w kie-
rowaniu fotelem na kółkach także bardzo się poprawiły.
- Wszystko dobrze - rzekł Thomas. - wiczy się dziś w po-
konywaniu krawężników. Okropnie chce się nauczyć prowadzić
samochód.
Lekcje jazdy samochodem stanowiły najbardziej lubianą
przez pacjentów część programu rehabilitacyjnego. Maggie
Baxter, mimo zaawansowanej ciąży, również w tych zajęciach
uczestniczyła. Jej wyprawy po zakupy dla dziecka, robótki na
drutach i wyjazdy z Lukiem wypełniały jej dzień bez reszty.
S
R
Ostatnio zgodziła się nawet wybrać razem z mężem podczas
weekendu na poszukiwanie domu w Christchurch.
- Zgadnij, kto odwiedził Blake'a wczoraj wieczorem? - za-
pytał Thomas, wyrywając Harriet z zamyślenia.
- Kto?
- Jego przyjaciółka, Sharon.
- Naprawdę? Był zadowolony, że ją widzi?
- Chyba tak. - Thomas odłożył ołówek i uśmiechnął się
szeroko. - Zaciągnęli zasłonę i przez jakiś czas było prawie
cicho.
Coś musi być w powietrzu, doszła do wniosku Harriet. Na-
wet Zoe Pearson stała się jakby bardziej pewna siebie. Harriet
podejrzewała, iż może to mieć coś wspólnego z tym, że ostatnio
często widywano ją w towarzystwie Davida Longa.
Tego popołudnia Harriet wychodziła z pracy z przeświadcze-
niem, że wszystko w jej życiu zaczyna się wreszcie układać.
Wprawdzie Patrick podczas weekendu musiał być w domu pod
telefonem, ale ona nie miała nic przeciwko temu. Musi zrobić
porzÄ…dki w domu Gerry'ego jeszcze przed jego powrotem.
Patrick jednak należy do niej. Jest teraz częścią jej życia,
częścią jej przyszłości. Sam to mówił i wiedziała, że to prawda.
Po raz pierwszy w życiu nie musiała się o nic martwić.
Zupełnie o nic.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Przez cały weekend robiła porządki w posiadłości. Pod ko-
niec była już tak zmęczona, że kiedy obudziła się w poniedzia-
łek rano, z radością myślała o powrocie do swoich zajęć w szpi-
talu i czekajÄ…cym jÄ… spotkaniu z Patrickiem.
Kiedy wysiadła z samochodu, z przylegającej do parkingu
części hotelowej dobiegły ją podniesione głosy.
- Nawet nie spojrzałaś, na litość boską. Podjęłaś decyzję,
zanim tam weszłaś.
Widząc, że wybrała zbyt długą drogę do szpitalnego wejścia,
Harriet przyspieszyła kroku, gdy nagle usłyszała charakterysty-
czny dzwięk rozbijanego szkła.
- Po prostu posłuchaj, co do ciebie mówię! - zawołał zde-
nerwowany kobiecy głos. - Ty nawet nie chcesz słuchać!
Maggie Baxter. Harriet zwolniła kroku.
- To, co usłyszałem, zupełnie mi wystarczy. Jesteś bezna-
dziejna, Maggie.
- Dlaczego? - zatkała rozpaczliwie.
Chciała jak najszybciej wejść do ich pokoju i spróbować jeśli
nie załagodzić spór, to przynajmniej uspokoić rozżaloną kobietę.
W ostatniej chwili zmieniła jednak zamiar i zatrzymała się na
wysokości otwartego okna.
- Co będzie, Maggie, jeśli zachorujesz? - Głos Luke'a był
szorstki i zagniewany. - Jeśli dostaniesz jakiegoś cholernego
S
R
zakażenia albo się przewrócisz i złamiesz nogę? Co się stanie,
gdy zachoruje dziecko? Jak sÄ…dzisz, co ja czujÄ™, kiedy o tym
myślę? Przestań być taką cholerną egoistką i chociaż raz pomyśl
o kimÅ› innym.
- Myślę o tobie! - Silna, dzielna Maggie płakała tak roz-
dzierająco, jakby za chwilę miało jej pęknąć serce. Harriet nie
mogła spokojnie tego słuchać.
- Nie, to nieprawda - zaprotestował Luke. - Nie chciałaś
tego domu już w chwili, kiedy ci o nim powiedziałem. Tygo-
dniami szukałem czegoś odpowiedniego, a kiedy znalazłem, ty
nawet nie próbujesz znalezć w nim czegoś pozytywnego.
- Jest okropny, Luke. - Głos Maggie był tak cichy, że Har-
riet z trudem rozróżniała słowa. - On nie ma duszy...
- Och, Maggie, tak mi przykro. - Głos Luke'a był teraz tak
samo udręczony jak głos jego żony. - Nie płacz, Maggie. Proszę
cię, nie płacz.
Harriet ruszyła w stronę wejściowych drzwi. Nie powinna
się w to mieszać, cóż zresztą mogłaby im powiedzieć? Sami
muszą sobie z tym poradzić i, sądząc po miłości, jaką można
było wyczuć w głosie Luke'a, znajdą jakiś kompromis.
Wkrótce pochłonęły ją obowiązki i o wszystkim zapomniała.
Patrick prawie cały dzień spędził w sali operacyjnej i Harriet
zobaczyła go dopiero pod koniec dyżuru. Sprawiał wrażenie
bardzo znużonego.
- Widzę, że miałeś ciężki weekend. Jak było dziś? - zapy-
tała, patrząc na niego ze współczuciem.
- Dużo lepiej - uśmiechnął się. - A może być jeszcze lepiej,
jeśli wybierzesz się ze mną na kolację.
- Z przyjemnością. Daj mi tylko trochę czasu, żebym mogła
pojechać do domu i położyć Freddiego spać.
S
R
Było jeszcze zupełnie wcześnie, kiedy dotarli do maleńkiej,
uroczej winiarni, słynnej nie tylko z win, ale i wspaniałej kuch-
ni. Ostatnie promienie słońca były tak ciepłe i relaksujące, jak
towarzystwo ukochanego mężczyzny.
- Za nas, Harry. - Patrick uniósł do góry kieliszek.
- Za nas - powtórzyła, upijając łyk białego wina.
Słońce powoli zachodziło i zapadający zmrok uwydatnił głę-
bię zieleni otaczającej rozstawione pod gołym niebem proste
stoły i ławy. Jakby dla kontrastu, jedzenie i obsługa były na
najwyższym poziomie. Tak wspaniale Harriet nie czuła się od
dawna.
- Wydaje mi się, jakbym była w jakimś zupełnie nierealnym
świecie - westchnęła. - To prawdziwy raj.
Na stole pojawił się dzbanek aromatycznej kawy, małe dzba-
nuszki z mlekiem i śmietanką oraz talerz migdałowych ciaste-
czek o fantazyjnych kształtach.
- Freddie byłby nimi zachwycony - rzekła Harriet, biorąc
do ręki maleńkie cudo w kształcie gwiazdki. - Odkąd wróciłam
do pracy, ani razu nie upiekłam imbirowych ciastek, które Fred-
die tak lubi. - W milczeniu obserwowała, jak Patrick dolewa jej
do kawy śmietanki. - Czy wiesz, że po raz pierwszy poszliśmy
gdzieÅ› razem? %7Å‚e po raz pierwszy nie ma przy nas Freddiego?
Patrick uśmiechnął się.
- Tęsknię za nim.
- Nawet w połowie nie tak bardzo, jak on za tobą. Właśnie
zasypiał, kiedy przyjechałeś po mnie. Był niepocieszony, że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl