-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jutro.
No to siÄ™ cieszÄ™.
Wracała do domu z poczuciem dobrze spełnionego
obowiązku. Kiedy skręcała w swoją uliczką, jej
wzrok przyciągnęła czarna czupryna mężczyzny sie-
dzącego w kawiarnianym ogródku. Przyjrzała mu się
bliżej.
Nie, to nie jest Guy. Z dziwnÄ… mieszaninÄ… ulgi
i rozczarowania wchodziła po schodach.
Otworzyła okno, by przewietrzyć mieszkanie. Do
środka wpłynęły wszystkie hałasy i zapachy ulicy,
i rozczarowanie wzięło górę. Poczuła się... jak w pu-
Å‚apce.
Zagubiona.
Wolałaby teraz siedzieć nad malowniczym górskim
stawem. Napawać się ciszą. Czekać na powrót Guya.
Usiłowała wziąć się w garść, ale bez skutku. Plany,
które snuła przez cały tydzień, nie wydawały jej się
już kluczem do rozwiązania jakiegokolwiek prob-
lemu. Były do niczego.
Czuła się zmęczona. Zamknęła oczy, odchyliła
głowę na oparcie kanapy i skupiła się na tym jednym,
co teraz naprawdÄ™ siÄ™ liczy.
Będzie miała dziecko.
Czy dziewczynkę ze złotymi lokami, o błękitnych
oczętach jak ona? Czy może chłopczyka o ciemnych
oczach, z grzywą jeszcze ciemniejszych włosów? Jak
jego ojciec.
Jennifer westchnęła. Tu nie ma drogi na skróty.
Telefoniczne albo listowne poinformowanie Guya, że
zostanie ojcem, nie wchodzi w rachubÄ™. Nie powita
być może z otwartymi ramionami Jennifer ponownie
wkraczającej w jego życie, ale innego wyjścia nie ma.
Tego rodzaju wiadomość wypada przekazywać
tylko osobiście. Aż ścisnęło ją w dołku z podniecenia.
Nie uprzedzi go o swojej wizycie. W szpitalu też nie
powie nikomu, dokÄ…d siÄ™ wybiera. Wyruszy za dwa
dni.
Zobaczymy, jak na jej widok zareaguje zaskoczo-
ny Guy. Kto wie, może się jednak ucieszy i może
postawiony przed faktem dokonanym, zaakceptuje
nawet to, że będzie ojcem.
Zarzekał się co prawda, że nie chce mieć dzieci, bo
nie widzi dla nich miejsca w swoim życiu, ale
mniejsza z tym. Jak to ujęła jedna z tamtych kobiet,
których rozmowę Jennifer podsłuchała? ,,Kto jak kto,
ale młody mężczyzna potrzebuje rodziny .
Nie zdawała sobie nawet sprawy, że łzy toczą
się jej po policzkach. Ona też potrzebuje rodziny.
Pełnej rodziny.
Nie miała takiej od ósmego roku życia. Teraz
będzie miała dziecko, kogoś, kogo będzie kochała
i przez kogo będzie kochana.
Ale ona pragnęła czegoś jeszcze.
Pragnęła również Guya.
ROZDZIAA ÓSMY
Nie ma już odwrotu.
Kiedy zobaczył, kto siedzi na progu jego domu, nie
wypadało mu pójść za głosem instynktu, zawrócić
i czmychnąć gdzie pieprz rośnie.
Jennifer Allen była ostatnią osobą, którą spodzie-
wał się albo chciał jeszcze kiedyś zobaczyć.
Zwłaszcza teraz, kiedy wreszcie zaczął układać sobie
życie.
Odrywając pełen niedowierzania wzrok od nie-
proszonego gościa, minął wejście do swojego domu,
przejechał pod łukową bramą w starym, przeroś-
niętym żywopłocie i skręcił do baraku z blachy
falistej, który służył mu za garaż. Zgasiwszy silnik
swojej terenowej toyoty, usłyszał werbel deszczu
o dach baraku, ale nie przyszło mu nawet do głowy,
by się pośpieszyć i ratować gościa chroniącego się
przed słotą pod daszkiem małego ganku.
Od tamtego fatalnego lotu wycieczkowego upły-
nęło już blisko siedem tygodni. Sześć od pogrzebu
zamykającego najbardziej znaczący rozdział jego
życia. Patrzył, jak zakopują do ziemi najbliższego mu
człowieka i myślał, że wraz z Diggerem grzebane są
wszelkie konsekwencje katastrofy i krótkiej znajo-
mości z profesor Allen.
A teraz ona nagle siÄ™ zjawia, a wraz z niÄ… wracajÄ…
wspomnienia. Guy nie zdawał sobie nawet sprawy, że
zaciska mocno powieki i pięści. Do rzeczywistości
przywołało go dopiero niespokojne skamlenie dobie-
gajÄ…ce z tylnego siedzenia samochodu.
Spokojnie, chłopaki mruknął. Jakoś to załat-
wiÄ™.
Wysiadł, otworzył tylne drzwi i z wozu wyskoczy-
ły dwa psy. Jake, czarny gładkowłosy labrador, we-
pchnął nos w dłoń Guya, Jessie zaś, golden retriever,
ocierała mu się o nogi. Oba zwierzaki wyczuwały
jego zdenerwowanie. Guy z uśmiechem poczochrał
najpierw czarny, a potem złoty łeb.
Wcale nie jestem taki stremowany skłamał.
W gorszych bywaliśmy opałach i jakoś żyjemy.
Psy uśmiechały się do niego, wywalając ozory,
a ich czarne ślepia dodawały mu odwagi. Zgadzały się
z nim całkowicie, ale Guy wiedział, że wszyscy troje
oszukujÄ… samych siebie. Spotkanie z Jennifer to
bynajmniej nie przelewki. Nie wiadomo jeszcze, ile
świeżo zagojonych ran zostanie na nowo rozdrapa-
nych.
Guy postawił kołnierz gumowanego płaszcza, wbił
głowę w ramiona i wyszedł z baraku w deszcz.
Cześć, Jenna powiedział sztywno. Co tu,
u diabła, robisz?
Była przemarznięta. Opatulała się czarnym weł-
nianym płaszczem za kolana, twarz miała ściągniętą
i bladą. Uśmiech, którym go obdarzyła, też był
wymuszony,
Witaj, Guy. Jennifer wstała. Przepraszam.
Wiem, że się mnie nie spodziewałeś, ale... chciałam
z tobą porozmawiać. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl