• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    a... Musisz nas kiedyś odwiedzić - dodała.
    Ruby wzięła głęboki oddech. No, no. Bardzo ciekawe.
    Kiedy zamierza wyjechać? - spytała.
    Nie jestem pewna, ale jak tylko uporzÄ…dkuje jakieÅ› swo-
    je sprawy. Chyba chodzi o udziały w firmie.
    UporzÄ…dkuje?
    Anneleise z wrodzoną gracją wzruszyła ramionami.
    - No tak. Jego ojciec coś nakręcił w testamencie.
    Nie znam szczegółów, wiem tylko, że z tego powodu
    musi jeszcze trochę tutaj zostać.
    Ruby nie odezwała się, chociaż miała ochotę krzyczeć i
    kopać.
    Szczególnie Zane'a.
    Co za bzdury wygadywał o wspólnym zarządzaniu fir-
    mą w przyszłości! O małżeństwie! A może w tym sza-
    leństwie jest jakaś metoda? Ożeni się z kimś, komu mo-
    że bezpiecznie powierzyć firmę, a sam pierzchnie do
    Europy i swojej blond piękności.
    Może w ten sposób chce się ostatecznie zemścić na oj-
    cu? Poślubi ją i, nie wydając ani centa, dostanie niemal
    pełną kontrolę nad Bastiani Pearls.
    S
    R
    Gorzkie łzy zapiekły ją pod powiekami, lecz się opano-
    wała. Do diabła z nim! Jeszcze tylko brakuje, żebym się
    rozbeczała w obecności jego lubej!
    Przyjazd taksówki wybawił ją z kłopotliwej sytuacji.
    Wsiadła i odjechała.
    - JesteÅ› spakowana?
    Zane miał nadzieję, że tak. Pojechał dzisiaj do pracy,
    żeby nie musieć odpierać argumentów Anneleise, która
    koniecznie chciała odwlec wyjazd.
    Anneleise wydęła teraz wargi i zaczęła się wolno bujać
    na huśtawce.
    Czy naprawdę muszę już wyj eżdżać? To okropnie dłu-
    ga podróż - narzekała.
    Trzeba było o tym pomyśleć, zanim się tutaj wprosiłaś.
    Odlecisz dzisiaj, jak było umówione.
    Przed powrotem Ruby!
    Dwukrotnie myślał, że ją zdobył, i dwukrotnie przez
    własną głupotę ją do siebie zrażał. Trzeciego razu nie
    będzie.
    Ale w moim stanie... - Anneleise nie dawała za wygra-
    nÄ….
    O tym też powinnaś była pomyśleć!
    W Londynie byłeś dla mnie taki miły kotku. Odniosłam
    wrażenie, że ci na mnie zależy.
    Potrzebowałaś pomocy. Zrobiłem, co mogłem, żebyś ją
    otrzymała. To samo zrobiłbym dla chorego psa. - Teraz
    żałował, że jej nie odprawił z kwitkiem. - Gdzie twoje
    walizki?
    Miałeś gościa - Anneleise rzuciła mimochodem.
    S
    R
    - Tak? - odparł Zane, nie całkiem zainteresowany tą
    nowinÄ….
    Zastanawiał się, jak o tym wszystkim powie Ruby. Nie
    chciał robić z przyjazdu Anneleise tajemnicy. Ruby już
    i tak ma do niego bardzo nikłe zaufanie, nie chciał więc
    pogarszać sytuacji. Będzie tylko musiał wybrać odpo-
    wiedni moment, żeby jej powiedzieć o tej niechcianej
    wizycie. Otworzył bagażnik i spojrzał w kierunku do-
    mu, jak gdyby czekał, że Kyoto sam wyniesie walizki.
    - Pomyślałam więc, że nie muszę się aż tak spieszyć z
    tym wyjazdem - ciągnęła Anneleise.
    - Teraz, kiedy się poznałyśmy...
    Zimny dreszcz przebiegł Zane'owi po plecach. Odwrócił
    się do Anneleise i zobaczył, że się uśmiecha, a oczy jej
    błyszczą z podniecenia.
    Poznałyście? O kim ty mówisz?
    O tej twojej przyjaciółeczce, no, o tej Ruby.
    Była tutaj?!
    Anneleise wybuchnęła śmiechem.
    - Muszę przyznać, że jest całkiem ładna.
    Zane zatrzasnął klapę bagażnika.
    - Kyoto! - zawołał i zaczął biec po schodach werandy na
    górę. - Kyoto!!!
    Ale wydawała się jakaś dziwnie smutna... Zane odwró-
    cił się na pięcie.
    Co jej powiedziałaś? - spytał.
    Anneleise zeszła z huśtawki i zbliżyła się do niego.
    - Nic specjalnego. Tylko to, co mi powiedziałeś w Lon-
    dynie. %7łe zamierzasz wrócić do Anglii, jak tylko upo-
    rzÄ…dkujesz sprawy spadkowe.
    S
    R
    Boże!
    Potrafił sobie wyobrazić reakcję Ruby. Wtedy jeszcze
    chciał ją spłacić.
    Przecież powiedziałem, że nie wiem, czy i kiedy wrócę.
    Czy to nie na to samo wychodzi? - spytała Anneleise
    tonem niewiniÄ…tka.
    Zane zignorował ją. Nie miał wątpliwości, że to wszyst-
    ko było ukartowane. Tylko że Anneleise nie zdawała
    sobie sprawy z rozmiaru szkód, jakie wyrządziła. Była-
    by uszczęśliwiona, gdyby jej to uświadomił.
    Kyoto! - krzyknął ponownie. - Kyoto zamówi dla ciebie
    taksówkę - rzucił przez ramię. -I nie chcę cię tu zastać,
    kiedy wrócę - dodał.
    Przecież cię uprzedziłam, że przyjadę. Zadzwoniłam,
    jak zarezerwowałam bilet.
    A ja ci kazałem go anulować!
    Gdzie jedziesz? - spytała, bliska płaczu.
    A jak ci się wydaje? Muszę wypić piwo, jakiego nawa-
    rzyłaś.
    Wszedł do chłodnego wnętrza. Gdzie on się podziewa?
    Akurat znalazł sobie czas na drzemkę, irytował się w
    duchu.
    -Kochasz jÄ…, tak?
    Już chciał zaprzeczyć, kiedy sobie uświadomił, że An-
    neleise po raz pierwszy powiedziała prawdę. Tak. Ko-
    cha Ruby! Jak mógł tego nie wiedzieć? Wpadł jak burza
    do kuchni i tam go znalazł.
    S
    R
    ROZDZIAA JEDENASTY
    Plaża Cable Beach zdawała się rozciągać w obie strony
    aż po horyzont. Biały piasek i turkusowy ocean łączyły
    się z niebem bez granic. Ruby miała wrażenie, że gdyby
    szła i szła, również wtopiłaby się w bezkres. W tej
    chwili ta wizja wydawała się jej bardzo kusząca.
    Drobinki piasku uderzały ją w twarz, lecz nie zwracała
    na to uwagi i w odróżnieniu od innych spacerowiczów
    nie szukała osłony przed wiatrem. Zapuchnięte od łez
    oczy i tak ją piekły. Nie bała się żywiołów.
    To ludzie zadają najgłębsze rany. Ludzie, których obda-
    rzyła zaufaniem i którzy owo zaufanie zawiedli.
    Szła pustą plażą przed siebie. Zdjęła sandały, fale oce-
    anu obmywały jej stopy. Straciła poczucie czasu. Nie
    wiedziała, jak długo idzie, nie dbała o to. Zresztą co
    innego mogłaby robić? Zasnąć nie mogła, więc masze-
    rowała dalej i dalej. I dopiero kiedy słońce minęło
    szczyt swojej wędrówki i zaczęło zniżać się ku oceano-
    wi, zawróciła.
    Pierwszą rzeczą, jaką zauważyła po wejściu do pokoju,
    była migająca czerwona lampka automatycznej sekre-
    tarki w telefonie. Natychmiast zresztą rozległ się dzwo-
    nek. Wiedziała, że to Zane, lecz nie
    S
    R
    miała ochoty z nim rozmawiać. Z nikim nie miała ocho-
    ty rozmawiać. Nie podniosła słuchawki, lecz rozebrała
    się do naga i weszła pod gorący prysznic.
    Nagle, przez szum wody, usłyszała walenie do drzwi.
    Nie musiała otwierać, żeby wiedzieć, kto to.
    Zane.
    Może gdyby zachowywała się cicho, w końcu zrezy-
    gnowałby i odszedł?
    Może powinna wezwać obsługę hotelu i kazać go wy-
    prosić?
    Zakręciła kurek. Sięgnęła po ręcznik.
    Ruby! Otwórz! - Zasłoniła uszy dłońmi. Nie chciała
    słyszeć jego głosu. - Ruby!!!
    Odejdz! - krzyknęła. - Nie mam ochoty z tobą rozma-
    wiać!
    Musisz wyjść. Chodzi o Kyoto. Miał jakiś atak.
    Co się stało? - spytała Ruby, zapinając pas bezpieczeń-
    stwa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl