-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dziękuję - warknęłam. - Postaram się nie zostawić tłustych odcisków palców na obrazach. Nie
będę też rzucać
na podłogę kości z kurczaka.Przewrócił oczami. Wyminęłam go.
wymyśle jest to miejsce. Lub jak nędzne. Dopiero co ledwo uszłam z życiem przed demonem.
Nadal jednak wiedziaPewność siebie to podstawa, jeśli chcesz wszędzie czuć się jak u siebie w
domu. I nieważne, jak elitarne lub łam, kim jestem. Dziarskim krokiem ruszyłam przez muzeum, z
wysoko uniesioną głową, wyprostowana, kręcąc
biodrami w taki sposób - choć nie do końca mi się w to chciało wierzyć - że mogłyby mi
pozazdrościć supermo-delki.
góry nogami pod sufitem, oświetlone kolorowymi reflektorami. Skierowałam się za dobrze
ubranymi ludzmi do Uroczystość przyciągnęła spory tłumek. Przeszłam pod dziwaczną flotą białych
samochodów, które wisiały do starszego skrzydła muzeum, gdzie przechadzały się dziewczyny w
obcisłych mundurkach z tacami
szampana i sushi.
Rozpoznałam parę twarzy - znałam je z wieczornych wiadomości - w tym kilku polityków. Nie
tak dawno temu
zjawili się w schronisku dla bezdomnych, żeby sobie zrobić zdjęcie podczas kolacji z
wolontariuszami. Spojrzeli na
do wykonania. Dek z Malem ścieśnili mi się we włosach i zsunęli niżej pod kurtkę. Nie miałam
pojęmnie ze zdziwieniem, tak samo jak inni, którzy musieli mi zejść z drogi. Nie zwracałam na to
uwagi, miałam misję i reszta, ale na pewno kręcili się gdzieś w pobliżu. cia, gdzie jest
Zee
Pobieżnie zerknęłam na obiekty w gablotach. Większość z czystego złota w głębokim, intensywnie
żółtym kolorze.
Metal przypominał aksamit utkany ze słońca. Skomplikowany detal na urnach, zdobieniach i
posążkach. Chętnie
też część mojej historii. A miałam jej tak mało. Chciałam dokładnie obejrzeć rzeczy, których
dotknęła. Poznać smak spędziłabym nad eksponatami więcej czasu. Jeśli pochodziły z wykopalisk,
w których brała udział babcia, stanowiły
jej przygody. W końcu prawie wpadłam na Jacka Me
ddle'a.
inkrustacją. Wzór dekoracji kojarzył mi się z chłopcami, jakby fragmenty tatuaży, w które układały
się ich ciała, Postawny mężczyzna. Trudno było go nie zauważyć, ale mnie chwilowo pochłonął
złoty naramiennik z onyksową
gwałtownie i uderzyłam ramieniem Meddle'a.zostały odciśnięte na biżuterii. Nie mogłam oderwać
od tego wzroku. A gdy już mi się to udało, odwróciłam się zbyt
- Och - sapnęłam, zanim go rozpoznałam, po czym spojrzałam mu prosto w oczy i dodałam: - Och.
wyraziTo on. Bez wątpienia. Zbliża się do osiemdziesiątki, ale nadal to ten sam mężczyzna ze
zdjęcia. Wysoki, o oczy. Miłe.stych rysach, szczupły, z niespokojną inteligencją lśniącą w
przejrzystych, niebieskich oczach. Miał ładne
Wpatrywał się we mnie. Rozbawienie i zdziwienie powoli przeszło w zmieszanie, a potem radość.
- Jeannie - wyszeptał, a ja doznałam szoku.
się pomylił, ale on sam pokręcił głową i mocno zacisnął powiekiJean. Prawdziwie imię babci.
Ufała temu mężczyznie na tyle, by mu je zdradzić. Już miałam mu powiedzieć, że .
- Nie. Nie jesteÅ› Jeannie.
- To moja babcia - wyjaśniłam cicho.
- Tak-odparł.
29
Spojrzał na mnie znowu. Tym razem zadziwienie i zakłopotanie były zaprawione szczyptą smutku.
Nagle wydał się zmęczony i stary. Bez względu na to, jak bardzo zależało mi na odpowiedziach na
pytania, zrobiło mi się głupio, że mu przeszkadzam. Zwłaszcza w wieczór poświęcony właśnie
jemu. To niegrzeczne. Byłam intruzem i nie miałam prawa zawracać mu teraz głowy - bez względu
na to, jak wielka tajemnica mnie do niego przyprowadziła.
Lecz Jack delikatnie dotknął mojego ramienia. I zanim zdążyłam go powstrzymać, przesunął dłoń na
kark. Musnął palcami Deka i Mala. Zamarłam, wstrzymałam oddech. Chwilę pózniej chłopcy
zamruczeli.
- Ach - westchnął starszy pan. - Stęskniłem się za chłopcami.
- Wiesz o nich? - wykrztusiłam z wysiłkiem. Uśmiechnął się i zajrzał mi głębiej w oczy.
- Oczywiście, kochanie. Tak się cieszę, że w końcu się poznaliśmy. Mała Maxine
Kiss.zanotowałam przerażenie malujące się na twarzy faceta w niedopasowanym smokingu, gdy
zobaczył nas razem.Jack przeprosił organizatorów i wyszliśmy z przyjęcia. Gdy opuszczaliśmy
muzeum, z ponurą przyjemnością
- Możemy iść na piechotę - zaproponował Jack, stawiając sobie kołnierz płaszcza. - Moje biuro
jest niedaleko stąd.poczułam. Jakbym nie była na bieżąco z własnym życiem.Nie wiedzieć czemu
zdziwiłam się, że mieszka w Seattle. Cały czas miałam go pod samym nosem. Dziwnie się
- Masz biuro w centrum? Myślałam, że jesteś archeologiem.
- Och, robiÄ™ to i tamto.
tyłu.Poruszał się jak młodzieniec, szedł sprężystym, swobodnym krokiem. Musiałam się postarać,
żeby nie zostać z
- Moja babcia...
- Jeannie - przerwał mi w pół zdania. - Jesteś do niej bardzo podobna.
- Widziałam wasze wspólne zdjęcie. - Wyciągnęłam gazetę z tylnej kieszeni. - Tutaj. Znalazłam
to w biurze
człowieka, który mnie szukał. Prywatnego detektywa.
Zwolnił.
- Doprawdy?
- Czy to ty próbowałeś mnie odnalezć?
- Nie - odpowiedział dziwnym tonem, pełnym wahania i namysłu. - Ale cieszę się, że zostałaś
odnaleziona.
Pokręciłam głową.
- Ten człowiek został zamordowany, zanim zdążył do mnie dotrzeć.
Spojrzał na mnie ostro.
- Zamordowany?
- Zastrzelony - uściśliłam. Odniosłam wrażenie, że Jack kłamie, że mnie nie szukał. - Wczoraj w
nocy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl