• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    w swoje ramiona i nie wezmie cię siłą, prawda?
    Kat przebiegł dreszcz. Dla niej brzmiało to jak pociągająca fantazja.
    - Chcesz tego, prawda? - ponowił pytanie.
    Pragnienie, które z każdą sekundą w niej rosło, stało się nie do wytrzymania.
    Walczyła z nim, lecz poległa z kretesem.
    - Tak! - zawołała wreszcie. - Chcę tego!
    Carlos uśmiechnął się. Wiedział, że to wyznanie musiało ją wiele kosztować.
    - Cóż, wychodzi na to, że chcesz tego samego co ja.
    Nie pozwolił jej odpowiedzieć. Nachylił się, by pocałować jej usta, które - był tego
    pewien - nie będą stawiały najmniejszego oporu.
    Kat spodziewała się namiętnego, gorączkowego pocałunku, który szybko przerodzi
    się w niepohamowany wybuch pożądania. Myliła się jednak. Carlos delikatnym,
    niespiesznym ruchem odgarnął kosmyki jej włosów. Przyglądał się z bliska jej twarzy jak
    R
    L
    T
    naukowiec oglądający okaz nieznanego pięknego kwiatu. Po chwili jego wzrok spoczął
    na jej ustach, które odruchowo rozchyliły się pod ciężarem jego spojrzenia.
    - Idealna - powiedział bardzo wolno. - Absolutnie idealna.
    Wreszcie ją pocałował. A raczej subtelnie musnął jej wargi swoimi ustami. Dotyk
    był niesłychanie delikatny, ledwie wyczuwalny. Kat miała wrażenie, jakby jej usta
    musnął swym skrzydłem motyl lub jakby na jej wargach rozpuścił się promień słońca.
    Pocałunek był niewinny, a zarazem zmysłowy.
    - Och! - jęknęła cichutko.
    Chciała więcej. Potrzebowała więcej. Wyciągnęła ręce, by przyciągnąć do siebie
    Carlosa, lecz on zrobił unik. Dokładnie taki, jaki wykonywał setki razy podczas walki z
    bykami.
    - Nie. Nie. - Uspokoił swój oddech, po czym dodał beznamiętnie: - Nie mogę tego
    zrobić.
    - N-nie możesz? - wydukała.
    Carlos zmrużył swoje czarne oczy.
    - Wybacz, że nie dość jasno się wyraziłem, princesa. Czasami, gdy przemawiam w
    twoim języku, uciekają mi pewne subtelne niuanse. Chciałem powiedzieć, że nie chcę
    tego zrobić. Jestem przecież twoim pracodawcą, a ty moją pracownicą. Koniec, kropka.
    To bezduszne odtrącenie zabolało ją bardziej, niż powinno. Poczuła, jak piekące
    łzy zaczynają napływać jej do oczu. Nie miała jednak zamiaru uronić choćby jednej łzy z
    powodu tego okrutnego człowieka, a już na pewno nie na jego oczach.
    Wiedziała, że musi od niego uciec, zanim zasieje jeszcze większe spustoszenie w
    jej sercu.
    Uniosła dumnie głowę. Jako członkini słynnego rodu Balfourów, miała wprawę w
    przywdziewaniu masek adekwatnych do danej okazji. Czasem był to uśmiech, innym
    razem wyniosła, arystokratyczna mina. W tej chwili wiedziała, że musi doskonale
    odegrać obojętność.
    - Pewnie masz rację - odparła od niechcenia. Ujrzała zdumienie w jego spojrzeniu.
    Pewnie nie spodziewał się po niej takiej reakcji. Poczuła przypływ pewności siebie. -
    R
    L
    T
    Romanse w miejscu pracy to chyba pomysł z gatunku kiepskich. Przynajmniej tak sły-
    słyszałam. Jeśli więc już niczego ode mnie nie potrzebujesz, zejdę na dół, by posprzątać.
    W duchu jednak błagała: zatrzymaj mnie... proszę, złap mnie znowu za ramię!
    Nie zrobił tego.
    Kątem oka dostrzegła, że w milczeniu odprowadza ją wzrokiem. Kiedy znikła z
    jego pola widzenia, wreszcie pozwoliła, by oślepiły ją gęste gorące łzy.
    R
    L
    T
    ROZDZIAA SZÓSTY
    Budzik zaczął wyć jak syrena strażacka. Kat natychmiast się obudziła. Znalazła po
    omacku budzik, wyłączyła go, po czym wyskoczyła z łóżka, by przypadkiem znowu nie
    zapaść w sen. Była zdumiona tym, jak spokojnie i głęboko spała. Również tym, że
    niespokojna noc, której się spodziewała, nie nastąpiła pomimo tego, że Carlos po raz
    drugi ją odtrącił. Było już po północy, kiedy wpełzła do łóżka, uprzednio uprzątnąwszy
    ślady po katastrofalnym posiłku. Była tak zmęczona, że zasnęła, jak tylko jej głowa do-
    tknęła poduszki. Nie miała żadnych snów.
    Wzięła szybki prysznic, ubrała się i już kilka minut po szóstej była na pokładzie.
    Miała zamiar ocalić resztki swej dumy oraz przestać myśleć o Carlosie, który ewidentnie
    tylko się z nią okrutnie droczył, całując ją prowokacyjnie. Zupełnie jakby czerpał
    przyjemność z demonstrowania swojej władzy nad nią. Kat spoglądała na morze. Co się
    stało, to się nie odstanie. Dziś rano pokaże mu, że jest coś warta!
    Podgrzała w piecu chleb, ułożyła go ładnie na tacy wraz z owocami, zaparzyła
    dzbanek ciemnej, mocnej kawy i wyszła na pokład kilka minut przed siódmą.
    O siódmej pojawił się Carlos z laptopem pod pachą.
    Miał na sobie dżinsy i jedwabną koszulę. Z kamienną twarzą wszedł na zalany
    słońcem pokład jachtu. Poruszał się z taką niewymuszoną gracją, że Kat obserwowała go
    z zachwytem. Aatwo mogła go sobie wyobrazić na arenie, niemal tanecznym krokiem
    walczącego z rozjuszonym bykiem. Przestań! - strofowała się w myślach. Przestań o nim
    fantazjować! Przecież obiecałaś sobie, że od tej pory będziesz nieczuła na jego piękno.
    On gardzi tobÄ… jako osobÄ… oraz jako kobietÄ….
    - Dzień dobry - przywitała go.
    Carlos przyjrzał jej się zmrużonymi oczami. Dziś rano Kat zdawała się jakaś...
    inna. Nie potrafił ustalić, na czym polega ta zmiana.
    - No me lo creo - zaobserwował aksamitnym głosem. - Nie wierzę. Princesa
    zaczęła już pracę? I to punktualnie?
    Kat postawiła na stoliku tackę.
    R
    L
    T
    - Zażyczyłeś sobie śniadanie o siódmej. Oto ono. Po prostu wykonuję twoje roz-
    kazy, Carlos.
    - Jestem pod wrażeniem, princesa. Spodziewałem się z twojej strony wiecznego
    nadąsania. - Nalała mu kawy do filiżanki. Emanowała spokojem i dystansem, lecz miał
    wrażenie, że jej ciało domaga się kontynuowania tego, co wczoraj zaczął. Niemal całą
    noc spędził, w kółko odtwarzając ich pocałunek, przypominając sobie słodycz jej ust
    oraz ciepło jej ciała. - Widzę, że zachowujesz się jak zawodowa służąca.
    - Po prostu staram się wykonywać swoje zadanie najlepiej jak potrafię, skoro i tak
    nie mam innego wyjścia - poinformowała go.
    - Gdzie jest haczyk? - zapytał podejrzliwie.
    - Haczyk? Nie ma żadnego haczyka, Carlos. Postanowiłam zaakceptować swój los
    i robić to, czego się ode mnie wymaga. - Posunęła filiżankę kawy w jego stronę. -
    Chciałam jednak prosić cię o przysługę.
    - Zamieniam się w słuch.
    - Nie jestem w stanie serwować załodze obiadów, nie umiejąc gotować -
    zauważyła.
    - Co więc proponujesz? - zapytał. - Mam tu ściągnąć wykwalifikowanego
    kucharza, żeby nauczył cię gotować jajko?
    - Z jajkiem bym sobie chyba poradziła przy aktualnym stanie wiedzy - odcięła się.
    - Myślałam o czymś znaczenie prostszym.
    - To znaczy?
    - Bardzo by mi pomógł dostęp do internetu.
    Hiszpan uśmiechnął się bez humoru. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl