-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spalę, a powiada, nie pójdę i nie pójdę. A cóżem ja winna, nieboga? albo i dzieciak?
On już ani do gospodarstwa, ani do kosy, ani do siekaery, ino siedzi w izbie i
wzdycha, i wzdycha, ale ja sądu czekałam; toć wy ludzie macie Boga w sercu i na
naszą krzywdę nie pozwolicie. Jezusie Nazareński, o Matko Boska Częstochowska!
przyczyń-że Ty się, przyczyń za nami.
Przez chwilę słychać znów było tylko szlochanie Rzepowej, na koniec stary jeden
Å‚awnik mruknÄ…Å‚:
- A, dyć to nieładne człeka upoić i zaprzedać.
- Bo i nieładne! - odpowiedzieli inni.
- Niech was Bóg i Przenajświętsza Jego Rodzicielka błogosławi - zawołała
klękając w progu Rzepowa.
27
Wójt zasromał się, niemniej markotny był i ławnik Gomuła; obaj zaś spoglądali na
pisarza, który milczał, ale gdy Rzepowa skończyła, rzekł do mruczących ławników:
- Jesteście durnie!
Nastała cisza, jak makiem siał, pisarz mówił dalej:
- Wyraznie stoi napisane, że kto się będzie wtrącał do dobrowolnego kontraktu,
będzie sądzony morskim sądem, a czy wiecie, durnie, co to jest morski sąd? Wy tego,
durnie, nie. wiecie, morski sąd to jest... Tu wydobył chustkę i utarł nos, potem głosem
zimnym i urzędowym tak dalej swoją rzecz prowadził:
- Który, kpie jeden z drugim, me wiesz, co jest morski sąd, to wsadz tylko nos w
taką sprawę, a poznasz, co jest morski sąd, aż cne siódma skóra zaboli. Jak się
ochotnik znajdzie za popisowego, to tobie jednemu z drugim wtrącać się do nich wara.
Ugoda podpisana, świadkowie są, i szabas! To się rozumie w jurysprudencji, a nie
wierzysz, to patrz w procedurze i w zsyłkach. A jeśli i piją przy tym, to i cóż? Albo to
wy nie pijecie, durnie, zawsze i wszędzie?
Gdyby sama sprawiedliwość z wagą w jednym, a gołym mieczem w drugim ręku
wylazła zza wójtowskiego pieca i stanęła nagle między ławnikami, nie byłaby ich
więcej przestraszyła jak ten morski sąd, procedury i zsyłki. Przez chwilę panowało
głuche milczenie i dopiero po niejakim czasie ozwał się Gomuła cichym głosem, na
który obejrzeli się wszyscy, jakby zdziwieni jego śmiałością:
- Dyć prawda! konia sprzedasz, napijesz się, wołu sprzedasz, też; świnię, też. To
już taki obyczaj.
- Toćwa napiliśmy się i wtedy ino wedle obyczaju - wtrącił wójt.
A potem ławnicy śmielej zwrócili się do Rzepy.
- Cóż, kiejś sobie piwa nawarzył, to go pij.
- Albo to tobie sześć lat? Albo ty nie wiesz, co robisz?
- Aba ci przecięć nie urwą.
- A jak pójdziesz do. wojska, to se do dom możesz parobka nająć: on cię ta zastąpi
i przy chałupie, i przy kobiecie.
Wesołość poczęła ogarniać zwolna zgromadzenie. Nagle pisarz znowu otworzył
usta: uciszyło się wszystko.
- Ale wy nie wiecie - mówił - w co wam się wtrącać, a czego nie tykać. W to, że
Rzepa groził żonie i dzieciakowi, w to, że obiecywał spalić własną chałupę, w to wy
się wtrącać możecie i takiej rzeczy płazem nie puścić. Kiedy Rzepowa przyszła na
skargę, niechże od sądu bez sprawiedliwości nie odchodzi.
- Nieprawda! nieprawda! - zawołała z rozpaczą Rzepowa - ja się nie skarżyłam, ja
ta nigdy żądny krzywdy od mego nie doznałam. O! Jezusie, o rany słodkie Boga
żywego, chyba się świat już skończył!
Ale sąd się zagaił i bezpośrednim jego rezultatem było, że Rzepowie nie tylko nic
nie wskórali, ale jeszcze sąd, w słusznej troskliwości o całość Rzepowej, postanowił ją
28
ubezpieczyć przez zamknięcie Rzepy w chlewku na dwa dni. %7łeby zaś na przyszłość
podobne myśli nie przychodziły mu do głowy, postanowionym było przy tym, żeby
ma kancelarię zapłacił rubli srebrem dwa, kopiejek pięćdziesiąt.
Ale Rzepa rzucił się jak wściekły i krzyknął, że do chlewka nie pójdzie; co zaś do
kancelaryjnego, to nie dwa, ale pięćdziesiąt rubli wziętych od wójta rzucili na ziemię,
wołając: Niech je se ta bierze, kto chce! Zaczął się rozgardiasz straszny. Stójka
wpadł i dalej Rzepę ciągnąć; Rzepa go pięścią, on Rzepę za łeb; Rzepowa w krzyk, aż
jeden z ławników wziął ją za kark i wyrzucił za drzwi, dawszy pięścią w krzyż na
drogę, inni zaś pomogli stójce zaciągnąć Rzepę za kołtuny do chlewka.
Pisarz tymczasem zapisał: Od Wawrzona Rzepy rs. l kop. 25 na kancelarię.
Rzepowa szła do pustej chałupy prawie bez przytomności. Nie widziała nic przed
sobą i co kamień, to się o niego potknęła, a ręce łamała nad głową, a zawodziła:
- Oo! oo! oo!
Wójt, że to miał serce dobre, więc idąc zwolna z Gomułą ku karczmie, rzekł:
- Mnie ta cosik tej baby żal. Albo im dołożę jeszcze ćwiartczynę grochu, albo co?
Rozdział VI
IMOGENA
Tu spodziewam się, że czytelnik dostatecznie zrozumiał już i ocenił genialny plan
mego sympatycznego bohatera. Dał pan Zołzikiewicz, co się nazywa, szach mat [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl