• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Z nikim nie pofrunęłam! - odpowiedziała wściekła. - Rozdzielił nas tłum.
    - Powinnaś do mnie wrócić.
    - Chyba nie spodziewałeś się, że będę się do ciebie przeciskać przez te masy ludzi?
    Nie widzisz tego tłoku w przejściach?
    - Mnie się jakoś udało.
    Bailey westchnęła, walcząc z irytacją.
    - Czy mam ci w związku z tym przyznać nagrodę? Za popychanie i potrącanie?
    Oczy Parkera błysnęły wściekłością
    - Nikogo nie popychałem. Może lepiej usiądzmy - powiedział, mocno chwytając ją za
    łokieć i prowadząc z powrotem do ich rzędu. - Zanim zrobisz z siebie
    jeszcze większe widowisko - dodał.
    - Widowisko?! - z furią odparowała Bailey. - Jeżeli ktoś robi z siebie widowisko, to ty!
    Nie tańczyłeś chyba jako jedyny na dziesięć rzędów.
    - Nie spodziewałem się po prostu, że moja dziewczyna odfrunie sobie z kimś innym.
    - Twoja dziewczyna? - Bailey zacisnęła pięści, żeby powstrzymać ogarniającą ją
    wściekłość. - Chciałam ci tylko przypomnieć, że cały ten wieczór został zaaranżowany
    jako eksperyment naukowy.
    Parker prychnÄ…Å‚ z niedowierzaniem.
    - Wcale tak nie było. Wydawało mi się, że po prostu masz ochotę ze mną pójść... -
    Roześmiał się nieprzyjemnie, cynicznie. - To nie ja uganiałem się za tobą.
    - Ja też się za tobą nie uganiałam - powiedziała przez ściśnięte zęby. - W życiu nie
    uganiałam się za żadnym facetem.
    - O, wybacz, dałbym sobie głowę uciąć, że to właśnie ty śledziłaś mnie w drodze do
    biura. A może to jakiś twój sobowtór szedł za mną przez całą drogę do chińskiej
    dzielnicy?
    - O Chryste! - Bailey podrzuciła ręce do góry.
    - Naprawdę jesteś niemożliwy!
    - Wiesz, kochaneczko, że mam rację.
    Bailey nie odpowiedziała. Założyła nogę na nogę i nie odezwała się już ani słowem do
    zakończenia koncertu. Parker również milczał.
    Boże! W życiu nie spotkała kogoś tak pozbawionego rozsądku jak on! Godzinę wcześniej
    wpatrywali się w siebie jak para zakochanych, a teraz... Ma swój dzień świętego
    Walentego!
    Po koncercie Parker odwiózł ją do domu. Uprzejmie powiedzieli sobie do widzenia i
    chociaż Bailey tłumaczyła mu, że nie musi odprowadzać jej do drzwi, uparł się to zrobić.
    Dziewczyna postanowiła nie tracić energii na kłótnie.
    Maks przywitał ją przy drzwiach, machając ogonem. Nie odstępował jej na krok, ocierał
    się o nogi, przewracając ją niemalże, kiedy pospiesznie szykowała się do spania. Chciała
    mu opowiedzieć, co wydarzyło się wieczorem, ale zmieniła zdanie i położyła się do
    łóżka. Podciągnęła kołdrę pod szyję, na siłę wypychając z myśli przewrotnego Parkera
    Davidsona.
    Następnego ranka Jo Ann czekała na nią na peronie metra.
    - No i jak, randka się udała?
    - Jaka randka? Spotkanie z Parkerem Davidsonem trudno byłoby określić tym słowem.
    - Jak to? - pytała zdziwiona Jo Ann.
    - Poszliśmy na koncert...
    - W celach naukowych, wiem - dokończyła za nią przyjaciółka. - Z tego, co mówisz,
    wnoszę, że wieczór się nie udał? - dodała, wsiadając do pociągu.
    - Kompletna klapa.
    - Opowiedz od początku - nalegała Jo Ann. Bailey nie była w nastroju do opowiadania,
    ale zdała w miarę dokładną relację z tego, co się wydarzyło i jak idiotycznie zachował się
    Parker. Zawiodła się na nim. Cały czas myślała, że jest inny. Okazuje się, że nie. Jest
    nadęty, niemądry i arogancki... Wszystko to opowiedziała Jo Ann.
    - Pomyliłam się co do niego, biorąc go za prototyp prawdziwego bohatera -
    zakończyła.
    Jo Ann zasępiła się.
    - Czy dobrze zrozumiałam? Ludzie zaczęli tańczyć, jeden facet poprosił cię do tańca,
    potem was rozdzielono i zaczęłaś tańczyć z innym. A Parker zachował się jak ostatni
    zazdrośnik.
    - Właśnie! - Nawet sama myśl o tym doprowadzała Bailey do furii.
    - Ależ oczywiście, wszystko się zgadza! - entuzjastycznie wykrzyknęła Jo Ann. - Czy
    ty nic nie rozumiesz? Zachował się dokładnie tak, jak postać z twojej książki. Przecież
    mniej więcej to samo wydarzyło się między Michaelem i Janice, kiedy poszli na koncert!
    Bailey na śmierć o tym zapomniała.
    - No tak, masz racjÄ™...
    Pociąg zatrzymał się na ich stacji.
    - Przecież ja sama opowiedziałam Parkerowi tę scenę - wyjaśniła Jo Ann. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl