• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    w jej wieku była tak niewinna jak młoda panienka?
    Udzielanie jej nauk w tych kwestiach może okazać się
    nieoczekiwaną przyjemnością.
    - Jeśli zaś chodzi o twój pierwszy pocałunek, to byłem
    ciekaw, czy pragniesz go doznać po tym, jak zÅ‚ożymy so­
    bie przysiÄ™gÄ™ małżeÅ„skÄ…, czy też pragniesz, bym ciÄ™ poca­
    łował przedtem.
    - Och. - Na jej twarzy odmalowała się zgroza. - Chciałeś
    się więc dowiedzieć, kiedy chcę zostać pocałowana, nie gdzie.
    - Tak, obawiam się, że zle sformułowałem moje pytanie.
    - Oczywiście. To nieporozumienie...
    - A więc pozwól, iż powiem to odrobinkę jaśniej. Czy
    chcesz, żeby twój pierwszy pocaÅ‚unek miaÅ‚ miejsce w ko­
    ściele, czy też tutaj w parku... za chwilę?
    Rozchyliła nieco wargi, a jej lekki oddech rozgrzewał
    chłód poranka. PrzebiegÅ‚a wzrokiem okolicÄ™, jakby spo­
    dziewała się, iż jacyś mieszkańcy Londynu, straciwszy
    chyba rozum, pojawili się wokół nich.
    - Jesteśmy sami, skarbie.
    WróciÅ‚a spojrzeniem do niego. OblizaÅ‚a wargi, co spo­
    wodowało, że coś ścisnęło go w środku. Najwyrazniej nie
    zdawaÅ‚a sobie wcale sprawy, jak bardzo podnieca go po­
    wolny ruch jej języka.
    I nagle odczuł, że ogarnęło go przemożne pragnienie,
    by jÄ… pocaÅ‚ować, tak silne, że wzbudziÅ‚oby w nim lÄ™k, gdy­
    by był niedoświadczonym chłopaczkiem.
    - MyÅ›lÄ™, że dzieÅ„ Å›lubu sam w sobie bÄ™dzie wystarcza­
    jąco denerwujący nawet bez konieczności przejmowania
    się pierwszym pocałunkiem - podsunął.
    - Czy jest to coś, czym powinnam się przejąć?
    Z jakiegoś dziwnego powodu przerażenie w jej glosie
    wzbudziÅ‚o w nim zachwyt. Nie dlatego, iż chciaÅ‚ wzbu­
    dzić w niej lęk, lecz dlatego, że w swej naiwności sądziła,
    iż jest czego się bać.
    - Nie - zapewnił ją ze spokojem. - Ale będziesz miała
    jeden problem mniej.
    Pokiwała głową.
    - A więc jak sądzę to dobry pomysł, żeby odbyło się to
    teraz.
    - Doskonale.
    Zsiadł z konia, obszedł go dookoła, zbliżył się do niej
    i uniósł ramiona.
    - Co robisz?
    - Najlepiej bÄ™dzie, jeÅ›li zejdziesz na ziemiÄ™. StojÄ…c bli­
    sko siebie, konie mogłyby się niepokoić.
    - Oczywiście.
    PoÅ‚ożyÅ‚a mu dÅ‚onie na barkach, a on otoczyÅ‚ jÄ… ramio­
    nami. Wielki Boże, ależ jest cienka w talii! Delikatnie po­
    stawił Ginę obok siebie. Ważyła nie więcej niż chmurka
    w letni, słoneczny dzień. Wyglądało na to, że pomylił się
    we wszystkich przypuszczeniach, jakie czynił na jej temat.
    - Naprawdę nikt cię nigdy nie pocałował? - zapytał.
    - Nie - szepnęła bez tchu.
    Patrzył, jak jej pierś szybko unosi się i opada. Czuło się, że
    dziewczyna jest zdenerwowana, peÅ‚na lÄ™ku, ale też oczekiwa­
    nia. Nie potrafiÅ‚ wyjaÅ›nić, co sprawiÅ‚o, że nalegaÅ‚ na ten poca­
    łunek, dlaczego chciał złagodzić jej niepokoje. Może tak samo
    jak ona chciał mieć ten pierwszy raz za sobą. Nie wyobrażał
    sobie, że wezmie ślub z kobietą, której nawet nie dotknął.
    Walc w zatłoczonej sali balowej przecież się nie liczy.
    Gdyby miaÅ‚ wiÄ™cej czasu, prowokowaÅ‚by jÄ… zakazany­
    mi pocaÅ‚unkami, ukrywajÄ…c siÄ™ poÅ›ród liÅ›ci palm w wiel­
    kich donicach, tak jak ona podczas balu. AranżowaÅ‚by se­
    kretne spotkania w ciemnych kątach. Nauczyłby ją, po co
    nosi się na te imprezy suknie z głębokim dekoltem. O tak,
    caÅ‚owaÅ‚by jÄ… w inne miejsca i sprawiÅ‚, żeby siÄ™ przekona­
    Å‚a, jakie to jest przyjemne.
    Jednak zaloty, które wÅ‚aÅ›nie rozpoczÄ…Å‚, muszÄ… zakoÅ„­
    czyć się pózniej, po ślubie. Słońce wschodziło już i słychać
    byÅ‚o dalekie odgÅ‚osy, Å›wiadczÄ…ce o tym, że ludzie zaczy­
    nali powoli wstawać. Tak więc w tej chwili mógł tylko
    przekonać tę dziewczynę, że całowanie go nie sprawi jej
    wielkiego cierpienia.
    - A więc powinniśmy zrobić to jak należy, nieprawdaż? -
    zapytał.
    - A czy istnieje jakiś niewłaściwy sposób?
    - Raczej nie. - Ujął jej warkocz i zaczął go rozplatać. -
    Ale niektóre są bardziej przyjemne niż inne.
    Mój Boże, jej włosy są znacznie wspanialsze, niż sobie
    wyobrażał: sięgały poniżej pośladków jak gruba kurtyna
    z pÅ‚ynnego mahoniu. Kto, do licha, ustaliÅ‚, że kobiety po­
    winny wysoko upinać włosy?
    Przeczesał je palcami i przesunął ku przodowi. Jej
    twarz otoczona rudobrÄ…zowymi lokami staÅ‚a siÄ™ Å‚agod­
    niejsza, spojrzenie bardziej miÄ™kkie, policzki nie tak ko­
    ściste. Wyglądała teraz o wiele młodziej.
    Nie przyszło mu wcześniej do głowy, że rozplecione
    włosy tak bardzo ją zmienią. Nie stała się przez to piękna,
    chyba nigdy tak o niej nie pomyÅ›li. Jednak jej rysy nie wy­
    dawały się już takie ostre. Ani ona sama tak nieatrakcyjna.
    Ujął jej twarz w swe wielkie dłonie. Nie zdawał sobie
    sprawy, dopóki jej nie uniósł ku sobie, że może wyglądać
    w nich tak krucho jak szklane naczynie, które byle co mo­
    że rozbić. Celowo nie zaÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kawiczek, gdyż chciaÅ‚, że­
    by mogła zażądać białego małżeństwa, jeśli jego dotyk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl