-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Siostry szły wśród tej feerii barw z grandezzą wielkich dam, zmierzając
w stronÄ™ orkiestry.
U podnóża skrytego jeszcze w oszalowaniu ostrosłupa orkiestra
strażacka przygotowywała się do promenadowego koncertu. Wąsaty
dyrygent, sam pan Balko, na co dzień kowal, przerzucał nuty na pulpicie.
Okulary w kościanej oprawie zsunęły mu się na czubek nosa. Nawet nie
musiał się oglądać, wiedział, że wokół cisną się ciekawscy,
niecierpliwcy i sympatycy. Przy takiej pięknej pogodzie publiczność jest
spragniona muzyki. Wyciska z dyrygenta ostatnie poty. I nie tylko
z dyrygenta, z bębnisty też. Ba, ale okrąglutki wujcio Piti w furażerce
na głowie ma lepszą zaprawę, bo jest nie tylko bębnistą w orkiestrze,
lecz także magistrackim woznym i obębnia po mieście urzędowe
obwieszczenia. Publiczność potrafi zmusić do nadzwyczajnych
wyczynów nawet chuderlawego czynelistę Imricha, który z zawodu jest
kapelusznikiem, a grajÄ…c na czynelach, uprawia nie tylko muzykÄ™, jak
mówi, lecz także sport. Dobry dyrygent potrafi zdziałać cuda nawet
z mizerną kapelą. Oczywiście, nie jest to łatwe, gdy się zważy,
że większość mosiężnych instrumentów osiągnęła wiek matuzalemowy.
Toteż nie można się dziwić, że trąbka od czasu do czasu starczo
zachrypi, że klarnet jęknie znużonym głosem, ale dyrygent, choć z góry
na coś takiego przygotowany, za każdym razem podskakuje nerwowo,
bo kiksy sprawiają mu taki sam ból, jak uderzenie młotem w palce
zamiast w kowadło. Spojrzeniem rzucanym zza okularów pilnował
zgodności ruchów z dzwiękami, to nakazał większą uwagę puzoniście, to
dał znak czyneliście, aby uderzył w talerze, trzymał w ryzach cały
zespół. Zadaniem koncertów promenadowych jest uszlachetnianie ducha,
nie da się jednak zaprzeczyć, że ponadto zbawiennie oddziałują na soki
żołądkowe. Razny marsz skłania je do żywszego krążenia i dokładnego
strawienia wszystkiego w brzuchu przed niedzielnym obiadem. Ludzie
powiadają i z pewnością jest w tym ziarnko prawdy że gdy kapela
Balka zaczyna grać, nawet mnichom rozjaśniają się twarze swawolnym
uśmiechem, dewotkom w czarnych kapeluszach wypadają różańce z rąk,
a najgorsi zupacy z miejscowego pułku dragonów wyglądają jak świeżo
wykąpane niemowlęta. A co dopiero, gdy zabrzmi melodia ulubionej
piosenki:
Kiedy żeś mi, moja miła,
przy kapliczce buzi dała, ju-ha-haaa.
Tą melodią Balko podrywa, jak się to mówi, na nogi całe korso.
Ludzie zapominają o dostojeństwie i dobrym wychowaniu. W tym
właśnie rzecz: zagrać właściwą piosenkę we właściwej chwili. Taka
piosenka to jakby marszowy pean albo dziarska modlitwa na cześć
pięknego letniego dnia. Batuta Balka przemienia się w czarodziejską
laseczkę, przestaje być batutą i szczęście zdaje się osiągać pełnię.
Przynajmniej tutaj na ziemi. Bo tam wysoko, na ziejÄ…cym pustkÄ…
oszalowaniu gigantycznego ostrosłupa, wszystko znika. Gdy człowiek
zwróci wzrok ku tym wyżynom, gdzie na błękitnawym tle nieba
przepływają białe obłoczki, doznaje zawrotu głowy. I ma wrażenie, że to
nie chmurki wędrują, lecz czubek ostrosłupa. Ale to złudzenie, omam
wywołany przepalanką.
Z knajpki na rynku jest widok na niedzielne korso jak z teatralnej
loży. Drzwi otwarte są na oścież. Z zewnątrz wdziera się gwar. Markus
Kolkocky stanął w progu i zwrócił się do Brtka:
Wiesz co chwycił go pod rękę dogonimy najpierw kobiety,
dobrze? Uniósł się na palce, przysłonił dłonią oczy i rozejrzał się
po tłumie. Potem ruszyli przed siebie i Kolkocky podjął przerwaną
perorę: No więc żeby skończyć. Co się tyczy tego, coś powiedział
o naszym ministrze, kiedy był tutaj i niosłem go na ramionach podczas
tej uroczystości, to on mi potem powiedział: Kolkocky, zuch z ciebie,
ale zapamiętaj sobie, że mogłeś już zajść dalej i wyżej, no, zajdziesz
wyżej, masz na to moją rękę! . Kolkocky wyciągnął dłoń, naśladując
zamaszysty gest ministra. Nie zwracając uwagi na przygnębienie
malujÄ…ce siÄ™ na twarzy Brtka, ciÄ…gnÄ…Å‚: Przede wszystkim
powiedział zrobisz porządek w swojej familii . To o ciebie chodziło.
Zdrajca pod własnym dachem powiedział to najgorsze
ze wszystkiego, wsadzi ci nóż w plecy ani się spodziejesz kiedy .
A potem pan minister powiedział: I ma być porządek w tym mieście .
A ja mu na to: Będzie porządek, panie ministrze !
Jak ty wezmiesz to w swoje ręce, na pewno będzie porządek
bÄ…knÄ…Å‚ Brtko.
Kostwaskost[4], na rynku ma stanąć pomnik zwycięstwa . A ja
mu na to: Kostwaskost, panie ministrze, na rynku stanie pomnik,
w kształcie ostrosłupa. Wszystko tu gruntownie przefasonuję .
Chodzą słuchy, że zamierzasz zburzyć stary spichlerz...
Stary spichlerz zrównam z ziemią. Remizę strażacką wysadzę
w powietrze, na tym miejscu stanie posÄ…g z... wodotryskiem. PotopiÄ™
wrogów jak szczenięta.
Mówią, że będziesz potrzebował ludzi.
Myślisz, że o tym nie wiem?
Ty musisz o tym wiedzieć, Markus.
O czym muszę wiedzieć?
O wszystkim.
No pewnie... Myślisz, że nie mam oczu? Jeśli się w porę nie
opamiętasz, też się wkopiesz. Rozumiesz?
Nie rozumiem. Ja? Dlaczego ja? wymamrotał Brtko. Zbliżali [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl