• [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

    - Znowu obleciał cię strach? - zapytał Justin, któremu zrobiło się
    trochę przykro. Gdy na nią spojrzał, zobaczył, że walczą w niej różne
    uczucia, i powstrzymał się od komentarza.
    - Myślę, że idzie raczej o to, że dopadła mnie rzeczywistość -
    wyznała wreszcie stłumionym głosem.
    - Więc to, co się wydarzyło dziś wieczór, nie było dla ciebie dość
    rzeczywiste?
    Amy westchnęła i cicho powiedziała:
    - Nasze małżeństwo nie wydaje mi się rzeczywiste.
    - Może gdybyśmy razem sypiali...
    - Nie wydaje mi się, żeby to było dobre rozwiązanie.
    Obiecaliśmy sobie, że nasz związek potrwa dwa lata. Gdyby nasze
    małżeństwo było prawdziwe, uważalibyśmy, że wiążemy się na zawsze. -
    Mówiąc to, spuściła oczy. - Prawda jest taka, że się nie kochamy - dodała z
    nutką bólu w głosie. - A ukoronowaniem tego wszystkiego jest nasza
    intercyza.
    Justin zaniepokoił się. Adwokat ostrzegał go, że po ślubie żony
    czasami domagają się zmian w takiej umowie. Zdarza się, że kobiety
    posuwają się do szantażu uczuciowego lub seksualnego, aby wyciągnąć dla
    siebie więcej pieniędzy. Mógł tylko mieć nadzieję, że Amy nie należy do
    takich kobiet.
    - O co ci chodzi? Uważasz, że warunki tej umowy są dla ciebie
    niesprawiedliwe?
    115
    R S
    - Nie, wcale tak nie uważam - odrzekła, potrząsając głową. - Ale
    pomyśl tylko. Taka intercyza to w gruncie rzeczy wstęp do rozwodu.
    Instrukcja, jak postępować, aby rozwiązać nasze małżeństwo.
    - Czy chcesz przez to powiedzieć, że jeśli wyrzucimy umowę przez
    okno, zdecydujesz się zostać ze mną na noc?
    Słysząc to, Amy pobladła. Wyglądała tak, jakby jej wymierzył
    policzek.
    - Nie. Widzę, że nic nie rozumiesz. Idzie o coś znacznie
    ważniejszego niż idiotyczna umowa małżeńska. O coś o wiele
    ważniejszego - powiedziała i odwróciwszy się na pięcie, odeszła.
    Po tym wieczorze znów nabrali do siebie dystansu. Amy była
    uprzejma i sympatyczna, ale zachowywała się wobec Justina z rezerwą. On
    zaś miał wrażenie, że utracił skarb, który już prawie trzymał w ręku.
    Przecież zdążyli tak bardzo się do siebie zbliżyć. Justin wysoko cenił za-
    ufanie i wspaniałomyślność, jakie okazywała mu Amy.
    Niestety, wszystko to należało do przeszłości. Któż by przypuszczał,
    że życie pod jednym dachem okaże się dla niego tak bolesne? Chyba nigdy
    przedtem nie doświadczył podobnego bólu. Nawet wtedy, gdy matka
    zostawiła go w domu opieki.
    Z każdą godziną ogarniała go coraz większa rozpacz i frustracja.
    Pewnego dnia, kiedy wyszedł z domu po jakąś część do komputera, zajęło
    mu to znacznie więcej czasu, niż przewidywał. Kiedy wrócił, zastał na
    podjezdzie nowy samochód i dostawczą półciężarówkę. Zaciekawiony, ru-
    szył ścieżką w stronę ogródka.
    Amy rozmawiała z dwoma mężczyznami, którzy montowali piękną
    drewnianą huśtawkę. Emily stała grzecznie obok niej, a chłopcy biegali w
    kółko. Po chwili Nicholas zauważył Justina.
    116
    R S
    - Justin, Justin! Będziemy mieli huśtawkę! - zawołał na cały głos. -
    Zaraz będzie gotowa! I ja pierwszy będę się na niej huśtał.
    - Akurat - odezwał się Jeremy. - Ja będę pierwszy.
    - Akurat! - odpowiedział mu Nicholas.
    - Akurat! - wtrąciła się Emily. - Najpierw pohuśtamy się my, ciocia
    Amy i ja, bo my jesteśmy grzeczne, a wy nie.
    Nicholas i Jeremy natychmiast ucichli.
    Amy spojrzała w stronę Justina i uśmiechnęła się. Na ten widok
    drgnęło mu serce. W oczach miała tyle blasku, jak gdyby zapomniała o ich
    sprzeczce z zeszłego tygodnia. Nagle jednak chyba sobie przypomniała, bo
    uśmiech jej przygasł.
    - Kupiłam dzieciom huśtawkę - wyjaśniła.
    - Właśnie widzę - powiedział. - A co to za samochód stoi na
    podjezdzie?
    Amy znów uśmiechnęła się lekko, z zakłopotaniem.
    - Kupiłam go trochę pod wpływem impulsu, a trochę ze względów
    praktycznych. Zapinanie pasów w tym starym garbusie to była mordęga.
    Więc zatrzymałam się u dealera po drodze do domu i oto mamy nowy
    samochód.
    Justinowi zrobiło się trochę nieswojo.
    - Dlaczego mnie nie poprosiłaś? Mogłem ci przecież pomóc w
    kupnie huśtawki i samochodu.
    - Nie, huśtawka to prezent ode mnie, przymierzałam się do tego już
    od paru tygodni. A garbusa już dawno trzeba było wymienić na coś
    lepszego. Chyba po to jest dzień wypłaty, żeby człowiek mógł wydać
    trochę forsy - zaśmiała się Amy.
    - No, niby tak - zgodził się niechętnie Justin.
    117
    R S
    - Poza tym, dziś wieczorem wszystko się wyrówna.
    - Nie rozumiem, co masz na myśli?
    - Będzie marna kolacja - odparła. - A teraz, dzieciaki, wracamy do
    domu, trzeba zostawić tych panów w spokoju, żeby spokojnie zakończyli
    pracę. Do tego czasu pewnie się już ściemni, ale może się nam uda jeszcze
    dziś wypróbować huśtawkę.
    Poprowadziła dzieci do środka, a one pobiegły umyć ręce przed
    kolacją. Justin tymczasem próbował opanować niemiłe uczucie
    zaniepokojenia, jakie go ogarnęło z powodu zakupów Amy. Nie
    przypuszczał, że w jej naturze leży szastanie pieniędzmi pod wpływem
    nagłego impulsu.
    - No, kochani, siadamy do stołu.
    - Ja bym się wolał pohuśtać - powiedział Nicholas.
    - Każdy by wolał - dodał Jeremy.
    - Na razie musimy zjeść kolację - oznajmiła Amy. - Przepraszam za
    te dzisiejsze frykasy, ale czasami zdarza się tak, że do wyboru mamy tylko
    fasolkÄ™ z puszki.
    Justin natychmiast poczuł, jak buntuje się jego żołądek. O mały włos
    głośno nie zaprotestował. Nawiedziły go obrazy z przeszłości, tak żywe,
    jakby to było dziś. Przypomniał sobie, jak pewnego dnia jego mama kupiła
    mu śliczny błyszczący wóz strażacki, a sobie nową sukienkę i sandałki. Na
    kolację mieli fasolkę z puszki. Innym znów razem na Boże Narodzenie
    kupiła lodówkę i telewizor, a dla Justina gry wideo. Ponieważ nie zapłaciła
    rachunku, odcięto im elektryczność i fasolkę mama podgrzewała w
    kominku. Justin na okrągło jadał fasolkę, kiedy odkładał, aby zapewnić
    sobie poczucie bezpieczeństwa, którego nigdy nie doświadczył w
    dzieciństwie.
    118
    R S
    Tego już było za wiele. Wszystko, tylko nie fasolka z puszki.
    Podszedł do Amy i odezwał się cicho, tak by nie słyszały go dzieci:
    - Jadę do domu. Dam ci znać, kiedy wrócę. - Nie czekał na jej
    odpowiedz, po prostu wyszedł.
    W kilka godzin pózniej siedział na skórzanej kanapie we własnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl