-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrobić. O jedenastej samochód zawiezie cię do dentysty. Jak tylko załatwią ci
zęby, polecicie z Louisem do Włoch. Potrwa to pewnie ze dwa tygodnie.
- Polecicie! Dwa tygodnie! - Tamara była przerażona. - Ale...
- Nie zapominaj, że mam do dyspozycji całą flotę samolotów. Dlaczego
tracić czas na pociągi i statek? W końcu czas to pieniądz. Mój.
Potrząsnęła głową. Dostała się w jakiś wir, który ją porywał.
- Jutro? - jęknęła słabo. - To ma się zacząć jutro? Wzruszył ramionami.
- Dlaczego nie? Od jutra od ósmej rano będziesz na mojej liście płac, więc
możemy zaczynać.
- W takim razie, lepiej już pojadę - powiedziała wstając. - Wygląda na to, że
muszę się wyspać przed tym wszystkim.
- Chyba tak. Do zobaczenia jutro. Louie ciÄ™ odwiezie.
Powiedziała wszystkim dobranoc i niepewnie wyszła z pokoju. Kolana się
pod nią uginały. Nie odczuwała żadnego uniesienia ani radości. Wręcz
przeciwnie, czuła się załamana. Nie tak wyglądał jej wymarzony sukces. Nie
wiedziała, dlaczego czuje się taka nieszczęśliwa. Może dlatego, że zawarła pakt
z diabłem.
O świcie, półtora miesiąca pózniej, ostre, żółte światła Fiata Balilla omiatały
sterczące tu i ówdzie świerki na zboczu wzgórza wysoko we włoskich Alpach.
Znieg skrzypiał pod łańcuchami, założonymi na opony. Kierowca z wprawą
podjechał pod wejście trzypiętrowego domku, zatrzymał się i natychmiast
wyskoczył, by przytrzymać tylne drzwiczki.
Max Factor, geniusz makijażu i nadzwyczajny kosmetolog, wysiadł wraz z
Oskarem Skolnikiem. Marcowy chłód i czyste, górskie powietrze wyostrzyły
zmysły O.T. Nawet o świcie widział kryształowo czysty obraz. Jeśli powietrze
może uzdrawiać, to tylko takie. Rozciągnął wargi w uśmiechu. Spojrzenie miał
żywe i bystre. Wyglądał znacznie lepiej niż wypoczęty Max Factor. Po
zwykłym śmiertelniku byłoby widać trudy podróży, ale Oskar Skolnik był
mistrzem w odnawianiu energii.
Słysząc zajeżdżający samochód, Louis Ziolko zbiegł po kamiennych
schodach. Opatulony był w futro i szalik. Czekając na tę chwilę, spacerował
nerwowo przed domem.
- Miałeś dobrą podróż? - powitał go, a jego oddech natychmiast zmienił się w
kłąb pary. - Twój pokój i kąpiel czekają. - Miał napiętą skórę i wyglądał, jakby
żył tu w dużym napięciu.
Skolnik prędko wchodził na schody, minąwszy go.
- Jak ona? - spytał bez wstępów, nie zatrzymując się, więc zdziwiony Ziolko
musiał go gonić. - Kiedy ostatnio rozmawiałem z nią przez telefon, była
zdenerwowana.
- Nie możesz mieć pretensji do Tamary. - Ziolko z trudem powstrzymał
gniew. - Operacja była bolesna, a wszystko pod bandażami ją swędzi. To już
półtora tygodnia.
Skolnik stanÄ…Å‚ na schodach.
- Wciąż je ma? Ziółko westchnął.
- Wygląda jak mumia, jeśli o to ci chodzi. Doktor Zatopek chciał je zdjąć
dwa dni temu, ale postanowił zaczekać na ciebie.
- Dobrze. - Skolnik z zadowoleniem kiwnął głową. - Więc jest gotów? Idę
prosto do jej pokoju. Przyślij go tam do mnie.
Ziolko zawahał się.
- To jest pora jego kolacji. Jedyny czas, kiedy prosi, żeby mu nie
przeszkadzać. Lepiej zaczekajmy jakieś pół godziny.
Skolnik spojrzał na Ziolkę twardo.
- Podróżowałem dwa całe dni i dwie noce, piętnaście tysięcy kilometrów,
żeby to zobaczyć. Jeśli ja mogłem zrobić tyle, to pan doktor może przerwać
kolacjÄ™.
- Dobrze. - Ziolko zacisnął wargi i pokiwał głową. Spojrzał na samochód i
dostrzegł szofera, wyładowującego bagaże, i jakąś znaną postać, której nie mógł
skojarzyć, wspinającą się po schodach.
- Poznałeś już kiedyś Maxa Factora, oczywiście - powiedział
niezobowiązująco Skolnik. - Przysiągł utrzymanie sekretu. Możemy mu zaufać,
że zabierze naszą małą tajemnicę do grobu.
Louis popatrzył z ciekawością na kreatora makijażu.
- Miło znów cię widzieć, Max - powiedział lekko, skrywając złość i
potrząsając jego ręką. Jednak wewnątrz kipiał. Tamara specjalnie prosiła o
Pearl, znany element w swym życiu, kogoś, komu ufała. Zamiast tego ma
najlepszego kosmetologa na świecie, ale... obcego. Max Factor czy inny, ona
będzie bardzo zawiedziona.
Skolnik zauważył błysk gniewu w oczach Ziolki.
- Poprosiłem Maxa o przyjazd, żeby mógł osobiście zrobić Tamarze makijaż,
nim się zobaczy w lustrze. Chciałbym, żeby wyglądała jak najlepiej. Wiem, że
to nie było dla niej łatwe.
Niełatwe, chciał krzyknąć Ziolko. %7łebym to ja był pod tymi bandażami,
dawno bym je zerwał, stłukł lustro i rzucił się z jego odłamkami na Skolnika.
Pamiętał doskonale ostrzeżenie doktora Zatopka, którego jednak nie
przekazali Tamarze: operacja może być udana, ale nie ma żadnej pewności.
Chirurgia plastyczna twarzy była w powijakach. Co gorsza, Tamara może być
zniekształconą do końca życia.
Ziolko wszedł za Skolnikiem do ciepłego holu, modląc się, jak przez cały
zeszły miesiąc, żeby seria operacji okazała się udana.
Wkrótce, już bardzo niedługo będzie wiedział, czy jego modlitwy zostały
wysłuchane.
Kim się okaże? Piękną? Czy bestią?
Oczy Tamary.
To było wszystko, co dało się zobaczyć z jej twarzy. Cała reszta wyglądała
jak gładka, biała maska. Miała małe szpareczki na dziurki od nosa i wilgotną,
cieńszą warstwę bandaży na ustach. Nie wyglądała nawet na istotę ludzką, póki
nie spojrzało się w jej oczy. Były ogromne, błyszczące i pełne strachu. Ubrana
w bezkształtny szlafrok siedziała obok stołu operacyjnego, na którym leżała taca [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl