-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Duluth i na wyspę był jeszcze trudniejszy ni\ pobyt w Waszyngtonie. Przybiła łodzią na
wyspę o wpół do szóstej po południu, z przetłumaczonymi fragmentami dziennika Armanda
w torebce. Jeszcze ich nie czytała. Noc zapadała teraz szybciej, lato się kończyło, nadchodziła
jesień. Liście zaczynały ju\ wysychać, przybierając złocistoczerwony kolor.
Tej nocy spała jak nowo narodzona.
Następnego ranka umyła włosy i zrobiła nawet lekki makija\. Wzięła dzienniki i
powędrowała na wzgórze. Uwa\ała, \e to najlepsze miejsce na zapoznanie się z najbardziej
intymnymi szczegółami \ycia Armanda.
W trzy godziny pózniej płakała cicho. Wydawało jej się, \e go znała, ale teraz poznała go
o wiele lepiej. Ostatni fragment jego zapisków wyjaśniał więcej, ni\ kiedykolwiek chciała
wiedzieć.
Nie wiem, czy Faith będzie w stanie sprzeciwić się woli ojca. Jest jeszcze taka młoda i
tak bardzo lęka się świata, który ją otacza. Modlę się, by dorosła na tyle, aby ufać własnym
osądom, aby stać się kobietą, jaką mo\e się stać. Ale osiąganie dorosłości jest trudnym
procesem i nieraz pociąga za sobą ból związany ze zdobywaniem mądrości \yciowej. Ona
wcią\ jeszcze jest młodą dziewczyną, a ja chciałbym, aby była ju\ kobietą zdolną do uporania
się z problemami, jakie wią\ą się z rolą \ony i matki. Chcę, aby była moim partnerem w
\yciu, a nie moją córką czy towarzyszką zabaw. Wydaje mi się, \e ona przekłada nade
wszystko przyjemności... ale mo\e nie powinienem pisać w ten sposób o mojej ukochanej. Ja
te\ mam wady, z którymi muszę \yć, i popełniam błędy, na których muszę się uczyć. Tyle \e
nie mam pewności, czy Faith w ogóle chce się uczyć. Wydaje mi się, \e ona bardziej kocha
myśl o kochaniu mnie ni\ mnie jako takiego. Za cztery dni wszystko się rozstrzygnie. Mamy
spotkać się poza Port Huron. Jeśli przyjdzie, będę wiedział, \e jest gotowa wziąć na siebie
odpowiedzialność związaną z mał\eństwem. Jeśli nie, to te\ będzie dla mnie odpowiedz.
Modlę się, by jej odpowiedz i moja były takie same nie tylko teraz, ale przez resztę naszego
\ycia.
Było jeszcze parę zdań wypisanych dr\ącą ręką na oddzielnej kartce.
śadna miłość nigdy nie pozostaje taka sama. W miarę upływu czasu i miłość dojrzewa.
A jeśli nie, to więdnie i umiera. Ale tym, czego miłość potrzebuje najbardziej, jest nadzieja.
Bez niej wszystko jest nic niewarte .
Hope odło\yła kartkę. Azy zalały jej oczy. Kiedy napisał tę ostatnią stronę? Zanim umarł,
czy zanim opuścił tę ziemię?
Co do jednego miał rację. Faith była za młoda, by stawić czoło miłości, która
przejmowała ją dreszczem i lękiem zarazem.
Tyle było podobieństw w \yciu jej i Faith. Faith straciła matkę w czasie, gdy
potrzebowała jej najbardziej, ona równie\. Faith chciała walczyć przeciwko dominacji ojca,
ale nie miała odwagi. Hope udało się uciec, po czym wrócić i zawrzeć z ojcem pokój. Faith
nie. Nawet ich urodziny przypadały w odstępie dwóch dni. Hope otarła łzy. I kochały tego
samego mę\czyznę. Hope o wiele bardziej ni\ Faith, ale była starsza i mądrzejsza.
Uśmiechnęła się na tę myśl. Jeśli tak, to dlaczego siedzi tutaj, wcią\ rozpamiętując swą
miłość do ducha? Na ogół z chwilą śmierci człowiek nie dostaje drugiej szansy. Gdy \ycie się
kończy, kończy się wszystko. Armand musiał być wyjątkiem, w przeciwnym razie duchy
wypchnęłyby z ziemi \yjących.
Bez Armanda jej \ycie będzie puste. Ma jednak wiele do zrobienia, nawet jeśli nie istnieje
ju\ osoba, z którą chciałaby dzielić \ycie. Wcią\ ma przecie\ swoją pracę, karierę, którą
zyskuje nawet szacunek mÄ™\czyzn. To nie wszystko wprawdzie, ale wystarczajÄ…co du\o.
Musi \yć dalej.
Ale nie tutaj mruknęła. Nigdy więcej tu nie przyjadę.
Rozejrzała się po okolicy, którą kiedyś tak kochała. Zawsze znajdowała tu spokój. Dr\ące
osiki, dęby wy\sze ni\ domy, smukłe sosny wdzięcznie kołyszące się na wietrze. To wszystko
tworzyło nastrój. Ryby pluskające w przezroczystej wodzie jeziora, dzika, nie ska\ona
cywilizacjÄ… przyroda. Jej wyspa oaza spokoju i ciszy.
Kochała to wszystko, ale teraz wspomnienia z wyspy będą łączyć się z Armandem.
Błędne koło, z którego nie wydostanie się nigdy.
Powinna wierzyć Armandowi. Powiedział, \e któregoś dnia wróci. Kiedyś... Gdyby to
miała być prawda, to znajdzie ją wszędzie, niekoniecznie akurat tutaj.
Nie oglądając się za siebie, zeszła ście\ką w dół ku domowi i rzuciła kartki maszynopisu
na stół w kuchni, po czym skierowała się do mola. Dolała benzyny do baku i udała się w
drogę powrotną. Wiedziała, co powinna teraz zrobić. Podjechała do miejscowej restauracji,
weszła i zamówiła lunch, a następnie podeszła do telefonu.
Z panem Haddingtonem proszę powiedziała. Wstrzymała na moment oddech, gdy
podszedł do telefonu, zła na siebie, \e w ka\dym męskim głosie słyszy głos Armanda.
Mówi Hope Langston odezwała się wreszcie. Chciałabym sprzedać swoją wyspę.
Myślę, \e pan mógłby być tym zainteresowany. Przeszła od razu do rzeczy.
Ale\ tak odpowiedział ciepłym głosem. Kiedy mogę ją obejrzeć?
W ka\dej chwili.
Na moment zaległa cisza.
Mo\e dziś po południu, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu zaproponował.
Trochę się panu spieszy, prawda? spytała. Zaśmiał się. Brzmienie jego głosu
zaskoczyło ją.
Przymknęła oczy.
To dlatego \e ju\ dawno chciałem zobaczyć to miejsce. Byłem tam raz, gdy \yła pani
matka, i od tego czasu wcią\ o nim myślę. Prawdę mówiąc, kto wie, czy nie kupię tej wyspy
dla siebie.
Hope przypomniała sobie jak przez mgłę wysokiego chudego chłopca z rękami w
kieszeniach wpatrującego się we wzgórze, gdy pani Haddington przyjechała z wizytą do jej
matki.
Dobrze zgodziła się. Zobaczymy się po południu.
Nawiasem mówiąc, to miło z pani strony, \e odkryła pani tę informację o szezlongu.
Słucham? spytała, nie mając pojęcia, o czym on mówi.
To chyba pani napomknęła, \e jeden z moich przodków miał dokładnie taki sam?
Najwyrazniej starał się z nią podroczyć. Dom Picarda, przypomniała sobie nagle. Powiedziała
przewodniczce, \e Jeff Haddington uwa\ał, i\ jego przodek mógł mieć taki sam szezlong, jaki
znajdował się w muzeum.
Nigdy nic nie wiadomo, panie Haddington powiedziała obojętnym tonem. Po prostu
nigdy nic nie wiadomo.
Ma pani rację. Bardzo bym chciał dowiedzieć się czegoś więcej o innych pani
odkryciach. Najwyrazniej zrobiła pani du\e wra\enie na przewodniczkach w muzeum.
To nie było trudne uśmiechnęła się. A więc do zobaczenia dodała jeszcze,
odwieszając słuchawkę. Co za ironia losu, \e potomek Faith kupi wyspę, która nale\ała tak
naprawdę do Armanda. Mo\e tak powinno być?
Gdy wracała na wyspę, na niebie gromadziły się ciemne chmury. Czy w tej części kraju
są tylko błyskawice i grzmoty, czy te\ wszystko to się zaczęło z chwilą pojawienia się
Armanda? Nie mogła sobie przypomnieć drugiego tak burzliwego lata. Błyskawice zbli\ały
się i oddalały. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl