-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się, w miarę jak świetlista sieć wypełniała przejście.
Nie odrywała rąk, póki cała moc nie opuściła jej ciała. Kiedy odsunęła się w tył, otwór w
portalu wyglądał, jakby oplótł go siecią złoty pająk. Nici przez chwilę lśniły miękko, po czym
się rozwiały.
- Nie udało się - powiedziała Eve pustym głosem.
- Nie wierzę - odezwał się Luke. - Kiedy na ciebie patrzyłem... było prawie jak w kościele.
Nie wierzę, że nic się nie zmieniło.
Schował miecz, podbiegł do portalu i spróbował przełożyć rękę. Wokół dłoni rozbłysły złote
iskry.
- Widzicie? Chyba zrobiłaś pole siłowe. Nie przepuściło mnie.
- A co z demonami? - zapytała Jess.
- Zdaje się, że musimy zaczekać. - Eve dała z siebie wszystko. Tutaj nie było już nic do
zrobienia.
Eve podniosła kawałek pizzy jak kieliszek.
- Za nas.
Wszyscy troje wznieśli pizzowy toast. Rodzice pozwolili im wpaść po szkole do Piscatellego,
o ile nie będą się rozdzielać. Po obiedzie mieli pójść na parafię, skąd mama Jess planowała
odebrać przyjaciółki.
Zajrzeli na parafię już po drodze, żeby Luke wziął miecz - na wszelki wypadek. Pózniej, idąc
na Main Street, zboczyli do posiadłości Medwayów, żeby spojrzeć na portal. Niewidzialna
sieć przy dotknięciu wciąż sypała iskrami. Nie minął nawet dzień, od kiedy zamykała
przejście. Ale był to dzień bez wargrów.
Co prawda, po jedzeniu zwykle siedzą po tamtej stronie przez kilka dni, uświadomiła sobie
Eve po raz kolejny.
- Toast się nie liczy, jak nie zjesz chociaż kawałka - odezwał się Luke.
Eve zamrugała i ugryzła kęs pizzy. Próbowała skupić się na doskonałej kompozycji smaków.
W tej chwili tylko ta kwestia wymagała jej uwagi. Jeśli coś przejdzie przez portal, cóż, wtedy
siÄ™ tym zajmie.
A jednak zapach drzewnego dymu wciąż kazał jej myśleć o demonach. Wiedziała, że
wydobywa się z miecza, ale jej instynkt na zawsze skojarzył go z niebezpieczeństwem.
- Tylko nie upapraj nowego swetra - ostrzegła Luke'a Jess. - Eve, jak myślisz, może zrobimy
mu śliniaczek z serwetek?
- Sweter miał go uchronić od modowych wpadek - zauważyła Eve. - Zliniak nie wygląda
dobrze na nikim powyżej trzech lat.
- A moim zdaniem on wyglądałby dobrze we wszystkim.
Wysoka dziewczyna z włosami do połowy pleców, na oko dwudziestoletnia, przysunęła
krzesło od sąsiedniego stolika i usiadła obok nich. Wyciągnęła rękę i wygładziła kołnierz
swetra Luke'a, chociaż leżał równo i wcale nie wymagał poprawiania.
Eve spojrzała na Jess i na Luke'a. Znają tę laskę? Eve na pewno jej nie znała. I była raczej
pewna, że wolałaby nie poznawać.
Luke natychmiast przełączył się na tryb podrywu.
- Musisz mieć dobry gust, a to znaczy, że zawsze będziesz mile widziana przy moim stoliku.
Moim?" Eve powstrzymała parsknięcie.
- Znasz ją? - szepnęła Jess.
- Nie, ale chciałbym - odpowiedział równie cicho Luke.
Czy on jest fizycznie niezdolny do nieflirtowania? - pomyślała Eve.
- Ja też nie - stwierdziła Jess. - A znam wszystkich, których zna Eve, a Eve też jej nie zna.
Dziewczyna wzięła trójkącik pizzy z ich półmiska i ugryzła. Eve zwróciła uwagę na jej wargi
i pełne, wydatne, takie, jakie podobają się facetom. Podkreślała ich kształt ciemną szminką.
- Nie znacie mnie, ale ja znam was. Luke Thompson i Eve Evergold. - O Jess nie wspomniała.
- To wy znalezliście ciało Payne'a.
Eve upuściła swój kawałek pizzy na talerz.
- Znałaś Payne'a?
W gazetach i telewizji nie podano jego nazwiska. Dziennikarze mówili tylko o znalezionym
w lesie niezidentyfikowanym ciele mężczyzny, ostatniej ofierze tajemniczego zwierzęcia.
Dziewczyna również odłożyła pizzę. Teraz wydawała się mniej zadziorna niż przed chwilą.
- Był moim nauczycielem - powiedziała.
- Jesteś z Zakonu? - Oczy Luke'a się rozszerzyły. Dziewczyna podniosła brwi. Wyglądała na
wstrząśniętą. Ale szybko się opanowała.
- Powiedział wam...? - Pokręciła głową. - Nie powinniśmy tutaj rozmawiać. Wyjdzmy na
zewnątrz. Ktoś jeszcze chce was poznać. A przy okazji, mam na imię Alanna.
- A ja Jess - odezwała się Jess z naciskiem. - Ja też byłam przy Payne'ie, kiedy zginął.
- Przepraszam. - Sądząc po jej głosie, Alannie nie było szczególnie przykro. - W
wiadomościach o tobie nie mówili. Stamtąd się dowiedziałam o was dwojgu. Nie było trudno
wytropić was w takim małym miasteczku. Zapytałam kilka osób i, bingo, ktoś widział, jak
wchodzicie do pizzerii.
Wstała.
- Idziecie?
Eve kiwnęła głową. Wciąż nie była pewna, czy chce znać Alannę. Ale musiała dowiedzieć się
więcej o Zakonie. Krótka znajomość z Payne'em uświadomiła jej, ile znaczy spotkanie z
kimś, kto naprawdę rozumie, jak wygląda teraz jej życie.
Alanna poszła przodem. Na chodniku czekał jasnowłosy mężczyzna mniej więcej w wieku
Payne'a. Wokół oczu i ust miał głębokie zmarszczki. Eve zwróciła uwagę na jego łagodne
spojrzenie.
- To jest Callum - przedstawiła go Alanna.
- Kilka przecznic stąd jest park. Chodzmy tam -zaproponował Callum. - Potrzebujemy chwili
prywatności.
W milczeniu ruszyli ulicą. Po wejściu do parku Callum skierował się do altanki, osłoniętej
częściowo przez wierzby. Usiadł na jednej z ławek wewnątrz. Eve i pozostali zajęli miejsca
obok niego.
- Wiedzą o Zakonie - oznajmiła Alanna. Wyrzuciła te słowa tak szybko, jakby z trudem je
powstrzymywała do czasu, aż znajdą ustronne miejsce do rozmowy.
- W takim razie Willem musiał im ufać - stwierdził Callum. Przyjrzał się Jess i Eve. - Jestem
zaskoczony. Nie należał do ufnych.
- On... mieliśmy coś wspólnego - odezwała się Eve. - Oboje walczyliśmy z demonami. Chcę,
żebyście wiedzieli, że Payne zginął w walce. Zabił go wargr, ale przed śmiercią zdołał
uratować życie jednej dziewczynie.
- Dziękujemy, że nam o tym mówisz - odpowiedział Callum.
- Ja myślę raczej o tym, co mówiła o walce z demonami. - Alanna odrzuciła z twarzy lśniące
włosy.
- Zechcesz nam to wyjaśnić? - poprosił Callum. - Skoro wiesz o Zakonie, rozumiesz, dlaczego
o to pytam. Im więcej nam powiesz, tym więcej ludzi uratujemy.
Powiedziałam im już, że walczę z demonami. Równie dobrze mogę powiedzieć resztę, uznała
Eve. Poza tym sama miała mnóstwo pytań. Jeśli podzieli się swoją wiedzą, powinna dostać
coÅ› w zamian.
Zaczęła od samego początku albo prawie od początku - od dnia, w którym stopiła trzymany w
ręce błyszczyk, kiedy z jej palców wystrzeliły iskry. Opowiedziała im o Malphasie, o Helenie
i wargrach, o portalu i sieci, którą go zamknęła.
Coś w Callumie - w jego twarzy - podpowiadało jej, że tego człowieka nie zaskoczy nic, co
mógłby od niej usłyszeć. Z prawdziwą ulgą wyrzucała z siebie wszystko, co się zdarzyło,
przed dorosłym, który być może potrafi udzielić jej rady.
- Przykro mi, że nie wiedzieliśmy o tym, że demony już wcześniej pojawiały się w waszym
mieście - odezwał się, kiedy skończyła - i że nie przybyliśmy, żeby cię chronić, nim nie
nauczyłaś się korzystać z mocy i nie nabrałaś doświadczenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl