-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tego, że ruszając za nimi narazi się na ogromne ryzyko i najprawdopodobniej nigdy już
nie zobaczy lotów godowych na swej planecie, czuł jednak, że podczas wielodniowej
wędrówki stał się członkiem tej grupy. Po chwili, zapominając o typowym dla swego
gatunku zdrowym rozsądku, ruszył szybko za pozostałymi.
Już na samym dole jeden z robotów zagrodził Hanowi drogę. Machina kończyła właśnie
niszczenie jednego z bunkrów, bez trudu rozbijając na drobne kawałki olbrzymie,
monolityczne ściany. Dojrzawszy Hana robot uniósł zbrojną rękę i wycelował.
Han natychmiast uniósł ciężki karabin i wypalił na oślep. Siła eksplozji odrzuciła go o
parę metrów do tyłu, lecz ładunek trafił robota w sam środek wypolerowanego pancerza.
Machina zatrzęsła się, a szok elektroniczny spowodował jej chwilowe unieruchomienie.
Han ponownie uniósł karabin i wycelował w miejsce, gdzie głowa łączyła się z
84
Han Solo i utracona fortuna
korpusem.
Głowa robota, oderwana od tułowia siłą eksplozji, potoczyła się na bok. Han wystrzelił
jeszcze raz, lecz z lufy karabinu dobył się tylko słaby płomyczek. Magazyn energetyczny
broni był prawie wyczerpany.
Coraz więcej i więcej robotów wkraczało do tej części obozu. Chewbacca przyklęknął
na jedno kolano w chwili gdy następny robot szykował się do ataku na Hana. Wookie
przyłożył kuszę do ramienia i wystrzelił. Jednak pocisk odbił się tylko od lśniącej klatki
piersiowej robota. Chewie zapomniał, że jego broń była naładowana normalnymi
ładunkami, które w tym przypadku na niewiele mogły się przydać.
Han odrzucił na bok bezużyteczny już karabin i wyszarpnął z kabury pistolet, nastawiając
go na maksymalne rażenie. Chewbacca odczołgał się do tyłu i przeładował kuszę,
wkładając do magazynka naboje eksplodujące. Han, kryjąc partnera, wystąpił krok do
przodu i parokrotnie, raz za razem, nacisnął na spust pistoletu, celując w złącze głowy
i tułowia przybliżającego się robota. Cztery trafienia dosięgnęły robota w chwili gdy on
sam wyemitował z ramienia śmiercionośną wiązkę. Han przewidująco rzucił się moment
wcześniej na ziemię i wiązka przeleciała mniej więcej metr nad nim. Robot płonąc runął
na ziemię.
Dobrze uzbrojeni obrońcy obozu stawiali napastnikom silny opór, korzystając z ciężkich
dział, miotaczy granatów i wyrzutni rakietowych. Ludzie, humanoidy i roboty poruszali
się wśród świszczących kul, eksplodujących ładunków i gryzącego dymu. Cztery roboty
zerwały wzmocniony dach sześciennej chaty, zaciekle bronionej przez paru pracowników.
Korzystając z wielokalibrowego działa broniący się unicestwili maszyny. Zaraz jednak
zastąpiły je inne. Załoga strzelając ze wszystkich luf, desperacko próbowała odeprzeć
atak. Nie zdało się to jednak na nic. Mimo że obrońcy robili wszystko, co było w ich
mocy, rozwścieczone roboty wdarły się wreszcie do środka i wkrótce dokończyły dzieła
zniszczenia.
Niedaleko od tego miejsca tuzin pracowników I’noch uformował linię ogniową w trzech
szeregach. Koncentrowali ogień na każdym zbliżającym się robocie. Dzięki temu na
jakiś czas zdołali powstrzymać atak. W innych miejscach pojedynczy górnicy usiłowali
przedrzeć się przez wysokie skały do ciężkich dział, których stanowiska pozostawały na
razie nie obsadzone.
Większość personelu i pracowników została jednak zaskoczona, nie posiadała broni lub
została już otoczona. Nikt jednak z nich nie poddawał się bez walki. Tam, gdzie sytuacja
stawała się zupełnie beznadziejna, wrzała najzacieklejsza walka. Ludzie, humanoidy
i inne stwory z determinacją walczyli o życie. Lecz roboty nieubłaganie posuwały się
jednak naprzód, pokonując przeszkody lub padając, nieświadome czegoś takiego, jak
instynkt samozachowawczy.
Han dostrzegł jak potężny Maltorrańczyk chwyta za młot pneumatyczny i wwierca go z
tyłu w tułów robota. Machina prawie natychmiast eksplodowała, zabijając jednocześnie
robotnika. Dwóch techników górniczych i dwie kobiety usiłowali przedrzeć się przez
szeregi robotów w kabinie olbrzymiego buldożera. Udało im się unieszkodliwić parę
robotów, które padły zgniecione olbrzymimi gąsienicami pojazdu. Już wydawało się, że
zwyciężyli, gdy nagle zmasowany ogień robotów dosięgnął silników buldożera. W chwilę
później maszyna zamieniła się w kupę płonącego żelastwa. W innym znów miejscu
trzech W’iiriańczyków zaatakowało jednego robota szczypcami do cięcia metali. Machina
po kolei zrzucała ich z siebie, miażdżąc potężnymi kończynami, jednak w chwilę później
również sama znieruchomiała, wskutek uszkodzeń niezdolna do dalszej walki.
— Nigdy nie uda nam się dotrzeć do „Sokoła”! — krzyknął Badure do Hana. — Uciekajmy
stąd!
85
Han Solo i utracona fortuna
Z każdą chwilą coraz więcej robotów zbliżało się w ich kierunku i ucieczka grzbietem
górskim już nie wchodziła w rachubę.
— Możemy schronić się w barakach! — zaproponował Badure.
Han przelotnie spojrzał w tamtym kierunku.
— To bez sensu! Stamtąd nie ma żadnej drogi ucieczki! — przez chwilę zastanawiał
się nad wysadzeniem mostu, gdy tylko znajdą się po drugiej stronie, wymagałoby to
jednak użycia dział przynajmniej tak silnych jak te na pokładzie „Sokoła” lub galary
transportowej. Ta ostatnia stała się już zresztą obiektem ataku. Wokół niej uformował się
pierścień mniej więcej tuzina robotów, zawzięcie strzelających, podczas gdy olbrzymie
silniki galary rozgrzewały się przed startem. Główne działa transportowca bluzgały
ogniem. Wiele z robotów wyczerpało już swoją energię bojową i ich ramiona-karabiny
milczały, jednak z każdą chwilą coraz więcej i więcej maszyn gromadziło się wokół
statku. Chociaż działa galary za każdym odpaleniem likwidowały po kilku robotów, było [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] - zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zambezia2013.opx.pl